Kiedyś było inaczej. To twierdzenie przewija się nader często w różnym kontekście. W tym momencie myślę o mojej nieżyjącej babci, która często opowiadała o życiu, kiedy mnie nie było jeszcze na świecie. Dzisiaj to ja postawię się w roli dziadka. Jestem relatywnie młody (w momencie pisania tych słów jestem na schyłku kategorii M2o), ale doskonale pamiętam czasy, kiedy polskie bieganie amatorskie raczkowało. Postęp lubi spokój, o co chodzi? 🙂
Na początku wyjaśnię motywację, jaka towarzyszy mi w momencie tworzenia tego tekstu. Chciałbym, żeby wszyscy biegacze, którzy chcą biegać szybciej, mieli pewną świadomość, że ilość i jakość to zazwyczaj dwa światy. Grudzień to idealny miesiąc, aby stworzyć kalendarz startów. Mam świadomość, że część imprez nie podała jeszcze daty biegu. Jednocześnie jestem prawie pewny, że daty najważniejszych zawodów już znacie. W związku z tym odsyłam Was do dwóch powiązanych tekstów:
No dobra, ale do rzeczy…
Kiedyś było inaczej…
Jestem świadomy tego, że mamy tendencję do idealizowania tego, co było kiedyś. Zapewniam Was, że w tym konkretnym przypadku nie ma o tym mowy. Dlaczego? Odwołuję się do obiektywnego czynnika, jakim jest ilość imprez biegowych. Nie mam dostępu do twardych danych, jak kształtuje się dynamika wzrostu biegów, ale wzrost jest imponujący. W tym momencie przybliżę, jak wyglądał przygotowawczy okres treningowy do sezonu biegowego. Sezon na bieżni trwał do początku października, a potem była okazja, aby zaliczyć jakieś starty na ulicy. W drugiej połowie tego miesiąca rozpoczynało się roztrenowanie, które trwało do listopada. Biegi Niepodległości służyły do weryfikacji wyjściowej dyspozycji. Podkreślę, że wtedy mało kto miał zegarek z GPS-em, a długość tras była podawana orientacyjnie. Od listopada do marca był czas na spokojne uskutecznianie cyklu treningowego. Niektórzy startowali na halowych MP, ale doskonale pamiętam, że to nie była impreza priorytetowa. Ot, start z pełnego treningu. Sam czasem startowałem w Lublinie na hali. Dystans 1000 metrów na małej hali, to było niezapomniane doświadczenie oraz okazja do przełamania treningowej rutyny. Pięć okrążeń po 200 metrów, a co 100 metrów nawrót o 180 stopni. Nikt nie traktował poważnie zawodów w tym czasie.
W marcu rozpoczynał się krótki sezon biegów przełajowych. Można było wystartować dwa, a czasem trzy razy. Najpierw impreza wojewódzka, a potem ogólnopolska. Co potem? Jak to co, wracało się do treningu. Mniej więcej od połowy marca do końca kwietnia był czas, aby przygotować się pod starty na bieżni. Podsumowując, od listopada do końca kwietnia startowało się niezwykle rzadko. Same biegi traktowane były jako element treningu, bo sezon rozpoczynał się na stadionie.
W biegach ulicznych wyglądało to podobnie. Od listopada do kwietnia był czas na spokojny trening. Oczywiście, zdarzały się pojedyncze imprezy takie jak: biegi sylwestrowe, Chomiczówka, czy połówka w Wiązownej, ale to kropla w morzu tego, co dzieje się obecnie. Tak to pamiętam. No właśnie, a jak to wygląda obecnie?
Trudny wybór – od nadmiaru głowa nie boli?
Mówi się, że od nadmiaru głowa nie boli. Wystarczy mądrze korzystać z możliwości. Łatwo powiedzieć, bo sam doskonale wiem, że nietrudno znaleźć kilkanaście argumentów, które przemawiają za tym, aby spontanicznie wystartować. W tym miejscu jasno napiszę, że nie jestem przeciwny startom w okresie przygotowawczym. To doskonała okazja do wykonania mocniejszej jednostki treningowej. Wiadomo, że element rywalizacji pozwala wykrzesać dodatkowe pokłady energii. Dodatkowo, to dobry moment, aby sprawdzić, czy trening idzie we właściwym kierunku. Pamiętajcie, że nie zawsze wynik na mecie jest jedynym właściwym wyznacznikiem. Zima to idealny moment na próbowanie. Próbowaliście kiedyś startu na wysokim obciążeniu treningowym? Czasem można się zaskoczyć.
Co robić, aby głowa nie bolała nas od nadmiaru? Nieprzypadkowo podałem odnośniki do wcześniejszych tekstów. Podstawą jest umiejętne planowanie. Grudzień to idealny moment, aby zaplanować kalendarz startów na wiosnę. Mam świadomość, że nie znacie dat wszystkich imprez biegowych, które Was interesują. Jednak Z pewnością wiecie, kiedy i gdzie odbywają się zawody w najbliższym czasie (grudzień, styczeń, luty, a nawet marzec). Uwzględnijcie to w swoim planie treningowym. Mam delikatną sugestię, aby selekcjonować biegi, a nie wciskać wszystko, jak leci. Dobrym pomysłem może być detoks od imprez, czyli inwestycja w czysty, niezakłócony trening. Zachowajcie spokój. Każdy z nas może potrzebować czegoś innego. Wszystkie imprezy do wiosny potraktujcie, jako element przygotowań. Niech to będzie wartość dodatnia do realizacji celów. Myślę, że niejedna osoba może być zaskoczona rezultatami. Tego Wam życzę.
Jeżeli potrzebujesz pomocy w zaplanowaniu kalendarza startów lub chcesz rozpocząć trening pod moim okiem – pisz. Być może zaliczasz się do grona biegaczy, którzy mają dosyć biegania bez postępów? To najlepszy moment, żeby rozpocząć współpracę. Do sezonu pozostało kilka miesięcy, a trening biegowy to proces, który potrzebuje czasu.
Zdjęcie: Radek Pizoń.
Leave a Reply