Podsumowanie października – nauka łapania dystansu

0 No tags Permalink 0

Poprzedni miesiąc dał mi wyraźnie do zrozumienia, że coś w moim odbieraniu świata się zmienia. Zaczynam łapać dystans do sytuacji, które miały miejsce. Było, minęło, trzeba dalej robić swoje. Nie oznacza to braku wyciągniętych wniosków. Co to, to nie. Piszę to w między innymi w kontekście Krakowskiego półmaratonu. Jeżeli jesteście zaciekawieni, jak przebiegł mi październik, to gorąco zapraszam do lektury.

Nie wiem, co się dzieje z tą pogodą, ale absolutnie mi to nie przeszkadza. Aura za oknem sprzyja wszelakiej aktywności, więc korzystajcie na całego. W tym miesiącu mija okrągły rok od pierwszego podsumowania miesiąca. Czas szybko leci. Nie pominąłem żadnego miesiąca, co eksponuje jeden z moich talentów – regularność. Nie zawsze było łatwo, ale takie podsumowania mają pewną wartość dla Was i dla mnie. Czasem lubię przeczytać moje wpisy sprzed 3-4 lat. Daje mi to niesamowitego kopa motywacyjnego, bo widzę, że praca idzie we właściwym kierunku. Nie jestem mistrzem pisania, ale notuję ewidentny progres. Rozwijam się, a to cieszy. Zarówno rozwój, jak i pisanie sprawia mi autentyczną radość.

„Jeśli czujesz przygnębienie, to dlatego, że żyjesz w przeszłości. Jeśli czujesz niepokój, to dlatego, że żyjesz w przyszłości. Jeśli czujesz spokój, to dlatego, że żyjesz w teraźniejszości.” – Lao Tzu


 

Treningowy październik

Miniony miesiąc odbieram jako urozmaicony. Był trening, było trochę startów. Jednocześnie nie odczułem mocnego zmęczenia startami, a wszystko przez pewne komplikacje. Z góry planowałem, że start na 10 km w Lublinie będzie mocniejszym treningiem. Tak też zrobiłem i zameldowałem się na mecie po 34:59.

Wszystko było ustawione pod start docelowy, czyli półmaraton w Krakowie. Niestety, nie byłem zadowolony z tego startu, ale jednocześnie tak jak napisałem we wstępie – byłem spokojny o swoją formę, bo wiedziałem, że trzeba wyeliminować konkretny problem. Pierwszy sygnał, że coś jest nie tak, dostałem na dyszce – biegłem w komfortowym tempie, a pomimo tego złapała mnie kolka. Cały czas czułem, że coś siedzi mi na wątrobie, ale wierzyłem, że tydzień wystarczy, aby sytuacja się wyklarowała. Nic z tego, życie zweryfikowało, że to nie był przypadek. Praktycznie od samego początku połówki biegłem na granicy kolki. Na szczęście przed biegiem zaplanowałem kilka scenariuszy taktycznych, więc nie musiałem myśleć na biegu, co tu dalej robić. Postanowiłem, że będę biegł w najszybszym możliwym tempie, które nie zaowocuje nieprzyjemnym kuciem w okolicach wątroby. Międzyczasy wyraźnie pokazują, że od początku biegłem równo. Metę minąłem po 1:14:50, a w nogach miałem pracę, która prędzej mnie doładowała, niż rozładowała. Po biegu wiedziałem, że muszę coś zrobić, bo w innym wypadku mogę uznać sezon za zakończony. Nie czułem złości i frustracji, byłe spokojny jak nigdy. Na szczęście raczej zdiagnozowałem przyczynę, bo od tamtego biegu kolka nie wróciła. W poprzednim zdaniu napisałem raczej, bo do tej pory obserwuję swój organizm, nie mam stuprocentowej pewności.

Sześć dni po półmaratonie dobiegłem 2 w City Trail. Tamten bieg kosztował mnie sporo zdrowia. Ostro nadwyrężyłem kostkę, myślę, że miałem sporo szczęścia, że nie jej nie skręciłem. Kolejny tydzień to mocny bieg na lotnisku, gdzie ponownie doleciałem drugi. Tutaj ponownie ostra walka od samego początku i nieudana pogoń za liderem. Dzień później wystartowałem na dystansie 5 mil, gdzie udało się wygrać. Wychodzi na to, że mój sezon biegowy zaczął się 20 października. Szkoda, że niebawem już się kończy.

No dobra, ale co zapisałem w dzienniczku treningowym? Przez 31 dni wybiegałem 304 km na 25 jednostkach treningowych [średnio 12,16 km na trening]. Biegałem przez 23 dni, a przez 8 odpoczywałem.

Październikowe wpisy na blogu

Mam świadomość, że to nie był szczególnie produktywny miesiąc. Nie tworzę tylu treści, co kiedyś, ale wszystko rozbija się o czas. Bieżących obowiązków mi nie ubywa. 🙂 Pisanie sprawia mi radość, więc w dalszym ciągu będę to robił, bo chcę. Niewiele osób wie, że opublikowałem łącznie 415 tekstów!


 

Plany na listopad

Można uznać, że sezon biegów ulicznych kończy się 11 Listopada. W tym miesiącu startuje kolejna dycha w Lublinie. W związku z tym mój kalendarz startów wygląda następująco:

  • 10/11 – 5 km, Ryki. (?)
  • 11/11 – City Trail, Lublin.
  • 25/11 – Dycha do Maratonu, Lublin.

Roztrenowanie zbliża się wielkimi krokami. Czas na kontrolowany i zaplanowany odpoczynek. Głowa nie domaga się wrzucenia na luz, a wszystko za sprawą świetnej pogody, która sprzyja aktywności biegowej. Będzie dużo mniej biegania, a powinno przełożyć się na więcej czasu wolnego. To idealny moment na spokojne planowanie pierwszej części 2019 roku. Lekko nie będzie.

Aby zdrowie było!

No Comments Yet.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.