Czas na kolejny raport. Myślałem, że będzie nieco lepiej, zwłaszcza druga część tygodnia. Ale nie przejmuje się, robię swoją robotę. Innego wyjścia nie ma. Dwa akcenty w tygodniu, a reszta to bardzo spokojne bieganie. Do Dychy co raz mniej czasu. Nareszcie!
Poniedziałek:
wolne
Wtorek:
Rozbieganie z nogi na nogę, po lesie. 12 kilometrów po 4:55/km.
Środa:
Środa, to jak zwykle interwał. Lekkie rozciąganie, 3 rytmy i wio.
3x400m po 1:14-15, przerwa 200m
600m w 1:53, przerwa 300m
1000m w 3:07, przerwa 500m
600m w 1:52, przerwa 300m
3x400m po 1:14-15, przerwa 200m.
Całość, to 8km w 32:15.
Trening prowadził mi Artur, bez większego kryzysu i wrażenia. Choć wiadomo – nie był, to lekki trening.
Całość: 14,5 kilometra.
Czwartek:
Spokojne 12 kilometrów po 4:55/km. Czułem nogi po interwale.
Piątek:
Kolejny spokojny trening, 13 kilometrów, również po 4:55/km.
Sobota:
Głównie danie, to jak zwykle – 12 kilometrów. Weszło poniżej oczekiwań w 47:47, średnie tempo 3:59/km, średnie HR 170.
Całość: 16 kilometrów.
Niedziela:
Skróciłem długie rozbieganie z 20 do 18 kilometrów. Zrobiłem, to w 1:26:00. Średnie tempo 4:47/km, średnie HR 152. Zjadłem obfity obiad 4 godziny przed, a wisiał mi niczym balast.
Kilometraż tygodniowy: 85,5 kilometra.
Leave a Reply