Nie robiłem szczegółowej analizy, ale na pierwszy rzut oka widać, że… średni wiek biegacza amatora stale się podnosi. Co to oznacza? Czas nie stoi w miejscu. Biegający się starzeją, a młodych nie przybywa na tyle, aby to rzucało się w oczy. W sumie analogicznie do naszego społeczeństwa. Dlaczego o tym piszę? Zaobserwowałem pewne zjawisko i uznałem, że chcę o tym napisać. Ma to związek z wiekiem oraz możliwościami rozwoju, ale po kolei…
Zauważyłem, że w głowach wielu biegaczy popularne jest porównywanie się do sportu wyczynowego. W kontekście szeroko rozumianego „szczytu biologicznych możliwości organizmu” w relacji do wieku. Z moich obserwacji wynika, że bardzo dużo zależy od psychiki i podejścia do życia. Inaczej to brzmi, jak mówi to biegacz po pięćdziesiątce, a inaczej po trzydziestce. Rozpiętość wiekowa „samo ograniczonych” jest szeroka. I w zdecydowanej większości przypadków mógłbym odpowiedzieć w sposób bezpośredni, mało kulturalny: gó*no prawda.
Druga sprawa to przepaść, która dzieli sport wyczynowy od amatorskiego. Przecież to jak niebo i ziemia. I to na wielu płaszczyznach. Nie będę wnikliwie rozwijał tego wątku, bo to nie jest przedmiot tego wpisu, ale wyczynowiec przedkłada własny sportowy rozwój ponad wszystko. Wszystko układa się pod trening i regenerację. Eksploatacja organizmu to codzienność, a wszystko po to, aby maksymalnie przesuwać własne granice. W końcu konkurencja jest duża i wszyscy robią, co mogą, aby być o krok przed rywalami. Poziom wymagań jest wysoki. W sporcie amatorskim poziom wymagań jest na dużo niższym poziomie. Oczywiście jak spojrzymy na to z szerszej perspektywy, a nie światowej czołówki. Rozwój metod treningowych, regeneracji, sprzętu, świadomości sprawia, że z każdym rokiem rośnie liczba szybkich biegaczy, którzy jeszcze dekadę temu czy dwie już dawno byliby na sportowej emeryturze. Coraz częściej zdarza się, że zawodnik w okolicach czterdziestki (będący w sporcie dwie dekady lub więcej) poprawia rekord życiowy w połówce lub maratonie. U biegacza amatora sport jest wąskim skrawkiem codzienności między życiem rodzinnym, pracą…
Gdzie jest amatorska granica?
Tym sposobem płynnie przechodzę do możliwości rozwoju w sporcie amatorskim. Nie będę podpierał się badaniami naukowymi. Piszę, co myślę na podstawie własnych obserwacji oraz tego, co mówią inni trenerzy. W skrócie: szczyt możliwości jest dużo wyżej, niż zdecydowana większość uważa. Po prostu wiele osób wybiórczo patrzy na osiągnięcia biegaczy, z którymi oficjalnie lub nie… się porównuje. Wystarczy spojrzeć na wyniki, jakie osiąga szeroko pojęta czołówka w kategoriach wiekowych. Prawdą jest, że każdy z nas ma sufit w innym miejscu. Różnimy się skalą talentu. Ale… wszyscy jesteśmy ludźmi. Możemy się rozwijać! Gdzie zatem jest różnica? Co różni rozwijającego się biegacza amatora od tego pozornie „ograniczonego”? Moim zdaniem są to trzy kwestie:
- psychika, czyli to, co siedzi w naszych głowach.
- poziom zaangażowania.
- kontekst regeneracyjny.
Jak się czujesz (mentalnie)?
Psychika jest bardzo ważna. A precyzyjniej nasze nastawienie. Często powtarzam, że głowa biega. Podobnie jest z podejściem do treningu oraz biegowego rozwoju. W tym kontekście sporo można wywnioskować po rozmowach z samymi biegaczami. Trzeba tylko słuchać. Nie chcę się bawić w samozwańczego psychologa, ale moim zdaniem problem jest głębszy. Bieganie jest tylko jedną z dróg ujścia tych emocji, które kłębią się w człowieku. Bo tak naprawdę rezonuje to na postrzeganie świata i obraz siebie przez całą dobę. Czasem to kryzys wieku średniego. Czasem efekt nieprzyjemnych wydarzeń, jakich przyszło nam doświadczyć. Jestem przekonany, że da się nad tym pracować, ale z pewnością nie jest to łatwe. Konsultacja ze specjalistą może być bardzo pomocna.
