Historia kołem się toczy. XXVI Bieg Jezior to przeszłość. Zauważyłem, że mam tendencję do startowania tam co dwa lata. Czyżbym miał tam wrócić w 2018 roku? Czas pokażę, ale wierzę, że wystartuje tam za rok. Lubię nietuzinkowy klimat tego biegu. Start znienacka, wbieganie do tuneli za metą i klasyfikacja na podstawie karteczek oraz meta, która z dużą dozą prawdopodobieństwa pamięta pierwszą edycję biegu. Ten bieg wygląda, jakby czas się tutaj zatrzymał. Mam nadzieje, że nie tylko mi przypada do gustu ten klimat! Zapraszam do lektury relacji z Biegu Jezior! 🙂
Jeziora Krasne i Łukcze są naprawdę blisko Koziego Grodu. Z Lublina wyruszyliśmy o 9:15, a na miejscu byliśmy przed 10. Bez zbędnego pośpiechu. Na bieg zabrałem Adama Świrgonia oraz Grześka Sałdana. Zapisaliśmy się bez żadnych przeszkód. Przypadły nam numerki od 8 do 10. W tym miejscu muszę napisać, że pomysł z naklejanymi numerami jest absolutnie świetny (nie trzeba dziurawić koszulki agrafkami), ale równocześni jest maksymalnie niepraktyczny. Mój numer odkleił się na rozgrzewce. Zaobserwowałem, że niektórzy byli pozytywnie zaskoczeni brakiem wpisowego. Następnie postanowiliśmy przemieścić się w okolice mety, a stamtąd ruszyliśmy na rozgrzewkę.
Część trasy pokonaliśmy szybkim marszem, a równo o 11:00 rozpoczęliśmy rozgrzewkę. Zrobiliśmy wspólnie 3 km truchtu oraz sprawność dynamiczną. Następnie z Adamem zaczęliśmy zaawansowaną część rozgrzewki. Przyznam szczerze, że ostatni raz rozgrzewkę tego typu wykonywałem przed biegiem na 1500 metrów. Nie będę szczegółowo opisywał tego, co robiliśmy, ponieważ to zasługuje na odrębny wpisu! 🙂
W oczekiwaniu na start spotykałem kolejnych znajomych. Naprawdę byłem zaskoczony obstawą tego biegu. Myślę, że nie tylko ja. Kilka minut po dwunastej ruszyliśmy! Start był naprawdę szybki. Prowadząca dwójka (Andrzej Starżyński, Sebastian Smoliński) pokonała pierwszy kilometr w 2:53! Ja nie patrzyłem na zegarek, ale miałem w okolicach 3:05. Od początku biegłem za Andrzejem Starżyńskim, Sebastianem Smolińskim, Adamem Świrgoniem, Pawłem Raczyńskim, Mateuszem Chyliński, Michałem Kitlińskim. Po około 1500 metrach minął mnie Bartek Ceberak, który się rozpędzał i finalnie dobiegł na 5 miejscu (brawo za chłodną głowę na pierwszych metrach)!
Właściwie od samego początku biegło mi się ociężale. Odpuszczenie zawodnika przede mną nie pomagało w trzymaniu mocnego, stabilnego tempa. Na domiar złego robotę utrudniał wiatr, ale to żadne usprawiedliwienie, bo wszyscy mieli takie same warunki. Biegłem swoje i co chwila mijałem napisy na asfalcie, które oznajmiały, ile metrów pozostało do mety. Ciekawe rozwiązanie, nie? Odliczanie wsteczne. 😉 Ostatecznie dobiegłem na 8 miejscu (tak jak przed 2 laty) z czasem 17:14. Wtedy trasa była krótsza, ale pamiętam, że było gorąco. Starty w okresie treningowym mają to do siebie, że nie możemy przewidzieć, jak zachowa się organizm. U mnie było średnio, bo noga nie chciała kręcić, a w pewnym momencie głowa nie chciała zmotywować się do maksymalnego wysiłku. Tym sposobem zaliczyłem mocny start, który naładował moją baterię motywacyjną do pełna. Chyba potrzebowałem kopa motywacyjnego w tej treningowej rutynie. Do Biegu Jacka pozostało 3 tygodnie i chce ten czas przepracować najefektywniej, jak tylko się da!
Gratuluje wszystkim, którzy zmierzyli się z trasą między jeziorem Łukcze, a Krasne. Wspólnie z organizatorami stworzyliśmy dobry klimat i jestem przekonany, że bieg odbędzie się za rok.
A po biegu…
Czekam na opis Waszych wrażeń z biegu w komentarzach! 🙂
Zdjęcia: Sylwia Barczak
Leave a Reply