W życiu wszystko się zmienia. Nie da się zatrzymać czasu choćby na sekundę. W dzisiejszym tekście pokazuję, jak w przybliżeniu wygląda metamorfoza biegacza. Nie traktujcie tego jako pewnik, bo w życiu jest wiele rozwidleń dróg, które prowadzą do tego samego miejsca. Wyszczególniłem sześć poziomów biegowego wtajemniczenia. Jestem przekonany, że każdy odnajdzie, choć cząstkę siebie na każdym szczeblu biegowego rozwoju. To jak, na którym poziomie jesteś? Miłej lektury! 🙂
Poziom pierwszy
Bliżej nieokreślona siła motywuje Cię do działania. Nie posiadasz nic oprócz szczerych chęci. Ubierasz strój sportowy i buty. Nie ma znaczenia, jaki to rodzaj butów, przecież są sportowe, więc można w nich biegać. Bieganie to najbardziej naturalna forma ruchu. Trucht, marsz, bieg do utraty tchu – robisz to, na co masz ochotę. Robisz to intuicyjnie. Nie masz zegarka, więc Twoim punktem odniesienia jest miejsce w terenie. Nie wiesz, ile czasu trwała Twoja przebieżka, bo nie masz stopera. Szczęśliwi czasu nie liczą.
Poziom drugi
Wkręciłeś się na tyle, że postanowiłeś poczytać coś więcej na temat biegania. Niby taki prosty sport, a Internet pęka w szwach od informacji na ten temat. Jesteś w stanie przebiec pół godziny bez zatrzymania, a to oznacza, że wcale nie jesteś taki początkujący. Wybierasz pierwszy z brzegu plan, a jego cel to przebiegnięcie dziesięciu kilometrów. Nie musisz kupować zegarka ze stoperem, ponieważ posiadasz smartfona. Mierzenie czasu telefonem nie jest wygodne, ale po co ponosić dodatkowe koszta? Szukasz informacji na temat rozgrzewki i rozciągania. Głowa Ci pęka od nadmiaru sprzecznych informacji. Wybierasz losowy zestaw, bo wszędzie jest napisane, że rozgrzewka i rozciąganie to podstawa. Realizujesz swój pierwszy plan treningowy, ale jeszcze o tym nie wiesz. Na tym etapie u niektórych następuje przełom. Są tacy, co pod wpływem przeczytanych artykułów, decydują się na zakup swoich pierwszych butów do biegania.
Poziom trzeci
Bieganie na dobre zagościło w Twoim życiu. Regularnie poddajesz się swojej pasji. Dokładnie wiesz, ile czasu zajmuje Ci biegowa aktywność. Czegoś Ci brakuje… No tak, jesteś ciekawy, jaki dystans pokonujesz na każdym treningu. Jak dużo brakuje Ci do realizacji Twojego celu? Dziesięć kilometrów to zdrowy dystans, a Ty nie masz wyczucia. Instalujesz swoją pierwszą aplikację. Endomondo, Runkeeper – wybór jest losowy, w końcu i tak nie masz doświadczenia z aplikacjami tego typu. Stało się. Telefon jest Twoim nieodłącznym biegowym towarzyszem. Odkrywasz, że aplikacje mają wbudowane plany treningowe. Dla niektórych to spore ułatwienie, więc zarzucają swój dotychczasowy plan. To jest ten moment. Czujesz, że potrzebujesz biegowego sprzętu. Oddychająca koszulka, lekkie spodenki, wygodne buty. Całkiem przypadkowo napotykasz się na książkę, która porusza temat treningu biegowego. Długo się nie zastanawiasz i ląduje w Twoim koszyku.
Poziom czwarty
Sam nie wiesz, jak to się stało, ale połknąłeś książkę w dwa wieczory. Naczytałeś się o zróżnicowanych środkach treningowych, a na końcu książki był prawdziwy skarb… plany treningowe pod dystans i określony czas! Następnego dnia byłeś tak naładowany, że zrobiłeś sprawdzian na dziesięć kilometrów. Udało Ci się pokonać ten dystans z niezłym wynikiem. W sumie to nie spodziewałeś się takiego rezultatu. Postanowiłeś się nagrodzić. W książce było napisane o bieganiu na tętno. Kupiłeś zegarek z pomiarem tętna i dystansu (GPS). W sumie urządzenie nie było takie tanie, ale pod wpływem pozytywnych emocji długo się nie zastanawiałeś. Wieczorem naczytałeś się o typach butów do biegania. Następnego dnia poszedłeś do specjalistycznego sklepu, aby dobrać odpowiednie buty. Nie chcesz złapać kontuzji, o których była mowa w książce. Wiedzę i sprzęt masz, to teraz pora na konkretny plan – misja maraton. Cele muszą być ambitne, prawda? Twoja przygoda z bieganiem trwa prawie rok, więc nie myślisz o sobie jak o początkującym.