Poziom zaangażowania
Życie to sztuka wyboru. Nieraz słyszałem, jak ktoś wspominał z nostalgią czasy życiowej formy, która była nie tak dawno. Co się zmieniło? Życiowe zaangażowanie. Trudno jest być w życiowej formie, jak przybyło (przykładowo) dwadzieścia kg, a w głowie usprawiedliwienie, że lat przybyło, metabolizm zwolnił, taka kolej rzeczy. Muszę to napisać drugi raz: gó*wno prawda. Zazwyczaj jest to konsekwencja codziennych, małych wyborów. Kiedyś jadłeś cztery pełnowartościowe posiłki dziennie, bez podjadania. Byłeś aktywny. Od kilku miesięcy, lat jesz cztery posiłki dziennie, ale do tego w tak zwanym międzyczasie wpadają słodycze, słone przekąski, alkohol. Aktywność ograniczyłeś do minimum lub nawet zawiesiłeś buty na kołku. Nie da się schudnąć w miesiąc, ale po drugiej stronie jest… nie da się przytyć w miesiąc. To proces, który trwał miesiącami, ale było „przyjemnie” i niepostrzeżenie masa ciała rosła. Mam świadomość, że redukcja to nie jest łatwa sprawa, ale umówmy się – skuteczna redukcja to nie głodówka. Odchudzanie nie jest łatwe, ponieważ musimy w sposób świadomy zrezygnować z kalorycznych produktów, które są smaczne, a nasz organizm się do nich przyzwyczaił. Spadek zaangażowania = wzrost masy ciała, spadek aktywności, zaniechanie ćwiczeń dodatkowych to dobry przepis na kontuzje. A to już krótka droga do stwierdzenia, że sport jest niezdrowy. W swoim życiu spotkałem niejedną osobę, która poszła tą drogą. Nie zagłębiając się w szczegóły, mogę napisać, że „kierunek zdrowie” nie jest ich priorytetem.
Trudno jest oczekiwać satysfakcjonującej formy bez zaangażowania, bez włożonej energii. Im lepsze wyniki, tym więcej pracy trzeba w to włożyć. Nie tylko w trakcie aktywności, ale i codziennego życia. Trzeba to zaakceptować i polubić. Trudno jest stanąć przed lustrem, spojrzeć sobie w oczy i stwierdzić, że miejsce, w którym aktualnie się znajdujemy, to skutek naszego działania. Szczególnie kiedy jesteśmy w miejscu, w którym być nie chcemy. Nie ma w tym grama losowości. W tym miejscu zaznaczę, że mam świadomość o różnego rodzaju chorobach i powyższy fragment nie jest skierowany do osób chorych. To zupełnie inna para kaloszy. Jednak większość ludzi woli wymówki niż niewygodną prawdę. Uważam, że sport amatorski na pierwszym miejscu powinien być swoistym generatorem życia lepszej jakości. Zdrowie jest bez wątpienia fundamentem dobrego życia. Im człowiek starszy, tym bardziej jest tego świadomy. Żeby nie było, na koniec dodam – ja nie oceniam tych ludzi, ale stwierdzam fakty na bazie obserwacji.
Regeneracja to podstawa
Na koniec zostawiłem temat kontekstu regeneracyjnego. Piszę kontekstu, bo to element, którego nie widać, a jest szalenie istotny. Na logikę można uznać, że im biegacz starszy, tym ma gorsze możliwości regeneracyjne, ale… Moim zdaniem w kontekście sportu amatorskiego to tylko częściowa prawda. Z perspektywy biologicznej tak (i to tylko w teorii), ale… Zawsze trzeba dostosowywać aktywność sportową do stylu życia. Postaram się to zobrazować na przykładzie. Pierwszy biegacz około trzydziestki, aktywny zawodowo (etat), małe dziecko. Drugi biegacz po czterdziestce, własna działalność gospodarcza, brak dzieci. Pierwsza osoba pracuje minimum 40h w tygodniu. Druga nie przekracza 20h, bo dużą część zadań deleguje. Kto ma lepsze warunki do efektywnego treningu? Oczywiście, że ten starszy biegacz. Piszę to na bazie wieloletnich doświadczeń. Współpracuje głównie z biegaczami amatorami. Często jest tak, że większy luz w sferze zawodowej i rodzinnej sprawia, że forma idzie w górę wraz z wiekiem. A to i tak jest wąski fragment życia.
