Wiązowska 5-tka. Rekord życiowy!

2 Permalink 0

Na bieg zapisałem się tuż po rozpoczęciu zapisów. W grudniu miałem wizję regularnych i mocnych treningów, a Wiązowska 5-tka miała być sprawdzianem, w jakim miejscu jestem. Z regularnością nie było problemu, ale z tym mocnym treningiem to bym polemizował. W konsekwencji nie emanowałem pewnością siebie. Chciałem sprawdzić, gdzie jestem, miałem pewne założenia czasowe, ale nic z tego nie wyszło. Życie napisało zaskakujący scenariusz, którego owocem jest nowy rekord życiowy!

Kontekst treningowy

Ubiegły rok nie był dla mnie łaskawy. Od marca czułem lekki dyskomfort w okolicy prawego pośladka. Dało się z tym biegać, ale chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że ból zabierał radość z biegania. W konsekwencji uważałem z objętością oraz intensywnością treningu. W międzyczasie próbowałem diagnozować problem, wykonywałem ćwiczenia, ale wyraźnej poprawy nie było. To nie wszystko.

Od września do grudnia miałem problem z powracającymi infekcjami. Wszystko za sprawą Marceliny, która regularnie aktualizuje bazę wirusów w przedszkolu. Obrywało się mi, ale i młodszej córce – Róży, która niedawno skończyła siedem miesięcy. Chyba nie muszę pisać, co oznacza katar dla niemowlaka. Nie było zdrowia, nie było snu, nie było poprawy, nie było perspektyw. 😉

Od sierpnia/września chodziło mi po głowie, aby dorzucić trening siłowy. Głównie po to, aby spróbować uporać się z tym nieszczęsnym pośladkiem. Napisałem do Trenera Rafała. Spotkaliśmy się, ustaliliśmy plan i zaczęliśmy działać. Mój trening to praca od podstaw. Najpierw technika, a potem ciężary. Miałem szereg braków, nad którymi cały czas pracuje. Rafał jest między innymi trenerem motorycznym. Najważniejsze jest to, że po mniej więcej czterech tygodniach regularnego treningu na siłowni pośladek odpuścił. Sukces, ale nie będę się rozpisywał, bo ten wpis nie jest o tym.

Od listopada trenuję na siłowni 2x w tygodniu. Wspominam o tym dlatego, bo trening siłowy mocno wpłynął na to, co robię w treningu biegowym. W ogóle nie robię podbiegów. Na początku musiałem planować spokojne bieganie dzień po siłowni – podkreślam, że siłowo nie robiłem nic nadzwyczajnego, nie dźwigałem ogromnych ciężarów. Po prostu ten bodziec był dla mnie na tyle silny, że nogi nie nadawały się do treningu jakościowego. Aktualnie jestem w stanie zrobić akcent dzień po siłowni, ale biegam na wolniejszych prędkościach. Co robię na treningach? Możecie to sprawdzić TUTAJ. W skrócie: trenuję lżej niż  rok, czy dwa lata temu. I mam tu na myśli zarówno jakość, jak i objętość.

Ah ten City Trail

Od listopada starałem się brać udział w każdym biegu City Trail w Lublinie. W grudniu odpuściłem, bo dopadła mnie infekcja. Startowałem w trzech biegach i trzy razy odbiłem się od ściany. Co tu dużo pisać – moje atuty znikają na tej trasie niczym otwarta czekolada. W styczniu chciałem sprawdzić, jak zachowują się moje nogi dzień po lekkim treningu siłowym. Rezultat był taki, że ledwo poruszałem się do przodu. Swoje dorzuciły warunki pogodowe, ale dla każdego są takie same, więc nie szukajcie tutaj wymówek. To była kolejna lekcja. Jako ciekawostkę dodam, że podobny trening zrobiłem w piątek przed Wiązowską 5-tką. Tutaj efekt był już zgoła odmienny.

Tydzień przed startem w Wiązownie, pobiegłem City Trail w 17:43. Czy się obijałem? Absolutnie nie. Czy warunki były dobre do szybkiego biegania? Tak. Czy miałem podstawy, aby tydzień później oczekiwać wysokiej dyspozycji, którą przekuje w nowy rekord życiowy (15:46 i szybciej)? Zdecydowanie nie.

Przed startem

Wstałem o 6:15. Chwilę przede mną wstała starsza córka, więc chwile z nią posiedziałem. Układaliśmy puzzle. Około 7:00 zjadłem przedstartowe śniadanie – płatki ryżowe gotowane na mleku owsianym z miodem i odrobiną masła orzechowego. O 7:30 ruszyliśmy z Piotrkiem w kierunku Wiązownej. Trasa minęła sprawnie. Około 9:00 odbieraliśmy pakiety startowe. Nie muszę pisać, że odbywało się to z niesamowitą sprawnością. Organizacja biegu stoi na wysokim poziomie. W międzyczasie zamieniłem słowo ze znajomymi biegaczami, których nie brakowało. Dokładnie o 9:32 ruszyliśmy Maćkiem i Piotrkiem na rozgrzewkę. Około 10:10 byłem już strefie startowej. Wszystko robiłem z niezwykłym spokojem. Nie miałem wygórowanych oczekiwań, chciałem się sprawdzić, zmęczyć i tyle. Ustawiłem się w okolicach 3 linii. Nie miałem wątpliwości, że start będzie szybki. Za kreską stało ponad 1100 osób, a ulica nie była aż taka szeroka.