Poziom piąty
Minęło kilka miesięcy sumiennego biegania. W sumie to nie wiadomo, kiedy ten czas minął, ale jutro jest ten dzień – debiutujesz na królewskim dystansie. Zrobiłeś wszystko zgodnie z planem. Od deski do deski. Masz w nogach setki kilometrów, biegałeś długie rozbiegania, biegi ciągłe, kilometrówki, podbiegi i nie tylko. Godzina „zero”, strzał startera. Kupiłeś żele energetyczne na EXPO dzień przed biegiem, bo doświadczony znajomy Ci powiedział, że bez tego dopadnie Cię ściana. Nie testowałeś ich na treningach, ale masz szczęście, bo Twój żołądek jest tolerancyjny. Euforia debiutanta. Ruszyłeś nieco za szybko, ale to bez znaczenia – najwyżej pobiegniesz szybciej od założeń. Mija dycha, półmaraton, a Tobie leci się nad wyraz spokojnie. Przekroczyłeś znacznik trzydziestego kilometra, tu tutaj zaczyna się magia maratonu. Twoje najdłuższe wybieganie to była trzydziestka. Trzydziesty drugi kilometr, a z Tobą zaczyna się dziać coś złego. Nogi zamieniają się w ołowiane kołki, biegniesz coraz wolniej. Zaciskasz zęby i biegniesz swoje, nie poddasz się tak łatwo. Wciągasz ostatni żel energetyczny. Pozostało siedem kilometrów do mety, a Ty stajesz po raz pierwszy. Skurcze mięśni są nie do zniesienia. Zmierzasz marszobiegiem w kierunku mety. Po drodze spotykasz coraz więcej osób, które mają podobne problemy. Ktoś trzyma się za kolano, koleżanka obok kuśtyka na wyprostowanych kolanach. Zastanawiasz się, co tutaj robisz, czy wyglądasz podobnie? Nie tak miało być. Realizowałeś plan na złamanie 3:45. W końcu jest! Upragniona meta. Jesteś maratończykiem. Czas prawie godzinę wolniejszy od założeń. Później pomyślisz o przyczynach, teraz cieszysz się, że masz to piekło za sobą.
Poziom szósty
Przez tydzień nie mogłeś schodzić po schodach. Ból mięśniowy był nie do zniesienia. Osiem dni po maratonie postanowiłeś wyjść potruchtać. Wróciłeś do domu po godzinie. Po 20 minutach biegu zaczęło Cię boleć kolano. W pewnym momencie ból był nie do zniesienia i wróciłeś na piechotę. Kupiłeś maści i smarujesz kolano trzy razy dziennie. Po czterech dniach idziesz na kolejny trening, bo ból zniknął. Tym razem po 10 minutach poczułeś znajomy ból. W Internecie znalazłeś kontakt do fizjoterapeuty, który współpracuje z biegaczami. Zapisujesz się na pierwszą wizytę. Od specjalisty słyszysz, że to zespół pasma biodrowo – piszczelowego. Czeka Cię miesiąc przerwy. Rehabilitant twierdzi, że wszystkiemu winny jest maraton oraz brak rozciągania. Na dodatek zaleca jakieś rolowanie. Nie możesz w to uwierzyć. Cotygodniowe wizyty u fizjoterapeuty są coraz mniej bolesne. Masz dużo trochę wolnego czasu, bo nie możesz biegać. Od znajomego usłyszałeś, że w mieście jest trener biegania. Ponoć jest dobrym biegaczem, a jego podopieczni robią niezłe postępy. Postanawiasz do niego napisać, bo obawiasz się, że sytuacja z kontuzją może się powtórzyć. Nawiązujesz współpracę. Dzięki treningom z trenerem odkrywasz bieganie na nowo. Dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, że bieganie to nie jest taki prosty sport. Dostrzegasz różnicę między treningiem, a bieganiem. Rozpoczynasz przygotowania do nowego sezonu – na Twoim celowniku są teraz krótsze dystanse (5 i 10 km). Maraton poczeka.
