Nie będę pisał kolejnego spisu zalecanych dań. Co dokładnie jeść, o której godzinie – to nie tutaj. Ten wpis to kierunkowskaz. W którą stronę należy iść. Na czym się koncentrować w ostatnim tygodniu przed maratonem. Jakby nie było, to decydujący tydzień. Źle przeprowadzona dieta białkowa to katastrofa na trasie (ściana na zamówienie). Przejadanie się też nie jest wskazane. Ociężałość jeszcze nikomu nie pomogła. Najpierw napiszę parę zdań o mojej diecie, a następnie przejdę do rad dla Was. Mam nadzieje, że będziemy mieli pełne baki w niedzielę o 9:00.
Dieta białkowa
Jeżeli biegasz od niedawna, to mogłeś nie słyszeć o tej metodzie. Biegający trochę dłużej pewnie o niej słyszeli. Choć, pewnie większość z Was jej nie stosowała. Moja dieta zaczęła się w niedzielę po treningu. Nie jem węglowodanów. Praktycznie w ogóle. Jakieś śladowe ilości. Wcinam nabiał, mięso, ryby… Dzisiaj wtorek, a ja czuje brak energii. Organizm się wypłukuje – tak ma być. Nie powiem, dieta jest męcząca psychicznie. Jutro rano robię trening i zaczynam ładowanie. Od razu podkreślam, że nie wyliczam precyzyjnie zapotrzebowania – nie liczę gramów węglowodanów na kilogram masy ciała. Będę jadł produkty bogate w węglowodany złożone. W czwartek i piątek dorzucę Vitargo. Szykuje się prawdziwa uczta 🙂 . To nic skomplikowanego, prawda?
Odżywianie przed maratonem
Zapewne, część z Was już się denerwuje. Spokojnie – do maratonu pozostało parę dni, a jak jesteście przygotowani, to nie martwcie się na zapas. Biegacze amatorzy mają zróżnicowane podejście do biegania. Jedni są zdystansowani. Inni zaangażowani bardziej od reprezentantów Polski. Proponuję wypośrodkowane podejście (zaangażowane, ale z umiarem!)
Zacznę od nawadniania. Pijcie optymalną ilość wody, nawadniajcie się. Zwracajcie na to uwagę już od środy. Ale bez przesady! Umiarkowane podejście do podstawa. Pamiętajcie również o uzupełnianiu magnezu. Napisałem tekst na ten temat.
Dochodzą mnie słuchy, że niektórzy zaczęli ładowanie węglami dwa tygodnie przed maratonem. To najkrótsza droga do dźwigania zbędnego balastu w trakcie wyścigu. To na pewno nie pomoże. Wystarczy zacząć ładowanie w środku tygodnia. Zalecam zwiększone spożywanie węglowodanów w środę. Jednak to czwartek i piątek są kluczowe. Te dni są decydujące w procesie carboloadingu. Spożywajcie dużo węglowodanów złożonych. Magazynujcie glikogen ile się da! W sobotę zalecam kontynuację ładowania, ale nie przesadzajcie. Ociężałość na starcie to zły znak. Najważniejsze zostawiłem na koniec: jedzcie sprawdzone posiłki, nie eksperymentujcie. Minimalizujcie ryzyko problemów! Specjalnie nie piszę listy gotowych produktów, żeby Was nie prowokować do testowania 🙂 Lecz pamiętajcie – dieta przed maratonem, to bardzo istotna kwestia!
Jutro lub w czwartek opublikuję wpis na temat trasy. Jak macie pytania – śmiało!
Maraton Lubelski – z szacunkiem do dystansu, z wiarą w siebie.
5 maja, 2015
Makaron normalny czy pelnoziarnisty, który lepiej?
5 maja, 2015
Ja polecam wedle uznania 🙂
6 maja, 2015
No różnica jest. Szczególnie w indeksie glikemicznym jak i zawartości błonnika. Pełnoziarnisty ma niższy IG i więcej błonnika. Myślę, że to ważne szczególnie ostatniego dnia przed. Bo troszkę dłużej się wchłania.
