
Cieszmy się życiem, realizujmy plany i marzenia, bo czas tak szybko płynie i nie ma opcji re-play. Dokładnie 12 lipca 2014 roku opublikowałem pierwszy wpis na blogu. Gorąco zapraszam do przeczytania tej krótkiej notki. Zakładając blog, miałem pewny schemat działania, bo podstawą każdej inicjatywy powinno być planowanie. Czas zweryfikował, co się udało wdrożyć, a co nie. W tym wpisie odkryję, jak to wygląda z mojej perspektywy. Nawet stali czytelnicy mogli nie zauważyć pewnych zmian, bo 36 miesięcy to szmat czasu! Jedno jest pewne – mam apetyt na blogowanie. Lubię to!
Wizja sprzed trzech lat
Jak każdy początkujący bloger, miałem masę tematów do przybliżenia. Są różne definicje blogerów, influencerów. Nie mam wątpliwości, że 3 lata regularnego pisania oraz 327 opublikowanych wpisów to twarde dane, które przemawiają za tym, że mogę się tak tytułować. Oficjalnie przyznaję, że moja wizja blogera biegowego stale się zmienia. Na początku myślałem, że będę pisał o własnych treningach, sprzęcie, a także o imprezach biegowych. Bardzo szybko zauważyłem, że czytelników nie za bardzo interesują statystyki moich treningów. Oczywiście było pewne grono zainteresowanych, które czerpało z tego jakąś inspirację, ale po kilku tygodniach stwierdziłem, że to nie ma sensu.
Nie wszyscy czytelnicy muszą to wiedzieć, więc przypominam, że od kwietnia 2014 roku do maja 2016 roku pracowałem jako doradca klienta w specjalistycznym sklepie biegowym – Perfect Runner. Dla niezorientowanych – sklep nie istnieje od czerwca 2016. Dzięki temu miałem dostęp do sprzętu w preferencyjnych cenach. Część wpisów powstawała w czasie pracy, więc nie kryłem się z tym, gdzie pracuję, co przyciągało potencjalnych klientów – biegaczy. Kto pracował w takim sklepie, ten wie, że jest trochę czasu, który wypadałoby jakoś zagospodarować. To nie jest sklep spożywczy, gdzie ciągle jest coś do zrobienia. To był jeden z głównych motywów powstania tego bloga.
Znałem blogi, które współpracowały komercyjnie z różnymi markami i po cichu, widziałem w tym szasnę (monetyzacja). W tym momencie mogę przyznać, że jedynie garstka ludzi potrafi zrobić z tego biznes. Przez biznes rozumiem główne źródło utrzymania. Nie ukrywam, że mam na swoim koncie współprace komercyjne, ale zarobiłem tyle, żeby do tego nie dokładać. Dla niewtajemniczonych – domena i serwer to koszty stałe. Opracowałem własny model biznesowy – z tego, co wiem bardzo nieliczny w skali kraju, ale o tym później. Wiedziałem, że blog ekspercki o dosyć wąskiej specjalizacji ma plusy i minusy. Przez 20 miesięcy pisałem i nie wykonywałem żadnych ruchów, o których warto by było wspominać. Ot kolejny zwykły blog o bieganiu.
Garść statystyk
Już w drugim miesiącu funkcjonowania bloga, przekroczyłem okrągłą liczbę 1000 UU (unikalnych użytkowników). Jako zupełny żółtodziób pomyślałem, że z każdym miesiącem będzie tylko lepiej! Analizując poniższy wykres, wyraźnie rysuje się tendencja zwyżkowa. Być może progres UU nie jest spektakularny, ale z pewnością jest stabilny. Nie ukrywam, że taka tendencja działa na mnie motywująco. Obecnie ruch na blogu to około 6000 UU miesięcznie.
Życie pisze różne scenariusze
Mój tok myślenia uległ zmianie w momencie, kiedy zdałem sobie sprawę, że pewien etap się kończy. Ten wpis wyjaśnia kulisy powstania lubelskibiegacz.pl TEAM. Bałem się, myślałem nawet o przejściu do konkurencji, bo dostałem od nich propozycję. Decyzja o założeniu drużyny, to bezwątpienia kluczowy moment mojego życia zawodowego. Trening biegaczy amatorów był mi bliski od 2013 roku, ale dopiero w ubiegłym roku postawiłem wszystko na jedną kartę. Nie było to łatwe, ale wierzyłem, że jak będę robił to, co lubię, to musi się udać. Part-time job zmieniło się w full-time job. Otworzyłem działalność gospodarczą i stałem się przedsiębiorcą – trenerem biegania. Miałem ogromny obawy, ale postanowiłem spróbować, żeby za kilka lat nie gdybać. Tym sposobem jestem tu, gdzie jestem. Lubię kontakt z ludźmi, bez tego czuję, że czegoś mi brakuje. Zawsze powtarzam, że dla mnie najważniejszy jest człowiek. Nie toleruję schematów i każdego biegacza traktuję indywidualnie.
Jaki to ma związek z blogiem? Nie mam wątpliwości, że gdyby nie blog, to nie udałoby mi się to. Pojawiła się zakładka 'trener biegania’. Było mi łatwiej, bo dysponowałem „megafonem”. Oczywiście praca w sklepie miała w tym swój udział, bo tam nabrałem przekonania, że to praca, która mnie pasjonuje. Dodatkowo sklep zapewnił mi łatwiejszy start. W życiu nie ma przypadków. Tyle mogę powiedzieć… Warto słuchać wewnętrznego głosu, bo czasem można podsłuchać, jakie plany w stosunku do Ciebie ma Stwórca.
Co dalej?
Nie chcę zdradzać szczegółów, bo w biznesie nie zawsze to się dobrze kończy. Konkurencja nie śpi. Jestem ostrożny. Nie spoczywam na laurach, cały czas w siebie inwestuję. Napiszę tylko, że mam WIELKIE plany związane z rozwojem bloga, drużyny i nie tylko. Nie zwalniam tempa. Kto się nie rozwija, ten się cofa. Otaczają mnie wspaniali ludzie, którzy zupełnie przypadkowo podsuwają mi masę świetnych pomysłów. Staram się być czujny. Mam jasny plan rozwoju. Wiem, w którym kierunku chcę biec. Nie interesują mnie półśrodki, bo dopiero kiedy robisz coś na maksa, możesz zaskoczyć samego siebie. Wiem, co mówię, bo sam tego doświadczyłem. Nie będę pisał o wychodzeniu ze strefy komfortu, bo jestem trenerem biegania, a nie 'coachem’. Mam taki charakter, że stale podwyższam poprzeczkę. Ciężką pracą możemy góry przenosić…
O bieganiu napiszę krótko: interesuję mnie stały progres niezależnie od dystansu. Aby zdrowie było.
Podsumowując, jak coś robisz, to rób to na maksa, bo czasem te 50% zaangażowania więcej robi różnicę… 😉
Ciekawe, co napiszę za trzy lata?
13 lipca, 2017
wróć do opisów swojego treningu (raport tygodniowy). inspirujące nawet dla kogoś kto biega od lat
13 lipca, 2017
Jestem za. Jako początkujący biegacz jestem ciekaw jak to wygląda z perspektywy osoby, która zajmuje się na co dzień bieganiem.
13 lipca, 2017
to już 3 lata? Ale to zleciało! Życzę kolejnych trzydziestu 🙂