Wpis na temat Korony Maratonów Polskich chodził mi po głowie od dobrych kilku miesięcy. Systematycznie wyrzucałem go z głowy, ale wracał jak bumerang. W ubiegłą niedzielę startował maraton we Wrocławiu, który zalicza się do wspomnianej korony. Pewne wydarzenia, jakie miały miejsce przed tym maratonem przeważyły szalę za tym, abym napisał swoje zdanie na ten temat. Już na wstępie podkreślam, że nie chcę deprecjonować Twoich osiągnięć, planów, marzeń. Najzwyczajniej w świecie nie czuję klimatu tej inicjatywy. Nie musisz się ze mną zgadzać, ale pamiętaj o wzajemnym szacunku.
Nie wszyscy czytelnicy bloga muszą wiedzieć, czym jest Korona Maratonów Polskich, dlatego wyjaśniam:
Aby uzyskać tytuł zdobywcy Korony Maratonów Polskich, należy ukończyć pięć maratonów: Maraton w Dębnie, Cracovia Maraton, Wrocław Maraton, Maraton Warszawski, Poznań Maraton – w ciągu 24 miesięcy, licząc od daty pierwszego ukończonego maratonu zgłaszanego we wniosku. Kolejność maratonów jest dowolna.
Maraton na zaliczenie?
Jak widzisz, zdobycie Korony Maratonów wymaga przebiegnięcie pięciu maratonów w dwa lata (2 sezony, 24 miesiące). Zaczynając od Poznania masz pół roku na każdy maraton. Dla ułatwienia pokażę, kiedy rozgrywane są poszczególne maratony:
- Dębno, kwiecień.
- Kraków, kwiecień.
- Wrocław, wrzesień.
- Warszawa, wrzesień.
- Poznań, październik.
Kolejność jest dowolna i tylko jeden wariant dopuszcza jeden start na pół roku. Obierając inną taktykę musisz przebiec dwa maratony w ciągu miesiąca. Oczywiście znajdą się osoby, które zrobiły koronę w rok, ale w ogóle mi to nie imponuje. Być może dla początkującego biegacza to jest nie do pomyślenia, ale doświadczony zawodnik rozróżnia jakość od ilości. Jeżeli jesteś rozbiegany, to możesz biegać maraton, co weekend. W tym miejscu absolutnie nie przesadzam. Pozostaje pytanie, czy takie działanie ma sens z treningowego i zdrowotnego puntu widzenia? Trudno powiedzieć, ale raczej nie. Moim zdaniem zdobycie Korony Maratonów Polskich to nikły prestiż. Każdy może ją zdobyć, a przez to spada poczucie wyjątkowości. Taki sam medal dostaje zawodnik, co przebiegł pięć maratonów poniżej 3h oraz ten, który zmieścił się w limicie. Po rozmowie z biegaczami mam wrażenie, że największa ekscytacja pojawia się w momencie rozpoczęcia zdobywania korony. Z każdym kolejnym maratonem poziom satysfakcji maleje.
Biegacze zapominają o zdrowiu…
W tym miejscu chciałbym poruszyć temat presji, jaką wytwarza tytułowa korona. Często jest tak, że biegacz ma przysłowiowy nóż na gardle. Czasem pojawią się pewne nieprzewidziane okoliczności związane z deficytem zdrowia. Nigdy nie zalecam udziału w zawodach w trakcie kontuzji. Niezależnie od dystansu uznaję to za przejaw braku rozsądku, bo zdrowie to najcenniejszy zasób, jakim dysponujemy. Maraton to długi dystans, który bez wątpienia zostawia ślad w każdym organizmie. Sam tego doświadczyłem po Maratonie Lubelskim. Przypominam, że byłem w życiowej formie, a kontuzje omijały mnie szerokim łukiem. W opozycji są biegacze, którzy startują bez przygotowania oraz z deficytem zdrowia. Znam przypadki osób, które podejmowały ryzyko sporego uszczerbku na zdrowiu, a wszystko po to, aby sfinalizować Koronę Maratów Polskich. Otwarcie potępiam takie zachowanie. To czysta głupota.
