Pierwsza część maratonu powinna być nudna. Jeżeli czujesz pierwsze oznaki kryzysu na pierwszej połówce to znaczy, że przesadziłeś z tempem i będziesz miał kłopoty. Jeżeli przeoczyłeś pierwszą część relacji to zachęcam do nadrobienia zaległości. Relacjonowanie podzieliłem na dwa półmaratony. Druga (i ostatnia) część zaczyna się na ulicy Grygowej.
Biegłem razem z Karolem Flejmerem. Przed nami widzieliśmy sylwetkę Łukasza Kutryna. Na połówce Łukasz miał 40 sekund zapasu. Za 22 kilometrem rozpocząłem samotny bieg do samej mety. Karol odpuścił na końcówce Grygowej, nagle.
Spojrzałem na zegarek, trzymałem tempo. Nie szarpałem. No nic, musiałem robić swoje, trzymałem tempo w okolicy 3:50/km. Na 23 kilometrze czekał na mnie Sebastian Smoliński. Seba miał zapas żeli energetycznych. Umówiliśmy się, że będzie ze mną jechał do końca alei Jana Pawła II. Czas zweryfikował, że towarzyszył mi do mety – dzięki Seba!
Za 24 kilometrem doszedłem Łukasza Kutryna, widziałem, że jest mu ciężko. Ale walczył do samego końca, graty za walkę! Na zakręcie z Krańcową usłyszałem znajomy głos – dopingował mnie Witek z Piwnego Lublina, dzięki! Na 25 kilometrze wciągnąłem kolejny żel. Zaletą koncentratów jest łatwość spożycia (pochłonąłem ten żel przy prędkości 3:30/km). Na Zemborzyckiej poczułem pierwsze oznaki kryzysu. Biegłem lekko powyżej 3:50/km i wydawało mi się, że dopadł mnie kryzys! Przypomniałem sobie jednak o podbiegu… I myślałem tylko, aby skręcić w ulicę Diamentową. Za 30 kilometrem spotkałem kolejną grupę znajomych – Janek, Paweł, Sylwek. Ponoć wyglądałem dobrze.
Zaczęła się zabawa. Wbiegłem na aleję, która zmasakrowała niejednego biegacza. Aleja Jana Pawła II bezlitośnie obnażała każdy błąd. Jeżeli przeszarżowałeś w pierwszej części dystansu – szykuj się na piekło. Trzymałem tempo, a głowie huczała mi myśli „byle do kościoła św. Rodziny, tam jest wypłaszczenie”. Na skrzyżowaniu z ulicą Filaretów dopingował mnie mój były trener, nie wiedziałem, że zainteresuje się moją walką! Wiedziałem, że kolejny podbieg będzie bardziej wymagający. Skupiłem się na siłowej pracy rąk i robiłem swoje. Przed sobą widziałem Bartka Ceberaka. Artur mówił żebym robił swoje, trzymał tempo, niebawem Go dojdę. W najgorszym miejscu stał – Piotrek i Krzysiek, dopingowali w najlepsze. Dalej wyglądałem dobrze, ponoć. Za Lidlem usłyszałem muzykę i donośny głos Marty – dzięki, dzięki 🙂 Do drużyny rowerowej dołączył Damian. Wciągnąłem ostatni żel z kofeiną.
Przed zakrętem w Roztocze czekał mój brat Łukasz. W pewnym momencie towarzyszyło mi cztery osoby, jeżeli dobrze pamiętam 😉 . Zaczął się ostatni podbieg, czułem go, ale nie odpuszczałem. Odbijało mi się, a nogi sygnalizowały mi, że zrobiłem już ponad 35 kilometrów, zrobiłem się blady. Nie odpuszczałem, dalej biegłem około 3:50/km. Za 37 kilometrem doszedłem Bartka Ceberaka, przybiliśmy pionę i leciałem swoje. Na alejach Racławickich zrobiło się źle. Potężny kryzys, ale wiedziałem, że już niedaleko. Wciąż trzymałem prędkość poniżej 4:00/km.
Wmówiłem sobie „byle do zakrętu z Lipową”, bo tam zobaczę metę. I tak było! Wbiegłem na ostatnią długą prostą, nagle zaczął padać deszcz. Zobaczyłem na zegarze czas: 2:43 z uciekającymi sekundami. Zebrałem się na te ostatnie metry. DOBIEGŁEM! Samopoczucie za metą nie było złe. Sądzę, że dobiegłem z rezerwą. Drugą połówkę pobiegłem 11 sekund wolniej od pierwszej. Nieważne, zrealizowałem swój cel.
