Czas płynie bardzo szybko. Leci dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, dycha za dychą. Przed nami Trzecia Dycha do Maratonu 2017/2018! Mam doskonałą pamięć i wydaję mi się, że Pierwsza Dycha do Maratonu była całkiem niedawno, a od pierwszego strzału startera minęło ponad 6 lat! Przewinęło się sporo twarzy. Niektórzy złapali biegowego bakcyla na lata, a inni zawiesili buty na kołku i realizują się w czymś innym. Jak patrzę w przeszłość, to widzę sporo zmian w życiu, ale pasja biegowa nie słabnie. Wręcz przeciwnie, czuję, że rośnie z każdym rokiem. Nieprawdopodobne. 😉 No nic, przechodzę do głównego tematu tego wpisu, a mianowicie do (zimowego) poradnika Nocnej Dychy.
Na wstępie krótka dygresja na temat aktualnej trasy. Jestem zaskoczony, że nawet nie zahaczymy o centrum miasta. Kiedy, jak nie teraz? Lublin ma, co pokazać. Kiedyś myślałem, że lokalizacja z metą na Globusie na stałe zagości w rozkładzie Czterech Dych do Maratonu. Czas zweryfikował, że jest inaczej.
Taktyka
Lublin leży na północnym skraju Wyżyny Lubelskiej. Lokalizacja przekłada się na ukształtowanie terenu. Starzy wyjadacze doskonale wiedzą, co mam na myśli. Wierzę, że tekst dotrze do osób, które są spoza województwa lubelskiego. Już na samym początku informuję, że trasa nie jest optymalna do bicia rekordów życiowych. Godzina startu również nie sprzyja maksymalnej mobilizacji, bo zakładam, że zdecydowana mniejszość uczestników trenuje po 22. Nie zmienia to faktu, że start jest doskonałą okazją do sprawdzenia aktualnej dyspozycji. Łatwiej jest się zmusić do dużego wysiłku w trakcie zawodów niż podczas treningu. Rywalizacja robi swoje, a meta wszystko zweryfikuje.
Pierwsza połowa trasy jest łatwiejsza. Na moje oko jest więcej zbiegów niż podbiegów. Nie oznacza to, że jest płaska jak naleśnik. Cechą charakterystyczną Nocnej Dyszki jest zmienność – raz pod górę, a raz z góry. Niewielkie fragmenty trasy prowadzą po płaskim. Od Lubelskiego Parku Naukowo-Technologicznego [start] do końca ulicy Kunickiego [5 km – półmetek] mamy niewiele powodów do zmartwień. Myślę, że śmiało możecie założyć sobie tempo docelowe. W myśl zasady, że nawet najgorszy plan jest lepszy niż brak planu. Uczulam na kilometrowy zbieg między pierwszym [1 km], a drugim [2 km] kilometrem, bo na tym etapie biegu łatwo się podpalić, co w konsekwencji może prowadzić do dramatycznego spadku mocy w drugiej części dystansu.
No właśnie… Druga część trasy będzie mocno selektywna. Nie mam złudzeń, że ogromną rzeszę biegaczy poniesie w pierwszej części. Zawsze tak jest. Druga piątka jest zdecydowanie trudniejsza. Ulica Wolska [5 km] zapozna nas z podbiegiem, który ciągnie się (z krótkimi przerwami) aż do Alei Wincentego Witosa [8 km]. Na ulicy Łęczyńskiej [7 km] będzie lekkie wypłaszczenie. Między ósmym [8 km], a dziewiątym kilometrem [9 km] przeważają zbiegi, więc w tym miejscu będzie czas na chwilę odpoczynku. Naturalnie mam na myśli odpoczynek od podbiegania, bo to końcówka biegu, więc o luzie nie może być mowy. Jakieś pięćset metrów przed metą [9,5 km w nogach] czeka nas ostatnia górka. Ulica Hieronima Dekutowskiego wyciśnie z nas ostatnie soki. Pamiętam, że ten fragment prowadzi po drodze rowerowej – oby była odśnieżona. Wierzę, że wszyscy dobiegną do mety zmęczeni, ale o własnych siłach i w pełnym zdrowiu.
Mam ogromną nadzieję, że trasa będzie dobrze przygotowana i nie będziemy musieli się borykać z na przykład: zalegającym śniegiem.
W co się ubrać?
Co jak co, ale pogoda powinna być dobra. Oczywiście pod warunkiem, że prognoza się sprawdzi, bo jak wiadomo, bywa z tym różnie. W ubiegłym roku był siarczysty mróz. Dwa lub trzy stopnie poniżej zera to całkiem znośne warunki do biegania. Do tego niewielki wiatr! Wygląda to naprawdę obiecująco. Moja propozycja dotycząca ubiory wygląda następująco:
- długie leginsy (ocieplane lub nie – według indywidualnych preferencji),
- bielizna termoaktywna,
- bluza z długim rękawem (ocieplana lub nie – według indywidualnych preferencji),
- rękawiczki,
- buff na szyję,
- czapka.
Pamiętajcie, że każdy ma inne preferencje, przyzwyczajenia. Weźcie pod uwagę czas trwania wysiłku – im krócej biegniemy, tym lżej się możemy ubrać. Naturalnie jest to powiązane z intensywnością.
Jeżeli chodzi o odżywianie, to odsyłam Was do wpisu z poprzedniego roku. Nie martwię się o żołądek, bo moje aktualne nawyki żywieniowe (dieta) sprawiają, że mój żołądek jest lekki. Od sierpnia sporo zmieniłem w tym aspekcie i czuję, że to właściwy kierunek. Niebawem opublikuję kilka artykułów na ten temat. Po biegu obowiązkowo posiłek na turbo regenerację!
Nie pozostało mi nic innego, jak życzyć Wam powodzenia. Jak uznajesz artykuł za wartościowy, to koniecznie podeślij go znajomym. Myślę, że będą Ci wdzięczni! 😉
16 lutego, 2018
Dzięki za wpis. Czekałem na to. Powodzenia jutro.
19 lutego, 2018
Nie ma za co. Polecam się. Jak poszło?
Pozdrawiam,
Paweł
19 lutego, 2018
to w tym sezonie 32 minuty na bank. gratulacje. u zawodników też super.paweł grochmal -34 minuty na luzie w tym roku. wszystkim do przodu. widzę nie mam co liczyć nawet na kategorie .poczekam na 50plus. pierd… to. pozdrawiam