Ogólnie bieganie pięciu maratonów w dwa lata to ogromne ograniczenie własnego potencjału. Nie kryję się z własnym zdaniem. Królewski dystans powinien być wisienką na torcie. Wielu biegaczy nie zdaje sobie z tego sprawy i dobrowolnie się zaczłapują. Wierzę, że w życiu każdego biegacza nadchodzi moment refleksji, w którym pada pytanie: warto było? Jeżeli zacząłeś swoją przygodę z bieganiem od maratonów, to pomogę Ci odpowiedzieć. Z jakościowego punktu widzenia nie warto. Bez tej przygody z pewnością byłbyś w innym biegowym miejscu. Wspomnienia, satysfakcja, przygoda – tego Ci nie zabiorę, to jest Twoje.
Jestem zwolennikiem jakości. Wolę biegać jeden na maraton na rok lub co dwa lata. Ważne, żeby progres był zauważalny. Szanuję tych, którzy specjalizują się w maratonach. Jeżeli uwielbiasz przygotowania maratońskie, a sam bieg to Twoje małe święto – rób to. Życie to kwestia wyborów, nie da się mieć wszystkiego. Zauważyłem, że znakiem naszych czasów jest wyścig szczurów. Ludziom nie chce się czekać. Po co biegać pięć maratonów w pięć lat, jak można to zrobić w ciągu 24 miesięcy?
Po lawinie komentarzy podkreślam, że główny przekaz tego wpisu jest taki, że wielu biegaczy kończy koronę pod presją czasu i z deficytem zdrowia. Postawa: muszę przebiec, bo mi przepadnie. Jeżeli dla Ciebie ma to jakiś związek z rozsądkiem i przyjemnością to OK. Dla mnie to głupota w najczystszej postaci.
13 września, 2017
Jak się trochę pomyśli to można zdobyć koronę maratonu jednocześnie wykorzystując to mądrze w treningu do tego jedynego startu. (np traktując niektóre maratony jak trening – np długie wybieganie). przy tym pomagając np zającując wolniejszemu biegaczowi. Masz wówczas dobry trening a i fajną nagrodę z tego.
13 września, 2017
2 maratony w miesiącu? Skoro sa 2 lata na „zdobycie”, to chyba wystarczy 3 maratony w jednym sezonie plus 2 maratony w drugim. Chyba, że coś źle zrozumiałam.
13 września, 2017
ale w jednym z tych sezonów, nie ominą Cie 2 maratony w miesiącu – bo nawet jeśli pobiegniesz w jednym np kwiecien i wrzesien, a w drugim kwiecien, wrzesien i pazdziernik – to odstęp miedzy Warszawą a Poznaniem to 3 tygodnie. Miesiące inne – ale odstęp czasowy krótki 🙂
14 września, 2017
Na skompletowanie korony mam 24 miesiace od pierwszego ukonczonego. Czyli jak zaczne od poznania w pazdzierniku, na wiosne zrobie np. Debno, na kolejna jesien np Warszawski to mam juz 3 zaliczone a 12 miesiecy mija dopiero w pazdzierniku z kolejnym poznaniem. Nastepnie robie krakow i zas na jesien wroclaw. I 24 miesoace mijaja tak jak wspomnialem dopiero w pazdzierniku z poznaniem. Czy zle to „obliczylem” ?
14 września, 2017
Grucha,
Dobrze liczysz.
Pozdrawiam,
Paweł
15 września, 2017
Można też zacząć od Warszawy, potem Dębno i Poznań i w trzecim sezonie Kraków i Wrocław, który jest wcześniej od warszawskiego.
13 września, 2017
dla początkujących biegacz bez odpowiedniego przygotowania ogólnego, ze słabym aparatem ruchu maraton na zaliczenie=droga do kalectwa. ale jak ktoś chce się popisać przed znajomymi droga wolna. p.s jak ktoś z boku patrzy na „mistrza ” biegnącego maraton na wynik 5 godzin, pokrzywionego i skulonego może sobie obrzydzić bieganie. antyreklama biegania. ortopedzi zacierają ręce.
13 września, 2017
Według mnie działa to tak, że dla początkującego biegacza głównym wyznacznikiem postępów biegowych jest ilość przebiegniętych kilometrów (podczas treningu, w ciągu tygodnia, miesiąca itd.). Sam zaczynając miałem podobne podejście. na moje szczęście miałem „na podorędziu” kogoś, kto bardzo szybko wytłumaczył mi jak bardzo się mylę (Mateusz wie, że to o nim mowa ;-)). Dlatego uważam, że taki „gość” jak Ty (czyli krótko mówiąc trener) potrzebny jest każdemu biegaczowi zarówno zaczynającemu swoją przygodę z bieganiem, jak i temu bardziej zaawansowanemu.