W tym miejscu chcę podziękować mojej żonie Asi, za wsparcie. Arturowi Kernowi za plan treningowy, cenne wskazówki, towarzystwo na trasie. Sebastianowi Smolińskiemu za wsparcie na trasie i serwis. Łukaszowi Ligajowi za serwis. Drużynie Perfect Runner za wspaniały doping! Wszystkim kibicom na trasie, nie sądziłem, że tak wiele osób mnie zna! DZIĘKUJĘ! Podziękowania należą się wszystkim wolontariuszom! Zrobiliście kawał dobrej roboty. Wielkie gratulacje dla organizatora. Z mojej perspektywy wyglądało to dobrze. Jedyną uwagą jest zabezpieczenie trasy. Szkoda, że musieliśmy biec „w towarzystwie” samochodów. Na alejach Kraśnickich i Racławickich rozkoszowałem się spalinami. Maraton Lubelski to wymagający bieg. Pokazuje to widok spacerujących biegaczy. Wiem, że niektórzy trójkołamacze musieli na chwilę przystanąć. A o czymś to świadczy. Za rok pewnie będę jednym z wolontariuszy na rowerze. Nie mam obrzydzenia do królewskiego dystansu, ale pójdę na łatwiznę i pobiegnę na płaskiej trasie 😉
I na sam koniec – GRATULUJE wszystkim, którzy ukończyli Maraton Lubelski – to nie było łatwe!
Zdjęcia: Przemek Gąbka, Wiatr, Biegołaki, TVP Lublin
12 maja, 2015
Łatwe nie było, ale to był najlepszy bieg w mojej karierze biegacza. Najtrudniejszy, ale najlepiej pokonany.
12 maja, 2015
Maraton ciężki, ale ukończony. Profil trasy pokazywał, że łatwo nie będzie i nie było. Podbiegi, deszcz, samochody, błędy w pierwszej części i umieranie od 26 km, ale walka do końca mimo chodzącego po głowie pytania: „Co ja tu robię?”. Za linią mety nieopisana /SATYSFAKCJA. Dzięki wszystkim za wspólną walkę!
13 maja, 2015
Był to mój debiut na tym dystansie.
Trasa dość fajna, pogoda według mnie sprzyjającą. Deszczyk orzezwiajacy. Jedynie MPKi mnie denerwowały.
Na 18 km czulem obtarcie lewej stopy, przez co wybilo mnie to trochę z rytmu i przez dalsza część trasy prawa noga dostawała trochę baty.
Przez co chyba na od Ok. 30-32km zaczęły łapać mnie skurcze w prawej lydce. Z początku puszczały, ale conajmniej kilka razy musiałem się zatrzymać i rozciągnąć łydkę, bo nie chciało puścić. Sporo czasu na tym straciłem.
Planowałem dobiec w Ok. 3:20, dobiegłem w 3:36
14 maja, 2015
Gratuluje! Następnym razem pamiętaj o posmarowaniu stóp wazeliną, a zapomnisz o problemach z obtarciami. Jak na debiut to bardzo dobry czas (debiutowałeś na trudnej trasie w Lublinie!).
15 maja, 2015
Dzięki za info. Następnym razem na pewno wypróbuje
15 maja, 2015
Na skurcze, a w zasadzie przeciw, przydają się elektrolity w kapsułkach. izotonikiem z punktu nie uzupełnisz w takich ilościach tego co wypociłeś. Najbardziej trzeba uzupełnić sód, więc można pójść też budżetowo i sprawdzić klasyczny izo: miód + cytryna +sól + woda, tyle że jest więcej do tachania 🙂
15 maja, 2015
Znam ten przepis. Taki domowy izotonik zawsze zabierałem na treningi kolarskie.
Na maraton zabrałem 4 żele ALE, woda i izotonik z bufetów. Mam pas z bidonem, ale nie lubię w nim zbytnio biegać. Na dłuższe wybiegania jeszcze ujdzie, ale biec w nim maraton to już średnio bym to widział.
O elektrolitach w kapsułkach nie słyszałem, ale poczytam.
22 lipca, 2017
Przydało by się zwiększyć szybkość ładowania strony bo czekałem 5 minut na załadowanie…
23 lipca, 2017
Cześć Darek,
Zapewne trafiłeś na moment po aktualizacji WP. Daj znać, czy teraz jest lepiej.
Pozdrawiam,
Paweł