7 maja, 2015
Mam małe pytanko, bo jakoś będąc w sklepie zapomniałem. W tekście pojawiło się coś o nazwie „Vitargo”. Firmę znam, ale czy można coś więcej o tym specyfiku??
🙂
7 maja, 2015
Vitargo to odżywka węglowodanowa 🙂
20 kwietnia, 2016
Błonnik przeszkadza. Uruchamia perystaltykę jelit, a to – plus mechaniczne pobudzanie z zewnątrz – może wywołać konieczność wypróżnienia. Daj Boziu przed biegiem.
Białka też bym nie jadł! Nie wiem skąd pomysł na białkowy okres przed biegiem Pawle!
Białko zjedzone w nadmiarze zamienia się w aminokwasy, które zostaną zużyte na pokrycie bieżących potrzeb (regeneracja włókien mięśniowych, tkanek itp.) Niewykorzystane aminokwasy zostaną zamienione w glukozę, w procesie glukoneogenezy i zasilą zasoby energetyczne organizmu (w tym tkankę tłuszczową) w tym stopniu, że glikogen zostanie nietknięty. Skuteczność wypłukiwania glikogenu będzie niewielka!
Mało tego. Produkty trawienia białek zamienią się w toksyczne związki amoniaku (mocznik) i organizm w trybie natychmiastowym będzie musiał się ich pozbyć. Do tego celu wybierze mocz. A jak mocz to i nerki. W praktyce okaże się, że tydzień przed maratonem fundujemy nerkom horror i konkretne przeciążenie. Dodatkowo zaczynamy źle sypiać, a to oznacza brak regeneracji.
W praktyce duże lepszym rozwiązaniem byłoby postawienie na tłuste pokarmy, z niewielką ilością węglowodanów (do 50 g dziennie jeżeli nie trenujemy i do 100-120 g jeżeli jednak coś trenujemy – sam mózg potrzebuje około 70 g glukozy w ciągu doby). Taka dieta nie uruchomi (nie powinna uruchomić) procesu ketozy w ciele biegacza (bardzo energetyczny proces, lecz nieco niezdrowy przy dużych wysiłkach), spowoduje sukcesywne i fizjologiczne wypalanie węglowodanów (glikogenu) z ciała, a jednocześnie pozwoli na sprawne utlenianie kwasów tłuszczowych. Uff… Długo było. Pozdrawiam 🙂
PS. Jaki tłuszcz? Zwierzęcy. Podroby, wieprzowina, smalec, tłuszcz mleczny to produkty o najwyższej biologicznej wartości. Cholesterolu się nie bójcie. Z ciekawości: idźcie na badanie cholesterolu przed maratonem i po. 😀 Okaże się, że po biegu macie 4 – 5 krotnie przekroczoną normę 😀
Organizm tryśnie cholesterolem w odpowiedzi na stan zapalny całego ciała. Żadnej magii w tym nie ma. 🙂
21 kwietnia, 2016
Hmm…, zastanawiające jest to co napisałeś, bardzo logiczne i intrygujące. Jako mało doświadczony i słuchający rad mądrzejszych postanowiłem spróbować tak zrobić, jak Paweł zasugerował. Ale jakoś naturalnym dla mnie było, że nie chodzi o samo białko tylko raczej o eliminację węglowodanów. Tłuszcze są nam chyba niezbędne, z czym się absolutnie zgadzam. Z drugiej strony chyba ciężko o jakieś zagrożenia stosowania takiej diety, bo ciężko samym białkiem zapewnić odpowiednią ilość kalorii. Wydaje się też, że Ci którzy zachęcają do jej stosowania, są świadomi zagrożeń dla nerek, bo z białkiem spożywać trzeba masę wody. Ja dzisiaj jestem już na normalnej diecie, ale doświadczenie z dietą białkową było ciekawe i jednocześnie trudne. Pierwszy dzień dramat, bo chciało się tylko jeść, a po dwóch dniach 1 kg mniej (to dużo jak na mnie). Teraz już szukam tylko węglowodanów… 🙂 Pączki, gdzie jesteście? Idę szukać.