Szalony Poznań Maraton 2015 – relacja

5 No tags Permalink 0

Ta relacja nie byłaby pełna, gdyby nie zaczęła się od pewnej retrospekcji. Normalnie nie wydałoby mi się atrakcyjne biec maraton, jeśli nie miałbym w nim walczyć o życiówkę. W życiu przebiegłem 8 maratonów – za każdym razem poprawiając czas na mecie. Teraz w zasadzie od początku przygotowań było jasne, że o życiówce nie może być mowy… Dlaczego więc pobiegłem?…

Jest końcówka lipca. Biegowo jestem w lesie, coś tam truchtamy z Pawłem (lubelski biegacz) i Piotrkiem, którzy spędzają u mnie w Hiszpanii wakacje. Start docelowy planuje może na połowę listopada, albo już na wiosnę. Wiem, że w czerwcu przez różne podróże za bardzo odpuściłem bieganie, żeby to szybko nadrobić. Aż tu nagle na jakimś portalu widzę informację: Pierwsze Mistrzostwa Polski Księży i Kleryków w Maratonie. Mówię chłopakom, a oni komentują tę wiadomość bez wahania: „startuj!” Problemem jest jednak data. 11 października. Liczymy czas, jaki został do startu: 10 tygodni. Mało. Nawet bardzo. Ale w tym czasie i tak będę w Polsce, bo 10 października mam ślub w rodzinie. Więc zapisuję się na 16. Maraton Poznański.

Ekspresowe przygotowania i nadszedł ten dzień! Z Lublina wyjeżdżamy późno. Po ślubie poszedłem też na kawałek wesela, więc do Poznania na nocleg dojeżdżamy po 2 w nocy… Śpimy na plebanii u mojego kolegi – księdza Maćka (Maciek, dzięki za gościnę i przyjęcie całej ekipy!!!). Spałem niecałe 4 godziny… Wstajemy po 6, śniadanie (byłem tak skatowany po nieprzespanej nocy, że w ogóle nie miałem apetytu), Msza i na start!
Pierwsze wrażenie po wyjściu z domu: zimno!!! Mam na sobie dres, koszulkę termiczną, 3 bluzy, czapkę i rękawiczki i czuję zimno! Na termometrze 0 stopni. W takiej temperaturze jeszcze nie startowałem. W ogóle nie przewidziałem takiej pogody – nie miałem ciuchów startowych przystosowanych na taką zimę. Oczywiście poratował mnie Lubelski Biegacz 🙂 Dzięki!
 
Poznań Maraton 2015 relacja
 
Plan na maraton ustalamy z Pawłem tuż przed startem. Spałem mało, jest zimno, przygotowania były ekspresowe, nie ma sensu ruszać mocniej niż po 4:10. Pierwsze 14 km ma biec ze mną Piotrek (Dzięki wielkie za super prowadzenie!). Przyjechał kibicować, ale i tak wypada mu dziś trening, więc nie ma sensu, żeby biegał sam, jak może komuś pomóc. Wchodzę do strefy startowej. Obok mnie stoi jakiś koleś i szarpie się ze swoim zegarkiem. Dwie minuty do startu. A mój sąsiad z prawej ostro walczy z zegarkiem. Patrzę na niego. Skądś znam tę twarz… I tu kolejna retrospekcja: w maju ktoś wysłał mi link do fajnej piosenki biegowej: „Muzyka, sport, motywacjaJacka Mezo Mejera. Utwór wpada w ucho, jak ktoś biega ze słuchawkami – polecam! Piosenka bardzo mi się spodobała, od razu słychać, że pisał ją ktoś, kto biega i ma pojęcie o bieganiu. Moi znajomi śmieli się, że tak katuję ten utwór, że się stanę jakimś fanem Meza 🙂 Wracam do startu maratonu. Koleś walczący z GPSem obok mnie to oczywiście był… Mezo. Dogadaliśmy się, że biegniemy na ten sam czas, dla niego to będzie życiówka. Wspomniałem mu o tym, że napisał świetną piosenkę dla biegaczy (Mezo, jeśli czytasz tę relację, to rzucam Ci wyzwanie – weź napisz jakąś nutę o maratonie, a nie tylko: „Lubię biec na dyszkę” 🙂 ). Ruszamy razem, na pierwszym kilometrze doskakuje do nas Piotrek i lecimy równo po 4:07-4:14 – w tym przedziale. Marnujemy dużo energii, bo sporo gadamy. W końcu ustalamy: cisza, na mecie się pogada na spokojnie. Na 14 km Piotrek kończy trening i schodzi z trasy. Lecimy dalej z Jackiem, tempo równiutkie, choć ciut słabsze niż na 2:55. Ale do nadrobienia, czujemy rezerwy. Połówka w 1:26 i kilka sekund. Na 30 km miał do nas dołączyć Paweł i też zrobić swój trening i przy okazji przytrzymać mi tempo. Doskoczył już na 25 km. Prowadzenie idealne, na zbiegach puszczaliśmy nogę, na podbiegach trzymaliśmy tempo, które wzrosło – biegliśmy po 4:00-4:05. Na 32. kilometrze czuję już trudy tego biegu i niedostatek przygotowań. Przebiegamy przez punkt animacji (w Poznaniu było ich mnóstwo! Świetna organizacja, super doping, masa zespołów, które dopingowały… w Hiszpanii, gdzie mieszkam, startowałem już wiele razy. Poznań nie ma się czego wstydzić. Naprawdę kapitalny maraton!), a w głośnikach, jakże by inaczej: „Muzyka, sport, motywacja”. Żartuję do Meza: „Wreszcie jakaś fajna nuta”. Śmiejemy się przez zaciśnięte zęby, bo czuć już obolałe nogi. Na 33 km długi podbieg i mój poważny kryzys, który przezwyciężyłem. Biegnę 5-10 m za Pawłem i Jackiem, trzymam dystans. Na 35 km nasi kibice 🙂 – DZIĘKI WIELKIE za doping i wsparcie!!! Dziwne, że po 36 km mamy zbieg, a ja nie potrafię już utrzymać szybkości. Wiem, że lepiej już nie będzie, to w końcu maraton. Wybiegamy ze stadionu i jest ostry zakręt – 180 stopni. Paweł i Jacek biegną kilkanaście metrów przede mną i w pewnym momencie mam ich naprzeciwko. Krzyczę Pawłowi, żeby leciał na życiowe dla Meza. Ja już wiem, że nie utrzymam tego tempa, ale sobie dobiegnę być może na medalowej pozycji dla mojej klasyfikacji, a w sumie tylko o to mi chodzi. Na 40 km wyrasta mi jak spod ziemi Piotrek. Miał w końcówce pomóc Dominikowi, mojemu przyjacielowi, który też walczył w mistrzostwach. Ostatecznie zajął 6 miejsce i zdjął z życiówki aż 15 minut! Gratulacje! Piotrek nie mógł dotrzeć do  30 km, żeby pomóc Dominikowi, bo Poznań przez maraton był dosłownie sparaliżowany i trzeba było przemieszczać się pieszo. Ale dotarł jakoś na 40sty kilometr. Holuje mnie 1,5 km, ja już szuram nogami o ziemię – tempo już tragiczne – 4:40 i wolniej. Nogi zamulone, głowa też już zmęczona, tylko serce biegnie :), stopy mam tak przemarznięte, jakbym chodził po śniegu. W końcu wpadam na ostatnią prostą. Mobilizuję się, zwiększam jeszcze tempo do 3:50 (nie wiem skąd taki przypływ sił na finiszu) i wpadam na metę z czasem 2:58.
 