Dla mnie mimo obecnej sytuacji (praca po 12h na dobę co drastycznie zweryfikowało moje plany treningowe, biegam ok 40-50km tygodniowo :-(), bieganie to hobby, sposób na zaje..ste spędzanie wolnego czasu, pasja. Pod tymi sloganami kryje się cała otoczka związana z bieganiem (treningi biegowe, wzmacniające, różne rodzaje diet, ogólnie cały styl życia). Wracając do tematu, tak masz rację, większość ludzi najzwyczajniej w świecie się „zaklepuje”. Czasem spotykam ludzi, którzy jak to się mówi mają predyspozycje, widać jak z biegu na bieg robią ogromne postępy, trwa to rok max dwa i „osiemnaście” maratonów później zatrzymują się na tym poziomie bądź wręcz mają regres. Kiedyś rozmawiając z jednym z lubelskich trenerów usłyszałem bardzo mądrą rzecz, która od tamtego momentu cały czas siedzi mi w głowie i którą staram się powtarzać znajomym, którzy zaczynają swoją przygodę z bieganiem „maksymalny postęp, minimalnym nakładem sił”. Mówiąc krótko, wcale nie trzeba napier..ać po 500km miesięcznie, żeby robić postępy, może i będzie to trwało odrobinę dłużej, ale wszyscy wiemy jak łatwo się przetrenować lub złapać kontuzję, która może wyeliminować nas z biegania na baaaardzo długo.
Podsumowując, podzielam Twoje zdanie na temat korony maratonów, to taka trochę pułapka. Wiem, że można to wszystko „przeczłapać”, ale czy dla kogoś kto biega będzie to jakikolwiek powód do dumy? Raczej nie sądzę (dodam, że nie chcę urazić nikogo kto tego dokonał, każdy ma inne priorytety).
Pozdrawiam i miliona kilometrów bez kontuzji dla wszystkich ;-)…
13 września, 2017
Osobiście co do korony maratonów, półmaratonów, ultra itp. to dla mnie czysty biznes, wykorzystanie koniunktury, czasem reklama. W ostatnich latach m.in. dzięki mediom wykreował się kult zdrowego trybu życia. W sumie b. dobrze, że masy biegają, tylko niestety nie zawsze umiejętnie.
Takie mamy czasy, każdy ponosi koszty swoich wyborów. Biegi wyczynowe a szczególnie maratony czy ultra potrafią po latach odezwać się nadszarpując zdrowie. Warto więc znaleźć balans między odpowiedzialnym treningiem biegowym a ryzykownymi długodystansowymi wyzwaniami.
Sam jestem w rozterce czy powrócić do tego co lubię a wybieganych tysięcy km w nogach mam sporo. Na razie mam przerwę ale ciągnie wilka do lasu i myślę, że jeszcze kiedyś (mądrzejszy o doświadczenia) powrócę do rywalizacji na nieco wyższym poziomie. 🙂
13 września, 2017
lepiej najpierw obiegać się na 5 i 10 km a potem pobiec maraton raz ale przyzwoicie. chyba że ktoś traktuje zawody jak zwykły trening. lepsza jakość niż ilość. ale każdy co innego lubi .ważne żeby było zdrowie i frajda z tego co się robi na długie lata . sam przesadziłem i teraz chodzę po konowałach.
13 września, 2017
to samo mówił mój trener. np jeśli ktoś jest słaby fizycznie powinien oszczędzać energię . treningi tempowe i w 3 zakresie robić mniej objętościowe niż ktoś silny np. bc3 4km lepiej zrobić w sezonie startów zrobić raz po 3.20 niż 2razy po 3.30. trening tempowy i bc3 bardzo obciąża organizm i powinno się go robić 1 raz na tydzień. spokojne do 20km wybiegania mniej obciążają organizm.jeśli robi się je poprawnie zwracając uwagę na technikę i oddech dużo dają. tak samo osoba wątła i wychudzona lub po chorobie nie powinna robić za dużo siły biegowej ani interwałów wystarczy zrobić raz w tygodniu szybki bc2 lub krótki bc3 albo cross
13 września, 2017
W sumie masz rację 😀 Jest to bez sensu 🙂
Pozdrawiam
13 września, 2017
A dlaczego przeszkadzają Tobie wolniejsi biegacze? wszak to sport amatorski, nie wyczynowy. Biegajmy tak, by mieć z tego przyjemność, wówczas bieganie dystansów maratońskich lub dłuższych będzie możliwe nawet co tydzień.
