
Jeżeli myślisz, że wpadłem na szalony pomysł, aby rozpocząć biegową podróż dookoła świata, to chcę Cię uspokoić. Nie będę tłumaczył się pandemią, chociaż to mocny argument. Odpowiedź jest dużo bardziej przyziemna… Nie mam w planach takiej podróży. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Mam w głowie inne cele. Zatem skąd ten tytuł? Dzisiaj porównuję trening biegowy z nieosiągalna (obecnie) podróżą wokół kuli ziemskiej.
Jako ludzie mamy skłonności do idealizowania. Podróż dookoła świata kojarzy nam się z epickimi doświadczeniami. Dobra pogoda, piękne widoki, pozytywne emocje, nieskazitelne zdrowie, mili ludzie… W książkach lub produkcjach filmowych może tak być, ale życie pisze różne scenariusze. Zacznę od tego, że nie na wszystko mamy wpływ. Możemy mieć najbardziej precyzyjny plan, ale pewien zbieg wydarzeń może sprawić, że trzeba wprowadzać modyfikacje.
Nie podróżowałem wokół świata. Uczciwie przyznaję, jestem epizodycznym turystą. Gdzieś tam byłem, coś tam widziałem. Może równam do średniej, a może nie. Obejrzałem za to sporo materiałów z różnych miejsc na świecie. Myślę, że każdy może znaleźć swojego ulubionego autora – podróżnika, który zaserwuje mu ciekawy materiał doprawiony indywidualnym stylem. Bez dwóch zdań podróże kształcą i pozwalają spojrzeć na świat z innej perspektywy. Doświadczenia to coś, co zostaje z nami na zawsze.
Wróćmy do idealizowania. Rzeczywistość często twardo sprowadza nas na ziemię. Popularne miejsca z dalekich zakątków potrafią wyglądać gorzej niż na fotografii. Na dodatek wszędobylski tłum odbiera przyjemność, a na zdjęciach nie było żywej duszy. Turystyka sprawia, że ceny w takich miejscach są wygórowane, a jakość nie musi iść z nią w parze. No i najważniejsze. Podróż dookoła świata to ciągłe przemieszczanie się. Szybko okazuje się, że świat nieudolnie walczy z inwazją śmieci. W niektórych zakątkach globu ludzie nie są tacy mili, jak się uważało. Turysta kojarzy się jednoznacznie z pieniędzmi. Miejscowa ludzkość nie widzi człowieka, a jedyne, czego oczekuje to money, money. Niektórzy mogą być bardziej zdesperowani, ale…
Ten wpis nie ma na celu pokazania, że podróż dookoła świata to beznadziejny pomysł. Celowo będę wskazywał słabe punkty, bo w naszych wyobrażeniach są one marginalizowane i pomijane. Wszystko za sprawą ograniczonej dostępności do możliwości takiej podróży. Z różnych przyczyn. W końcu to ogromne przedsięwzięcie, które potrzebuje odpowiedniego przygotowania, zasobów materialnych, czasu (!) i wielu innych. W ogóle podróż dookoła świata to skrót myślowy. Fizycznie prawie niemożliwym jest zwiedzenie całego świata. Można jedynie liznąć poszczególnych części naszego pięknego globu. Chyba nie ma człowieka, który odwiedziłby każdy zakątek naszej planety. Jeżeli się mylę, to mnie poprawcie. Obwód ziemi mierzy 40 750 km. Dlaczego o tym wspominam?
Już dawno obiegłem ziemię. Nie będę się chwalił, ile razy, bo nie prowadzę takich skrupulatnych statystyk jak Mati. Tylko w tym roku przebiegłem ponad 5500 km, a biegam od 2004 roku… Od kilku lat trenuję biegaczy amatorów, z którymi mam dobry kontakt. Stąd to porównanie procesu treningowego do podróży dookoła globu. Moim zdaniem trzeba patrzeć na trening jak na taką podróż! Przygoda z bieganiem również jest pełna doniosłych chwil, kiedy pokonujemy kolejne bariery, ale nie brakuje też momentów kryzysowych
Wiele osób podchodzi do biegania pozornie, jak do spektakularnej podróży, a realnie wygląda to jak krótka podróż służbowa.
