Druga część sezonu nabiera tempa. Mamy różne motywacje i cele, ale wielu z nas nakręca rywalizacja. Wyścig z czasem lub innym biegaczem jest wpisany w specyfikę dyscyplinę. Czas dotyczy nas wszystkich. Dla jednych to nie istotne, a inni walczą o każdą sekundę. Tak czy inaczej, obie grupy biegaczy popełniają błędy związane z eksperymentami w ostatnim momencie…
W trakcie treningu myślałem, skąd bierze się ten pomysł próbowania nowych rzeczy akurat w dzień startu. W tym miejscu doprecyzuję, że mam na myśli głównie dietę, suplementację oraz sprzęt. Mamy mnóstwo czasu w trakcie przygotowań, które ciągnął się tygodniami. Dystans docelowy nie ma znaczenia, bo pokusa eksperymentowania dotyka w podobnym stopniu maratończyka, jak i startującego na dystansie pięciu kilometrów. No właśnie, ale co udało mi się wymyślić w trakcie treningu? Wydaję mi się, że chęć próbowania ma przyczynę na dwóch różnych płaszczyznach:
- Chęci zysku.
- Zdjęcie presji.
Co mam na myśli? Przez chęć zysku rozumiem posiłek, który w ogólnym rozrachunku okaże się wartościowszy lub suplement diety, który przełoży się na lepszy wynik na mecie (na przykład: preparat z wysoką zawartością kofeiny). Lepsze samopoczucie, więcej energii, lżejszy żołądek – tak wyobrażamy sobie nasze samopoczucie po eksperymentalnym posiłku. Wygodniejsze lub dynamiczniejsze buty, które sprawią, że przekroczymy linię mety o 4% szybciej. 😉 Ludzie mają tendencję do podejmowania ryzyka, które może się opłacić. Ot, taki swoisty hazard. Zdjęcie presji to nic innego, jak usprawiedliwienie się przed samym sobą, ale nie tylko, że coś nie poszło po naszej myśli. Niewygodne buty, spodenki, które obtarły do krwi, kolka, mdłości, ociężały żołądek, brak mocy – to mogą być potencjalne przyczyny słabszej dyspozycji w dniu startu.
Skąd się to bierze? Internet pęka w szwach od różnego rodzaju treści. Lepsze jest wrogiem dobrego. Prawdą jest, że to swoista kopalnia informacji. Pamiętajmy, że nie wszystko jest złotem. W tym momencie nie będę wartościował, jakiego rodzaju contentu jest więcej, ale podkreślę, że trzeba uważać. Jesteśmy kowalami własnego losu. Podejmujemy decyzję, a potem ponosimy konsekwencje. To żadne odkrycie. Dlatego sugeruję, aby w dniu startu trzymać się utartych schematów. Masz sprawdzony posiłek, który przetestowałeś przed dziesiątkami treningów? Zjedz go. Masz sprawdzoną odżywkę, która działała na wielu treningach? Weź ją. Masz wypróbowane buty, które nigdy Cię nie zawiodły? Biegnij właśnie w nich.
Nie daj się skusić na eksperymentowanie. Sprawdź nowość w trakcie treningu. Zawody to nie jest odpowiedni moment. Stres związany z zawodami ma wpływ na nasz organizm, który może działać inaczej niż zwykle. Nie dokładajmy mu nowych bodźców. Moim zdaniem gra nie jest warta świeczki. STOP eksperymentom!
Sam stawiam na rutynę:
Na koniec dodam, że sam nie byłem święty. Biegam od 2004 roku, więc możecie mi uwierzyć na słowo, że nie raz uległem pokusie eksperymentowania. Myślę, że to temat na odrębny wpis… 🙂
28 września, 2018
eksperyment z dietą suplementami i sprzętem szczególnie butami najlepiej rozłożyć w czasie. próby zacząć na krótkich rozbieganiach(szkoda zmarnować trening tempowy przez posiłek lub na długim rozbieganiu w nowych butach nabawić się pęcherzy) .każda nowa zmiana wymaga aby ją zweryfikować powtarzalności. jest tyle zmiennych które mają wpływ na nasze subiektywne odczucia. do nowej diety organizm musi mieć czas się przyzwyczaić. nowe buty muszą się ułożyć na nodze.każde zmiany trzeba wprowadzać stopniowo. buty startowe najpierw najlepiej sprawdzić na krótkim rozbieganiu,nowy żel ,a nawet skarpetki też. dopiero potem wypróbować je na treningu tempowym a żel na długim rozbieganiu.
28 września, 2018
2oo4 rok…. mam sentyment. ostatni dobry rok biegania dla mnie. a potem ponad 800 dni antybiotyków i game over z bieganiem
the end
5 października, 2018
Mój przykład z ostatniej niedzieli. Za kilka minut start Maratonu Warszawskiego. W pasie mam 4 sprawdzone żele i nie testowane jeszcze 2 shoty magnezowe. Do ich kupienia namówił mnie kilka dni wcześniej pracownik sklepu sportowego. – Weźmie pan jeden przed startem, a drugi na 27 kilometrze. – OK – pomyślałem inni biorą to i ja spróbuję. Wiedziałem, że to złamanie zasady „Nic nowego w dniu startu”, ale skusiła mnie wizja lepszej dyspozycji w trakcie i „życowki” na mecie. Nie miałem też już czasu na ich testowanie.
Zostało 5 minut do startu. Złapałem małą buteleczkę i łyknąłem. Poczułem tylko strasznie kwaśny smak, który zaciska mi gardło tak, że nie mogę oddychać. Nie miałem czym popić. Dusząc się chodziłem w koło szukając czegoś, co mogło mi pomóc. Pojawiła się panika – kiedy to przejdzie i czy dam radę biec w takim stanie. W końcu zaczęło przechodzić. W chwili startu czułem w ustach jedynie kwaśny posmak. Opuściłem sobie kolejną dawkę na 27 kilometrze. „Życiówkę” i tak udało mi się poprawić o prawie 20 min. Pozdrawiam