Moim zdaniem można „oszukać przeznaczenie” i mieć regenerację na wysokim poziomie. A tak zupełnie poważnie to kwestia szeroko pojętej higieny życia tu i teraz. Czasem słyszę, że czterdziestopięcioletni biegacz czuje się lepiej niż wtedy, kiedy miał lat trzydzieści. Bzdura? No nie do końca. Wystarczy zadbać o życiowy balans, dietę, suplementację, odpowiedniej jakości sen itd. Świadomość i zaangażowanie jest prawdziwym game changer’em w sporcie amatorskim.
Rekordy życiowe poza zasięgiem
Jest wąska grupa zaangażowanych (i doskonale znanych w środowisku) osób, które są w sporcie od lat. Takie osoby realnie mają problemy z przesuwaniem własnych granic. Natury nie da się oszukać. Dla niektórych to może być deprymujące, ale… Taka jest naturalna kolej rzeczy. Na wszystko w życiu jest czas i pora. Dlatego ktoś mądrzejszy ode mnie wymyślił rekordy kraju, kontynentu, a nawet świata dla kategorii wiekowej. Można, a nawet trzeba bić własne rekordy świata w aktualnej kategorii. Oczywiście jeżeli ktoś odczuwa taką potrzebę. Moim zdaniem nieustanne porównywanie się z innymi nie prowadzi do niczego dobrego. Porównałbym to do ogniska, które pali się intensywnie, ale relatywnie szybko gaśnie bez dorzucenia kolejnego kawałka drewna. No i nie zawsze rozwój jest tożsamy z czasem na mecie. To kwestia indywidualna.
Słowem podsumowania
Pomysł na ten tekst zrodził się w mojej głowie już dawno. Od napisania wstępu do podsumowania minął tydzień. Nie pisałem codziennie, ale robiłem to wtedy, kiedy czułem, że mam szeroko pojętą wenę. Nie odkryłem ameryki. Nieużywane umiejętności tracą swoją biegłość, a ja piszę rzadko.
Zawsze staram się zrozumieć drugą stronę, ale często bywa to trudne. Na pewno sam jestem w takim momencie swojego życia, gdzie muszę pójść „z moim bieganiem” na pewien kompromis. W końcu jedyne, co jest stałe w życiu to zmiana. Wiem, że wiele osób ma podobnie – z różnych względów. Po drugiej stronie są inni, którzy wolą podeprzeć swój spadek formy peselem. I można by z nimi dyskutować, ale po co? W końcu potrzeba rozwoju, zdrowia, satysfakcji powinna być wewnętrzna. Bieganie to pasja, więc nic na siłę.
Lubisz kawę? Bo ja tak. Jeśli podoba Ci się moja twórczość, to możesz postawić mi wirtualną kawę. Z góry serdecznie dziękuję. ⬇
18 października, 2023
Kawa z Trenerem o poranku to niespotykane:) dobry tekst, szybko się czyta, wszystko to wiem a przemyślę na dzisiejszym bieganku… czyli też SZYBKO:)
25 października, 2023
Tutaj wydaje mi się, że trafiłeś w punkt z psychiką. To co dzieje się w głowie, może pociągnąć za sobą wszystkie inne rzeczy. Jestem świeżo po lekturze Gogginsa i myślę, że o to dokładnie Ci chodzi.
1 grudnia, 2023
Tekst jest nieco chaotyczny, ale zrozumiałem co chciałeś przekazać. Myślę, że ze sportem w życiu jest jak z każdą inną dziedziną. To znaczy, lepiej jest nie przesadzać w żadną stronę, tylko znaleźć pewien „sweet spot”, który działa przede wszystkim dla nas. Bo każdy z nas jest inny. Ma inne talenty, inny organizm, w końcu sytuację życiową, finansową itd. Ważne, żeby robić w życiu to, co sprawia nam radość. Ja biegam dla radości, nie dla wyników. Bieganie dla mnie to zdrowa manifestacja osobistej wolności. I to mi wystarcza, nie potrzebuję wchodzić w ten świat głębiej. Nie potrzebuję również akceptacji dla tego z zewnątrz, wśród znajomych czy rodziny. Nie wymagam od nikogo określonego stylu życia, każdy ma prawo żyć jak po swojemu, i dopóki to mu odpowiada, to ok.
13 grudnia, 2023
Fajny, dobrze napisany tekst. Mam podobne refleksje do Twoich na te tematy. Pozdrawiam