Cykl treningowy, akcja, reakcja.
Biegowy ład pandemiczny poniekąd ułatwił zmianę podejścia. Niektórzy utracili motywację do biegania i zaprzestali przygodę z regularną aktywnością. Brak zawodów zadziałał niczym brak wody na pustyni. A może chodzi o coś innego? Nie wiem, nie wnikam. W końcu to nie jest grupa docelowa tego tekstu.
Jedna podróż, wiele kierunków
Biegowa podróż dookoła świata to pasja zaszyta głęboko w sercu. Potrzeba ruchu, rywalizacji, zmęczenia, doskonalenia i wiele innych zmiennych – mógłbym tak jeszcze wymieniać. Rywalizacja i doskonalenie nie ogranicza się jedynie do przesuwania barier czasowych i dystansowych. To nierzadko rywalizacja z samym sobą. Ilu znam biegaczy, którzy wpadają w reżim treningowy, aby nagle z niego wypaść (z różnych przyczyn). Zawsze powtarzam, że proces biegowego doskonalenia lubi specyficzną nudę i powtarzalność. Specyficzną nudę w sensie przewidywalności i spokojnego wykonywania urozmaiconych treningów. Nie mylić ze schematycznym planem treningowym, który z czasem usypia organizm, zamiast pobudzać go do postępu. Powtarzalność rozumiem przez niezakłóconą sekwencję treningów i bloków regeneracyjnych, bo dyspozycja rośnie w trakcie odpoczynku… O czym staram się przypominać, co jakiś czas. 😉
Trening podobnie jak podróż nie powinien stronić od elastyczności. Woody Allen powiedział kiedyś:
„Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość.”
Życie biegacza amatora jest pełne nieprzewidzianych zwrotów akcji (niczym w filmie akcji). Zupełnie jak w trakcie podróży dookoła świata, która jest uzależniona od warunków pogodowych. Tu powieje zbyt mocno i w niewłaściwym kierunku, tam popada i już trzeba zmieniać plany… Z doświadczeń własnych i obserwacji wiem, że dwie główne płaszczyzny życia człowieka, a mianowicie te rodzinne i zawodowe to potężny generator nieprzewidzianych sytuacji. Nie będę zagłębiał się w szczegóły, bo mogę utonąć, ale wiem jedno. Nie ma sytuacji bez wyjścia, nie ma sytuacji nie do rozwiązania i nie ma planu, którego nie da się zmodyfikować… 🙂 Zawsze staram się działać tak, aby minimalizować stres i obciążenie psychiczne. Wspominam o tym w kontekście biegania. W życiu nam tego nie brakuje, więc trening nie powinien być dodatkowym (negatywnym) bodźcem. Proces treningowy podobnie jak epicka podróż, powinien dostarczać masę pozytywnej energii.
Trzeba wiedzieć, gdzie się zmierza
Na koniec wspomnę o celu, bo niektórzy pomyślą, że gloryfikuję bieganie dla samego biegania. W imię bliżej nieokreślonego rozwoju. Otóż nie. Cel to podstawa. Trzeba wiedzieć, w którym kierunku chce się iść. Sam stawiam sobie prosty cel: poprawa rekordów życiowych na wszystkich dystansach. Jednocześnie układam swoje myśli tak, aby nie zasłaniało mi to innych aspektów biegowej aktywności. Wiele lat pracowałem nad sobą, aby podchodzić do tego w ten sposób. To tak jak z podróżą dookoła świata. Można skupić się na konsekwentnym, mechanicznym odhaczaniu kolejnych punktów na mapie, a można być tu i teraz. Doświadczać każdego miejsca na swój niepowtarzalny sposób i w pewnym momencie ocknąć się, że jesteśmy równikiem…
A Jak Ty patrzysz na bieganie? Jak na podróż dookoła świata, czy podróż z punktu A do punktu B w ściśle określonym celu? A może jeszcze inaczej?
Spodobała Ci się moja metaforyczna podróż dookoła świata? Kliknij proszę w poniższy↓ baner w ramach podziękowania. Z góry serdecznie dziękuję!
Leave a Reply