Poznań Maraton podium
 
To wystarczyło, żeby wygrać I Mistrzostwa Polski Księży i Kleryków w Maratonie. Dzięki wielkie za wsparcie tym, bez których ten maraton nie byłby tak pięknym wspomnieniem: Panu Bogu za to, że daje mi siłę nie tylko do biegania, Lubelskiemu Biegaczowi za trening i wsparcie na trasie, Piotrkowi za pomoc na pierwszych kilometrach, Jackowi Mezo za 38 km współpracy na trasie (oby nie ostatni raz!), Dominikowi za wspólne przygotowania (za rok będzie medal bankowo), Oli, Oli, Ali, Kasi, Natalii, Kubie i Karolowi, którzy też bardzo mocno przeżywali ten start 🙂 DZIĘKUJĘ bardzo wszystkim, którzy w tych dniach interesowali się tymi mistrzostwami i liczyli na mnie. Udało się! Teraz czas na regenerację i jakieś dobre przygotowanie do walki o nową życiówkę!

Autorem relacji jest ks. Łukasz Tkaczyk, który jest niezłym pacemakerem 🙂

Zapraszam do przeczytania relacji z perspektywy Meza – Zepsuty GPS i ksiądz pacemaker na ratunek

Ola – dzięki za zdjęcia!

5 Comments
  • Zenek Filipowicz
    14 października, 2015

    Świetny tekst oraz prawdziwa, relacja z biegu, który był trudny, lecz prawdziwy, odzwierciadlający trudy zmagania z własną słabością i niedoskonałością własnego ciała, lecz pomocny dla własnej duszy.

    • Paweł Wysocki
      15 października, 2015

      Dziękuję za komentarz. Zenek – gratuluję życiówki, zrealizowałeś cel 🙂 Lekko nie było, ale teraz będzie tylko lepiej!

      Pozdrawiam,
      Paweł

  • maciek nr 7045
    19 października, 2015

    Pozdrowienia dla Łukasza. Był moim pace’em do 10tego, potem lekko dałem wprzód, na 29tym wyprzedził mnie z ekipą ale jeszcze sie na 41szym spotkaliśmy:)

    Moim zdaniem MEZO zagrał bardzo ryzykownie z podbiciem tempa na koniec, szczególnie na podbiegu. Ale maraton bez ściany to zapewne jak ksiądz bez sutanny:)

    Pozdrawiam

    • Paweł Wysocki
      21 października, 2015

      Widzę, że ładne tasowanie było na tym maratonie 🙂 Jak ktoś jest odpowiednio przygotowany to ryzyko jest mniejsze 😉

      Wytrwałości w realizowaniu treningu życzę,
      Paweł

    • Lukasz
      23 października, 2015

      Dzieki za pozdrowienia! Do nastepnego razu Maciek!

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.