Pierwsza Dycha do Maratonu – kropka nad i

4 No tags Permalink 0

Czuję ogromną satysfakcję i radość, że konsekwentnie robiłem swoje. Mam za sobą dwa dobre biegi, więc mogę twierdzić, że obrałem właściwą ścieżkę. Wiem, co należy robić i na czym się skupić, aby biegać jeszcze szybciej. Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. Cały czas poznaję nowych ludzi, a niektóre znajomości odchodzą do lamusa. Tak musi być. Dzięki temu czuję, że stale się rozwijam. W sporcie bardzo łatwo zweryfikować postęp. W codziennym życiu nie jest tak łatwo. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego wspominam o tym na samym początku tekstu?

Odpowiedź jest prosta – mam świadomość, że część moich znajomych (tych dalszych i bliższych) zastanawiała się, kiedy dam sobie z tym spokój. Walenie głową w mur to nic ciekawego i przyjemnego. Z uporem maniaka będę powtarzał – podążaj za głosem serca, idź za tym, co podpowiada Ci intuicja, a osiągniesz swój cel. W ostatnim czasie udowodniłem sobie, że mogę przekraczać kolejne bariery. Im trudniejsza droga do celu, tym większa satysfakcja. Doświadczenie jest bezcenne, dzięki temu mogę być lepszym zawodnikiem, trenerem. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale… warto. 🙂

No dobra, mam dwie jeszcze ciepłe życiówki, ale czy to oznacza, że osiądę na laurach? Nic podobnego! Mam apetyt na więcej. Mój długofalowy cel to stały progres. Dobra, wracam do relacji z Pierwszej Dychy do Maratonu, bo trochę zboczyłem z tematu. Musiałem dać upust tego, co siedzi w mojej głowie. TUTAJ (kliknij) możecie prześledzić moje starty na dystansie 10 km. Debiut z czasem 34:19 (2012), pół roku później 33:53 (2013), a potem… Cztery chude lata.
 

Przed biegiem

W niedzielę wstałem o tej samej porze, co zawsze. O 6:00 byłem już na nogach, a parę minut później jadłem normalne śniadanie. O 8:45 zjadłem drugie śniadanie – tym razem przedstartowe. Kwadrans przed 11 byłem na miejscu. O 11 mieliśmy spotkanie z drużyną. Kilka minut luźnej rozmowy, zdjęcie grupowe i w bój. O 11:20 ruszyłem na rozgrzewkę. Kilka minut truchtu, a następnie ćwiczenia dynamiczne. Zmiana obuwia na startowe (biegłem w Adidas Adizero Adios) i kończyłem rozgrzewkę rytmami technicznymi. Byłem gotowy do startu.


 

33:14 walki

W strefie startowej zameldowałem się kilka minut przed południem. Ostatnie rozmowy z biegaczami, odliczanie i ruszamy. Już na wstępie relacji z biegu przyznaję, że biegłem na podobnym poziomie zaangażowania, co piątkę w Warszawie (zachęcam do przeczytania relacji). Przed biegiem miałem prosty plan – trzymać tempo w okolicy 3:18/km. Od początku uformowała się czteroosobowa czołówka – Tomek Mydlak, Michał Biały, Kamil Młynarz i ja. Około czwartego kilometra zacząłem lekko odstawać od prowadzącej trójki, ale ku mojemu zdziwieniu tempo było ponad normę. Półmetek mijałem w 16:20. Dobrze się czułem, ale miałem świadomość, że druga część dystansu będzie trudniejsza. Kamil z Michałem oddalali się z każdym kilometrem, ale Tomek trzymał ten sam dystans. Motywowałem się do trzymania mocnego tempa i między 6, a 7 kilometrem zniwelowałem stratę. Zależało mi na wyniku, więc starałem się trzymać mocne tempo. Próbowałem zachęcić Tomka, żeby zabrał się za mną, bo wiedziałem, że jest w podobnej formie, co ja. Ostatnie dwa kilometry zebrałem się w sobie i cisnąłem, ile mogłem. Doskonale znam ten fragment trasy, bo często trenuję na tym fragmencie drogi rowerowej.
 

 
Ostatni kilometr to walka z kryzysem i wiatrem na tamie, ale nie dawałem za wygraną. Skróciłem krok i nadrabiałem kadencją. Starałem się zachować wewnętrzny spokój, bo ból jest chwilowy. Wpadłem na metę z czasem 33:14. Było zamieszanie z wynikami, a na dyplomie figuruje zacne 33:00. Zmęczony, ale szczęśliwy czekałem na podopiecznych… 🙂 Ogromne gratulacje dla Michała, Kamila oraz wszystkich, którzy przekroczyli tego dnia linię mety. 

Czułem w powietrzu, że to prawdziwe biegowe święto. Wspomnę o zabezpieczeniu trasy, a dokładniej wstrzymaniu ruchu kołowego – tak to powinno wyglądać.


 

lubelskibiegacz.pl TEAM w akcji

Na wstępie serdecznie dziękuję wszystkim podopiecznym za zaangażowanie! Dla mnie to wiele znaczy, bo drużynę tworzą LUDZIE. Nie będę wypisywał wyniku każdego zawodnika, bo wiem, że suche czasy nie są szczególnie interesujące. Wiem, że osoby zainteresowane tematem analizują wyniki, i z wypiekami na twarzy szukają rezultatów lubelskibiegacz.pl TEAM. 🙂 Ot, taka nowa świecka tradycja. Wygraliśmy klasyfikację drużynową z piętnastominutową przewagą nad drugą drużyną (link do wyników). Moja satysfakcja jest tym większa, że drużynę tworzą zawodnicy, których trenuję. Łączy nas coś więcej niż nazwa. W klasyfikacji mieszkańców Lublina wywalczyliśmy podium, a w pierwszej dziesiątce było nas pięciu (link do wyników). Okupowaliśmy również podium w kategoriach wiekowych wśród kobiet i mężczyzn. Regularny trening przynosi efekty, ale nie ukrywam, że będzie tylko lepiej. Grupa prężnie się rozwija! Na koniec napiszę, że nie wszyscy wybiegali rekordy życiowe, ale trening biegowy wymaga konsekwencji. Wystarczy wziąć pod lupę moją sylwetkę. Masa startów, które okazały się niewypałem, ale z każdego starałem się wyciągać wnioski. Wszystko było po coś. Dzięki temu z czystą kartą patrzę i optymizmem w przyszłość. Aby zdrowie było.

Pierwsza Dycha do Maratonu – wyniki

Jeżeli interesuje Cię bezpieczny trening ukierunkowany na progres – zapraszam do współpracy. Liczba miejsc ograniczona. 🙂

4 Comments
  • Witek
    3 października, 2017

    Gratuluję.
    W niedzielę biegło się świetnie. Słońce dodawało sił i nawet ten wredny wiatr aż tak nie przeszkadzał.
    PS. Pierwszy. 🙂

    • Paweł Wysocki
      3 października, 2017

      Dzięki Witek! Jesteś w ciężkiej robocie do maratonu i jedno jest pewne – Twoja forma jest wyższa niż wynik, który wybiegałeś w niedzielę. 😉

      Pozdrawiam,
      Paweł

  • Kamil
    7 października, 2017

    Jaki planowany czas na połówkę?

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.