Zawsze może być lepiej

1 No tags Permalink 0

Jest dobrze, notuję niezły progres, w sumie jestem zadowolony, ale pewna myśl nie daje mi spokoju. Zaintrygowany nalegam, aby znajomy biegacz podzielił się ze mną tą nurtującą myślą. Niech zrobi mu się lżej. Wtem słyszę zdanie: zawsze może być lepiej, nie dałoby się przyspieszyć tego postępu? Ciekawe, co?

Progres jest dobry, ale większy progres jest jeszcze lepszy. 🙂 Tą optymistyczną myślą rozpoczynam tekst skierowany do nienasyconych biegaczy, którzy niesieni euforią przekraczania kolejnych barier widzą tylko jedną stronę medalu. Dostrzegają szanse, ale nie widzą zagrożeń. Bo w życiu nie ma nic za darmo.

Obraz niezniszczalnego bohatera

Trening bez przeszkód jest lekki psychicznie. Wszystko rozbija się o kwestie organizacyjne. Zrobić trening, zjeść, porozciągać się, wykonać ćwiczenia stabilizacyjne, odpocząć do kolejnego i tak w kółko. W takim układzie największą trudność stanowi samo wyjście na trening. Zachowanie ciągłości treningowej zazwyczaj przekłada się na realizację celu. Specjalnie piszę cel, a nie postęp, bo nie wszyscy trenują dla poprawy. No dobra, prawie wszyscy, ale nie każdy się do tego przyznaje. Nie mylcie w tym momencie treningu z bieganiem.

Co ukrywa druga strona medalu?

Można odpowiedzieć jednym słowem: zagrożenia. Trening biegowy to długofalowy proces. Nie ma drogi na skróty. Wiele osób próbuje „nadrobić” stracony czas, ale przeważnie kończy się to podobnie – przymusową przerwą. Wyższe obciążenie treningowe przekłada się na większe ryzyko kontuzji. Nie zawsze mocniejsze treningi przekładają się na krótszy czas w osiągnięciu mety na ważnych zawodach. Nasza dyspozycja rośnie w trakcie odpoczynku, a o tym zapomina wiele osób. Zdrowie to fundament ciągłości treningowej. Ryzyko jest wpisane w idee sportu. Jak ktoś nie lubi ryzyka, to zapewne nie wciągnie się w regularny trening.

Jeżeli miałbym ogólnikowo odpowiedzieć na pytanie, czy zawsze może być lepiej? Odpowiedziałbym twierdząco. Jednocześnie ciężko jest ustalić granicę, której nie wolno przekraczać. Moim zdaniem sport amatorski powinien w pierwszej kolejności stawiać na zdrowie, a w kolejnych pogoń za wynikami. Jedno nie wyklucza drugiego. Trzeba tylko zachować odpowiednie proporcje.

Na koniec dodam, że powyższe myśli dotykają zazwyczaj biegaczy z niewielkim stażem. Wystarczy doświadczyć jednej kontuzji, która uniemożliwi na jakiś czas regularny trening, a optyka zaczyna się zmieniać. Niepewność powrotu, ból, koszty związane z wizytami u fizjoterapeuty lub ortopedy. To wszystko sprawi, że zdrowie powróci na utracony piedestał.

Zawsze może być lepiej, ale nie zawsze musimy podejmować maksymalne ryzyko w drodze po nasze cele. Biegacze amatorzy mają ten luksus, że mogą, ale nie muszą biegać na granicy możliwości. W tym miejscu nawiązuję do zawodów. Przytoczę pewien przykład z życia wzięty. Orlen Warsaw Marathon 2019. Znajomy zatruł się w noc poprzedzającą maraton. Zależało mu na ukończeniu tego biegu, więc nie odpuścił zawodów, co nie było zbyt rozsądne. Przed półmetkiem podjął decyzję, że to nie ma sensu i zgłosił się do ratowników medycznych. Został przewieziony do strefy medycznej za linią mety. Miał przyjemność zobaczyć, w jakim stanie dobiegają najszybsi maratończycy. Do strefy wjechali prowadzeni na wózkach. Dali z siebie absolutnie wszystko. W ich przypadku lepiej być już nie mogło.

Trening czyni mistrza, a ja od kilku miesięcy piszę jak na lekarstwo. Muszę małymi kroczkami wracać do regularności, co? Wierzę, że przekaz tego tekstu jest jasny – konsekwentnie do celu.

Zdjęcie: Marcin Wolski

1 Comment
  • ss xtreme
    15 maja, 2019

    Co nagle to po diable.Organizmu się nie oszuka.Przez 15 lat próbowałem,Lecząc infekcję i biorąc antybiotyki nigdy nie robiłem przerwy.Np. 3 miesiące biorąc antybiotyk azytromycynę (kontuzja achillesa spowodowana infekcją)regularnie raz w tygodniu robiłem bc2 7km po 3.25\km we wtorki, w soboty 5km po 3.16-3.19\km przy 110 km tygodniowo jako lekki trening przy leczeniu .Trenowałem nawet z gorączką.Miało być 26km po 4.10 to mimo dreszczy i infekcji było zaliczone. W końcu organizm się zbuntował.I tak po 15 latach mam za sobą 1o42 dni antybiotyków i zero formy.A teraz antybiotyki już nie działają.Piszę to ku przestrodze.Czasem lepiej odpuścić.Organizm to nie maszyna.Nie ma części wymiennych.Kto wolniej jedzie dalej zajedzie.Gratulacje dla całego Lubelski Biegacz Team.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.