
Prawie 70% czytelników bloga to osoby mające 25 lat lub więcej. W związku z tym pomyślałem, że warto napisać tekst, który opowiada o tym, jak łączyć regularny trening z pracą. Połączenie jakiejkolwiek pracy z treningiem wymaga dobrej organizacji. Nie mam złudzeń, że osoby, które mają siedzący tryb pracy, wręcz potrzebują ruchu. W innym wypadku istnieje realne ryzyko problemów ze zdrowiem. W długim terminie, a jakże, nic nie dzieje się od razu. A co z osobami, które pracują fizycznie? Wiele zależy od charakteru pracy, bo „praca fizyczna” to bardzo szerokie pojęcie. W tym tekście nie chcę się zagłębiać, kto pracuje ciężej, a kto lżej. Moim celem jest opublikowanie poradnika na bazie własnego doświadczenia, które pomogą innym uniknąć moich błędów. Zapewne nie wszyscy wiedzą, ale nie tak dawno temu łączyłem pracę w sklepie Decathlon, studia dzienne oraz intensywny trening do maratonu. Było pracowicie…. 😉
Zacznę od uczelni, ponieważ to było najmniej absorbujące. Studiowałem socjologię. Wtedy jeszcze na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Kończyłem studia pierwszego stopnia, więc miałem na głowie pisanie pracy licencjackiej. Nie byłem wielkim entuzjastą tego kierunku, a znalazłem się tam niejako z przypadku. (to historia na oddzielny wpis) Mam taki charakter, że nie lubię odpuszczać tego, co zacząłem, zatem ciągnąłem konsekwentnie ten temat. Moje studia uznaję za swój życiowy błąd, ale niczego nie żałuję… Mogę się pochwalić tym, że jako student nigdy nie miałem 2 w indeksie. Na studiach poznałem moją żonę. Widocznie tak miało być! Wracając do tematu wielkiego trio – studia, praca, treningi. Uczęszczanie na zajęcia nie było ogromnym utrudnieniem, ale pisanie pracy dyplomowej i przesiadywanie w czytelni już tak. Tak się złożyło, że nie mogłem wypożyczyć większości literatury niezbędnej do napisania teorii. Czasami nie wyrabiałem się z terminami, ale dr Alina Betlej to wyrozumiały promotor. Prawdę mówiąc, za pisanie pracy wziąłem się na poważnie w kwietniu, a obroniłem się w czerwcu. Miało to ścisły związek z kontuzją… ale o tym później.
Pracę w sklepie sportowym zacząłem 02.10.2009. Ktoś może zapytać: po co zacząłeś pracować? Przecież studiowałeś i trenowałeś. Od zawsze starałem się twardo stąpać po ziemi. Czułem, że studia to za mało. Z perspektywy czasu wiem, że to była świetna decyzja! Praca nauczyła mnie więcej, niż 5 lat studiów. Gdybym mógł się cofnąć w czasie, to zamiast podjęcia pracy zmieniłbym kierunek studiów, co wiązałoby się ze zmianą miejsca zamieszkania… (nie ma tego kierunku w Lublinie). Jednak to tylko gdybanie, bo nie wynaleziono wehikułu czasu. 😉 Być może kogoś interesuje, jak wygląda praca w Decathlon. Nie bez przyczyny trafiłem na dział: chodzenie, bieganie, tenis, golf. Przyznaje się bez bicia, że początki pracy były trudne (pracowałem głównie na 1/2 etatu, ale często robiłem nadgodziny do 3/4). Moje wyobrażenia, jak wygląda praca, były rozbieżne z tym, jak było naprawdę. Praca sprzedawcy (bo na takim stanowisku zaczynałem) to głównie przerabianie, rozkładanie, układanie i liczenie towaru. W tym sportowym markecie cały towar jest dostępny dla klienta na wyciągnięcie ręki. Francuskie sklepy stawiały na „szybki sklep”. Nie wiem, jak jest obecnie, ale myślę, że podobnie.
