
Stare polskie przysłowie mówi: „w marcu jak w garncu”. To nic innego jak aluzja do zmienności pogodowej. Tegoroczny marzec był dosyć stabilny w negatywnym znaczeniu, bo zdominowany przez zimę. Zdarzały się epizodyczne przebłyski wiosny, kiedy termometr wskazywał ponad 10 kresek. Dlaczego tak rozpisuję się o pogodzie? Bo nie ułatwiała realizację planu treningowego. Ba, kto jak kto, ale ja wiem, co siedzi w głowach biegaczy, bo dostaję trochę raportów treningowych. Druga część miesiąca upłynęła pod znakiem pesymistycznych raportów, marudzenia i spadku motywacji. Chcąc nie chcąc, trochę mi się udzieliło, a gwoździem do przysłowiowej trumny był ostatni bieg City Trail. Od tamtej soboty mam uczulenie na śnieg i zimę. Tak, to nie żart! No nic, przechodzę do konkretów, a dokładniej do podsumowania marca. Miłej lektury!
Treningowy Marzec
Konsekwentnie robię swoje. Zrealizowałem 100% założeń treningowych, choć początek miesiąca był trudny. Przeciążenie mięśnia biodrowo-lędźwiowego ciągnęło się do 10 marca. Tuż przed startem w Radomiu ból odpuścił. Cieszyłem się, jak dziecko, bo wiedziałem, że ten start może pogorszyć sprawę. Mobilizacja, rolowanie, rozciąganie, praca Andrzeja (fizjoterapeuta) nie poszły na marne. Jak wyglądał mój trening w liczbach? Przez 31 dni wybiegałem 359,1 km na 25 jednostkach treningowych [średnio 14,36 km na trening]. Biegałem przez 24 dni, a 7 było wolnych.
Trzykrotnie stawałem na linii startu. Dwa pierwsze starty były treningowe, a trzeci docelowy. Bieg Kazików (11/03) był dobrym przetarciem i sprawdzianem formy. Przyznaję, że zakładałem lepszy czas na mecie, ale trasa i wiatr w Radomiu postawiły twarde warunki. Końcowy wynik 33:31 wstydu nie przyniósł. Na półmetku miałem 16:16, a potem było coraz gorzej. Jak po zawodach przeglądałem zdjęcia, to zwróciłem uwagę, że już po pierwszym kilometrze wyglądałem, jakbym miał w nogach conajmniej piątkę.
Ostatni bieg City Trail to walka z trasą i narastająca irytacja. Wynik mówi sam za siebie – 21:44 i siódme miejsce. W klasyfikacji generalnej uplasowałem się tuż za podium. Drużynowo zajęliśmy 3 miejsce. W kolejnej edycji City Trail raczej nie wystartuję. Chyba, że trasa ulegnie zmianie, ale nic mi o tym nie wiadomo.
Na koniec pozytywny akcent. Od grudnia trenowałem z myślą o 13. Półmaratonie Warszawskim. W styczniu dopadła mnie infekcja, która zasiała w mojej głowie niepewność. Byłem bliski rezygnacji z tego startu na rzecz połówki w Poznaniu. Dobrze, że tego nie zrobiłem, bo to był świetny bieg! Wybiegałem nową życiówkę: 1:12:42. Co tu dużo mówić – organizacja była przednia, pogoda tego dnia była bardzo dobra, a waleczni rywale pomogli urwać kilka sekund. Gorąco zachęcam do przeczytania relacji z tego biegu (klik). Swoją drogą, powtórzyłem swój wynik sprzed roku – znowu byłem piąty w Mistrzostwach Polski blogerów. Cóż, muszę tam wrócić za rok. Ten start dał mi solidny zastrzyk wiary w siebie. Był też swoistym kopem motywacyjnym – wiem, że mam rezerwy w treningu, a to powinno przełożyć się na poprawę wyniku.
Osiągnąłem wagę startową. W Święta Wielkanocne nie trzymałem diety, ale będę szczery. Czy te kilka świątecznych dni zrujnują pracę, jaką wykonujemy przez grubo ponad 300 dni w roku? Dopiero teraz doceniam różne przysmaki, których kiedyś nie dostrzegałem! Do Czwartej Dyszki powinienem wrócić w okolicę wagi startowej, a jednego jestem pewien – będę mocno doładowany glikogenem.
Blogowy Marzec
Marzec był skromny z perspektywy wpisów na blogu. Uprzedzałem o tym w poprzednim podsumowaniu. Zapewniam Was, że nie próżnowałem. Czerpałem garściami z warsztatu blogowego. Mam nadzieję, że w tym miesiącu pochwalę się owocem mojej pracy. Kto się nie rozwija, ten się cofa. Poniżej podrzucam odnośniki do marcowych publikacji:
- Placek owsiany – szybkie danie po treningu.
- Zegarek biegowy do 1000 zł – marzec 2018.
- Technika biegu – jak nad nią pracować?
- 13. Półmaraton Warszawski – sprawdzian psychiki.
Nie napisałem tekstu z cyklu „Biegacz na diecie” oraz przepisu na danie przed treningowe. W tym miesiącu powinienem to nadrobić.
Plany na ten miesiąc
Kwiecień będzie okresem przejściowym. W tym momencie nie mam sprecyzowanych planów na drugą część miesiąca. Moje plany startowe wyglądają następująco:
- 08.04.2018 Czwarta Dycha do Maratonu.
Dziwnie to zabrzmi, ale nie zdziwię się, jak dycha będzie moim ostatnim startem w miesiącu. Z drugiej strony, jak zaliczę biegi w trzy kolejne weekendy, to też nie będę zaskoczony, stawiam na spontaniczność. W kwietniu jest kilka ciekawych biegów w okolicy na dystansach, które mnie interesują (5-10 km). Życie to zweryfikuje. Szkoda budować formę przez kilka miesięcy, a potem odmawiać sobie startów. Moja sytuacja nie jest oczywista, bo będę „w trakcie przełączania się” z zawodów ulicznych na bieżnię. Więcej szczegółów niebawem.
Jak wyglądają moje blogowe plany na kwiecień? Dosyć ambitnie.
- wpis z cyklu „Biegacz na diecie”.
- wpis z prostym przepisem dania przed treningowego.
- test ulubionych startówek.
- recenzja Saucony Kinvara 9.
- recenzja zegarka Fitbit Ionic.
- wpis na temat regeneracji i koncentracji przed startem docelowym. [kwiecień/maj 2018]
- zestawienie butów startowych 2018. [kwiecień/maj 2018]
- zestawienie butów treningowo-startowych 2018. [kwiecień/maj 2018]
- zestawienie butów treningowych 2018. [kwiecień/maj 2018]
Jak widać, moje plany na ten miesiąc są naprawdę ambitne. Wierzę, że pogoda będzie iście wiosenna, a to z pewnością przełoży się na stan flow w trakcie pisania. Oczywiście nie wykluczam, że jakiś wpis może pojawić się bez wcześniejszej zapowiedzi. Chyba każdy z nas ma tak, że jak wpadnie na dobry pomysł, to nie chce zwlekać z jego realizacją. Trzeba kuć żelazo, póki gorące. Biegacze mają tak nader często, bo dotleniony mózg to produktywny umysł. Prawda? 🙂
Tradycyjnie życzę Wam, aby zdrowie Was nie opuszczało. Pamiętajcie, ciągłość robi robotę. W każdym aspekcie życia. Konsekwencja to fundament najmniejszego sukcesu.
Leave a Reply