Życiowa piątka

Tutaj nie mogę się specjalnie rozpisać, bo większości biegu nie pamiętam. W mojej głowie zostały tylko pewne przebłyski. Jeżeli coś było inaczej – proszę o sprostowanie.

Strzał startera i jazda. Ruszyłem mocno, ale z rezerwą. W myśl zasady, że za skutecznym biegiem stoi mocna końcówka, a nie początek. Pierwszy kilometr trzymałem się za plecami Darka (1 km 3:06 na zegarku).

Na drugim kilometrze wyprzedził mnie Paweł, który dołączył do grypy, która miała w planie bieg na 15:40. W składzie tej grupy byli Mikołaj, Adam, Mateusz, Szymon, Piotrek no i wcześniej wymieniony Paweł. Około dwójki (2 km 3:08 na zegarku) czułem, że robi się „ciepło”. W tym momencie grupa zaczęła mi delikatnie odjeżdżać. W mojej głowie pojawiła się myśl: trzymaj, ile dasz radę, najwyżej odpadniesz po nawrocie (półmetek).

Połowę dystansu minąłem dokładnie po 7 minutach 50 sekundach. I tutaj zadziała się ciekawa rzecz. Zaczęliśmy „wchłaniać” biegaczy, którzy ruszyli zbyt mocno. Widziałem ich twarze, a w mojej głowie zaświeciła myśl: ej, oni wyglądają gorzej od Ciebie! W tym momencie wydawało mi się, że grupa z Mikołajem na czele zaczęła naciągać tempo, ale fakty są takie, że zmęczenie dawało o sobie znać, my trzymaliśmy tempo, inni zwalniali. Energii dodawały okrzyki wymijanych biegaczy – wielkie dzięki za doping! 3 km na zegarku kliknął mi w 3:09. Piszę o tym, w jakim tempie mijałem kolejne kilometry z kronikarskiego obowiązku. W trakcie biegu spojrzałem na zegarek raz – po pierwszym kilometrze.

Czwarty kilometr to była rzeźba (4 km 3:01 na zegarku). Pamiętam tylko „dziwne” zachowanie Krzyśka, który ruszył z mocniejszą grupą, doszliśmy go, chwilę z nami biegł, a potem odpalił rakietę na ostatnim kilometrze. Piąty kaem była to walka na całego. Chłonąłem tlen każdą komórką własnego ciała. Nogi były, jak z ołowiu, ale głowa była na swoim miejscu – nie było odpuszczania. Tuż przed metą złapałem HRmax 198. Tym sposobem ostatni kilometr kliknął w 3:02. Podane czasy są poglądowe, bo zegarek złapał mi 50 metrów więcej.

Metę złapałem po 15:35. Drugą część pobiegłem pięć sekund szybciej. Wiązowska 5-tka okazała się być dla mnie rekordowa. Poprawiłem życiówkę sprzed 7 lat o 11 sekund. Dwa lata temu na bieżni również poleciałem 15:46. W tym miejscu chciałbym oficjalnie podziękować dla ekipy, która wzięła na barki rozprowadzanie biegu. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będę mógł się odwdzięczyć.

Fantastyczna pogoda, dobra grupa, walka do końca – tak będę wspominał ten bieg. Ciężko będzie o podobne warunki w przyszłości.

Po biegu zrobiłem schłodzenie oraz zjadłem posiłek regeneracyjny – owsiankę z jogurtem naturalnym, odżywką białkową oraz borówkami.

Wyniki biegu – tylko miejcie litość i nie patrzcie na roczniki 😉

lubelskibiegacz.pl TEAM na wyjeździe

Dobre warunki sprzyjały nie tylko mi. Zdecydowana większość moich podopiecznych wykręciła nowe rekordy życiowe. Niektórzy pozrywali grube minuty. Niektórym odrobinę zabrakło – nie jestem cudotwórcą, ale mój przykład pokazuje, że regularna praca w końcu musi popłacić. Najważniejsza sprawa to czerpać radość z biegania. Wyniki przyjdą z czasem.

Co dalej?

To jest bardzo dobre pytanie. Wiązowska 5-tka miała być sprawdzianem aktualnej dyspozycji. Obstawiałem wynik w przedziale 15:50-16:10. Być może wynik na mecie mnie nie zszokował, ale z pewnością zaskoczył. Nie mam konkretnych planów na biegową wiosnę, ale w najbliższych dniach pewnie się to zmieni. 😉 Jeżeli doczytałeś ten tekst do końca, to liczę na Twoje sugestie.

Lubisz kawę? Bo ja tak. Jeśli podoba Ci się moja twórczość, to możesz postawić mi wirtualną kawę. Z góry serdecznie dziękuję. ⬇

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Zdjęcia: Fotomaraton, Wiązowna Półmaraton.

2 Comments
  • Glodnyzwyciestwa
    29 lutego, 2024

    GRATULACJE !!
    Domyślam się ile musiałeś mieć „przygód” po drodze by być dziś w tym miejscu w, którym jesteś 😉 Cieszę się że masz ten Rekord Życiowy !!

    Ps. Forma Blogu zawsze mi się najbardziej podoba 😉

    Pozdrawiam

    • Paweł Wysocki
      6 marca, 2024

      Wielkie dzięki Adam! Jak to w życiu, nie ma lekko, ale jak robi się, co się lubi, to się w tym trwa. 🙂

      Powodzenia! 🤞 Rób swoje!

      Pozdrawiam,
      Paweł

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.