13 września, 2017
Nikt mi nie przeszkadza. Sygnalizuję, że ma to niewielki związek ze zdrowiem, a wiele osób myśli inaczej. 🙂 Każdy biega dla siebie.
Pozdrawiam,
Paweł
17 października, 2017
Przeczytaj powyższy teks ze zrozumieniem. Wszystko jasno przedstawione.
P.S. mój znajomy zrobił właśnie 2 maratony w przeciągu 3 tygodni (2017 Warszawa i Poznań). Pierwszy w 5 godzin, drugi prawie w 5 i pół godziny. W limicie się mieści. Szczyci się tym, że biega od wielu lat, i ma wiele maratonów za sobą. Widziałem jego zdjęcia z wbiegnięcia na metę – porażka. Spuszczona głowa, zgarbiony, jakiś taki nabrzmiały i opuchnięty. A chłopak ma 30-kilka lat. Ale zakładam, że koronę zdobędzie, czego mu życzę 🙂
14 września, 2017
Da się zdobyć koronę bez konieczności biegania dwóch maratonów w odstępie miesiąca. Na wykonanie zadania mamy 24 miesiące a nie 2 lata. Zaczynamy w Poznaniu Październik 2017 , Dębno kwiecień 2018, Wrocław wrzesień 2018, Kraków kwiecień 2019 i kończymy w Warszawie we wrześniu 2019 roku. Zadanie wykonane bez zbędnej fatygi.
Co do reszty zgadzam się w 100%.
Pozdrawiam serdecznie
Filip.
17 października, 2017
„Maraton na zaliczenie?” – zgadam się z artykułem w 100%. Ostatnio wspólnie z moją dziewczyną do takich samych wniosków doszliśmy. W kwestii korony dochodzi do głosu bardziej szpan takowego zdobywcy bądź pretendenta do tego aniżeli rozsądek. Niestety…
Na smutne potwierdzenie słuszności powyższego tekstu dodam, że w 2017 na 2 maratony w warszawie i jeden w Poznaniu przypadły 3 wypadki śmiertelne – po jednym na każdy z w/w maratonów. Śmierć biegaczy-amatorów. Nie chce wnikać nad przyczynami tychże śmierci, zaznaczę tylko, że byli to amatorzy, a nie zawodowcy, którzy zapewne więcej czasu i uwagi poświęcają na przygotowania.
Pozdrawiam
Dekket
19 stycznia, 2018
Każdy biegacz ma swój unikatowy powód do tego, żeby to robić. Ze smutkiem czytam słowa takie jak „szpan” w co niektórych komentarzach i ze smutkiem przyglądam się łatwości z jaką wystawiamy ocenę i etykietkę innym biegaczom. Zdecydowana większość biegaczy, którą ja znam – biega kompletnie dla siebie i zwykle powód tego jest dość osobisty. To nie szpan, chęć pokazania się jak tu co niektórzy wspominają. Czasami ludzie lubią postawić sobie cele, chcą coś sobie w życiu zaliczyć na tych czy innych zasadach. Inicjatywa Korony jest bardzo ciekawa, stawia przed biegaczem wyzwania – organizacyjna, regeneracja, systematyczność. Mnie cieszy, że są takie inicjatywy, a smuci fakt, że coraz częściej spotykam się z życiu z chorobą, którą roboczo nazwałem „biegactwem”. „Wszystko wiem, opowiem Ci prawdy objawione na tematy sportowe, skrytykuję Cię itp.” Chyba nie o to chodziło pierwotnie w środowisku biegowym co? Biegaj i daj biegać innym.
19 stycznia, 2018
Cześć,
Szanuję Twoje zdanie, które nie idzie w parze z moim. Blog to miejsce, gdzie opisuje swój punkt widzenia. 🙂
Pozdrawiam,
Paweł
14 czerwca, 2018
Fajny post, szukałem opinii co do 'korony…’ i juz wyrobiłem sobie własną.
Jak maraton to tylko z głową i w konkretnym celu startowym, robienie ilości odpada.
Gdzieś przeczytałem podobne zdanie co do treniongu: jeżeli wychodzisz na trening 5-10-15km bez planu na to jaki masz cel szkoleniowy do zrealizowania – to szkoda czasu i energii…
pozdrawiam
15 czerwca, 2018
Cześć Grzegorz,
Dziękuję za komentarz. Popieram! Maraton to dłuższa inicjatywa. Jak dla mnie to taka wisienka na biegowym torcie. Dlatego nie warto się spieszyć!
Pozdrawiam,
Paweł