Wiecie co, dopiero w trakcie tworzenia tego tekstu dotarło do mnie, jak rynek biegowy się zmienił. Zacznę od sprzętu. Jeszcze 10 lat temu był realny problem z zakupem butów do biegania. Nie wszystkie sklepy sportowe posiadały w swojej ofercie takie buty. Trzeba się było najeździć. Zegarek ze stoperem to był prawdziwy rarytas! Mało kto myślał o pulsometrze, a co mówić pomiarze dystansu. Literatury fachowej praktycznie nie było, a jak już coś znalazłeś, to w języku angielskim. Niektórzy mieli kontakt z trenerem, ale klubowym, który specjalizował się w treningu wyczynowym. Mało kto traktował biegaczy amatorów poważnie. Dopiero w 2005 roku marka Nike zorganizowała ścieżki biegowe. W 2007 treningi przybyły do Lublina. Z roku na rok przybywa biegaczy, a kształt rynku biegowego dynamicznie się zmienia. Jedno jest pewne – to sport dla mas. Biegać każdy może. 😉
Na którym poziomie jesteś? Może Twój biegowy rozwój miał nieco inny przebieg od tego, jaki przedstawiłem? Koniecznie daj mi o tym znać w komentarzu.
6 lipca, 2017
Witam.
Aktualnie poziom 3/4. U mnie było po części podobnie, po części – trochę inaczej. ? W skrócie:
1. Traumatyczne fleszbeki z zajęć wf (gimnazjum/ liceum); bieganie – zło największe! Pomimo, że lubiłem sport, trenowałem w tamtym czasie koszykówkę.
2. Później długa przerwa. Na studiach przez jakiś czas trenowałem boks, więc siłą rzeczy musiałem się trochę rozbiegać. Absolutne minimum, bez żadnego planowania.
3. Kolejna przerwa. Aż do czasu, gdy postępująca nadwaga podsunęła mi pomysł biegania. Efekt: prawie 25 kg w dół w niecały rok i całkowita redukcja tkanki tłuszczowej. Skutki uboczne: nałóg endorfinowy, rewolucja stylu życia. Pierwszy kilometr, 2, 5, 10, 15, 20 i tak jakos poszło… ?
4. Poszukiwanie wiedzy z zakresu biegania, pierwsze starty w zawodach.
5. Przede mną jeszcze mnóstwo pracy, ale zarazem wszystko, co najlepsze!
Pozdrawiam
6 lipca, 2017
Tak myślę, że jestem pomiędzy 4 i 5 etapem ale moja droga trochę odbija w bok. Obecnie nie planuję startu w maratonie, jeszcze za mało mam doświadczenia. Może za dwa latka.
Do fizjoterapeuty udaje się jedynie jak coś pobolewa, niestety brak profilaktyki ale rolowanie to obowiązkowy punkt codziennej aktywności.
Treningi staram się robić zróżnicowane od długich rozbiegań przez podbiegi i szybkie odcinki na stadionie.
Nie szaleję za bardzo z obuwiem. Jedne do treningów/rozbiegań, trailowe i startówki. Zmieniam je jak się kompletnie zniszczą. Nie zwracam uwagi na to czy są dla pronatorów czy nie. Podobna jestem pronatorem ale w neutralnym obuwiu czuję sie dobrze. Jeszcze brakuje mi treningów stabilizacji i niestety ciężko mi jest się do niego zmobilizować.
9 października, 2017
Witam jestem na 6 poziomie naszczęście obyło się bez kontuzji po maratonie no i dalej biegam z telefonem a reszta bardzo podobnie pozdrawiam i do zobaczenia na trasie 😉
9 października, 2017
Hi Poziom 6 albo i 7 ? 5 maratonow za sobą (w tym sezonie 2 oba w Warszawie Orlen 3:27 PZU 3:33 życiowka maratońska 3:15 w Lublinie w 2015 roku – miałem dzień konia indealny strzał z formą wtedy czego nie mogę powiedzieć o tegorocznych maratonach w Warszawie na tak szybkiej i płaskiej trasie, w zasadzie jestem bez formy dopiero będę budował na kolejny wiosenny Lubelski, waga? Mega za dużo 94 kg! I choć mam mięśnie nóg jak kolarz zawodowy (trenowałem kolarstwo górskie) starty w Mazovii nawet Oki 86kg ważylem kiedy robiłem życiowke czas ponownie wrócić do tamtej formy choć mam prawie 3 lata więcej. Początki? Jak pisał Paweł zryw, przebiegniecie na „żywca” od tak 5 km w za małych butach sportowych! I…… Naciagniecie przyczepow mięśni……… Leczylem się sam i od tamtej pory (w 2011 roku) nie popełniłem już większych błędów. Kocham biegnie i jestem kolekcjonerem medali za udział w zawodach. W zawodach biegam regularnie od 3 lat, trenuje bieganie od zera dosłownie od zera od 7 lat już prawie oraz kolarstwo – teraz już tylko rekreacyjne to kolarstwo za drogi interes. Pozdrawiam wszystkich zapaleńców i szaleńców, maratończykow, ultrasów, rzeźników, ironmanów.