W praktyce oznacza to tyle, że klient ma wejść do sklepu, samodzielnie odszukać i wybrać interesujący go produkt, po czym udać się do kasy. Pracownicy sklepu mają ogrom pracy nad ekspozycją. Śmiało mogę powiedzieć, że przez 80% czasu pracy należy dbać towar. W związku z tym, że od zawsze pasjonowałem się bieganiem, to mogłem się rozwijać w tym kierunku. Dosyć sprawnie zostałem szkoleniowcem technicznym z biegania. Było to powiązane z byciem szkoleniowcem w ogóle, więc równolegle prowadziłem szkolenia ze sprzedaży. Musicie wiedzieć, że Decathlon raz do roku prowadzi szkolenie dla szkoleniowców, które odbywa się we Francji lub Hiszpanii. Tym sposobem przez 3 lata pod rząd latałem służbowo na takowe szkolenie. Na szkoleniu dostawaliśmy dużo biegowego sprzętu od wiodących brandów: ASICS, Adidas, Mizuno oraz Kalenji. Śmiało mogę polecić pracę w tym sklepie młodym, energicznym osobom na studiach dziennych, które chcą się rozwijać. Decathlon to firma stawiająca na rozwój pracowników i co najważniejsze – nie wymagają doświadczenia. To niewątpliwy plus tej pracy dla młodych ludzi. A jakie są minusy? Skoncentruje się na minusach z perspektywy osoby regularnie uprawiającej sport. Trochę przykre jest to, że w sklepie sportowym zdecydowana mniejszość pracowników ma bezpośredni kontakt ze sportem. Tak to wyglądało i myślę, że dalej nic się w tej kwestii nie zmieniło. Największym minusem jest to, że to praca fizyczna. Praktycznie cały czas trzeba być na nogach. Czasem trzeba dźwignąć coś cięższego. Ułożenie, tudzież rozłożenie kilkuset par butów potrafi zmęczyć. Miałem pełną świadomość, że nie sprzyja to optymalnej regeneracji, ale wierzyłem, że dam radę, ponieważ jestem młody. Tak było do czasu…
Na początku ciężko było się przyzwyczaić do nowych obowiązków. Na dodatek trzeci semestr studiów był dosyć wymagający. W okresie od października do lutego biegałem bardzo nieregularnie. Na początku marca dostałem propozycję startu w Mistrzostwach Polski studentów w maratonie. Z perspektywy czasu przyznaję, że to było szalone. Miałem 7 tygodni na przygotowanie się, bo start był na początku maja. Tłumaczyłem sobie to tym, że tyle lat biegam, więc trening musi oddać. Finalnie wybiegałem brąz w klasyfikacji studentów z czasem 2:58:14 (16 miejsce OPEN, Katowice 2010). Co dał mi ten medal oprócz satysfakcji? Stypendium sportowe. Rozochociłem się i uwierzyłem, że można skutecznie łączyć pracę, studia i treningi. Obrałem cel na przyszły rok – start w kolejnych mistrzostwach studentów na dystansie maratonu. Tym razem planowałem uporać się z barierą 2:50, bo ten rezultat powinien dać zwycięstwo w klasyfikacji. Cykl przygotowawczy rozpocząłem w listopadzie. Trenowałem pod okiem dobrego trenera – Leszka Wojciechowskiego (nasza współpraca rozpoczęła się w maju 2005 roku). Sesja zimowa i studia – luzik. Obciążenie treningowe rosło, ale nie narzekałem. Najciężej było w weekendy. Mocny trening jakościowy rano, a potem siedem godzin na nogach. W niedzielę zazwyczaj tylko praca. Kolejne siedem godzin. W poniedziałek zaczynał się kolejny mikro cykl w i skali kilkunastu tygodni z pewnością to miało znaczenie. W kulminacyjnym momencie biegałem ponad 140 km w tygodniu. Moją podstawową i jedyną formą regeneracji był sen. W marcu weszliśmy w ostatni etap przygotowań. W drugiej połowie miesiąca zacząłem odczuwać ból w okolicach piszczeli. Zapalenie okostnej – musi przejść. Nic sobie z tego nie robiłem i trenowałem dalej. Na początku kwietnia było już dramatycznie. Trucht to było wyzwanie. W głowie kołaczące się myśli – dam radę, czy nie dam rady dociągnąć to do maratonu? Po drodze zaliczyłem start w Akademickich Mistrzostwach Polski w biegach przełajowych. Już wtedy miałem ponad tydzień przerwy. Dobiegłem na 23 pozycji, co przełożyło się na szóste miejsce w klasyfikacji uniwersytetów. To był koniec marzeń o maratonie. Po tym biegu chodzenie sprawiało mi kłopot. Poszedłem do lekarza i okazało się, że miałem złamanie zmęczeniowe piszczeli (obu!). Pamiętam, że dostałem zwolnienie lekarskie na ponad miesiąc. Nie biegałem, nie pracowałem, więc wziąłem się za pisanie pracy licencjackiej. Macie wytłumaczenie, dlaczego napisałem ją pomimo ogromnych oporów terminie…
Moje aktualne podejście do biegania i kontuzji oparte jest na doświadczeniu. Jakże bolesnym. Chciałbym, żeby czytelnicy bloga wyciągali wnioski na bazie moich doświadczeń. Praktyka pokazuje, że dopóty ktoś się nie sparzy, dopóty ryzykuje własnym zdrowiem. Jak trenować, pracując fizycznie?
Dostosuj treningi do aktualnego stylu życia
Brzmi banalnie, ale naprawdę ciężko jest sobie uświadomić, że praca determinuje nasze sportowe życie. Według mnie koniecznie jest zejście z obciążeń treningowych. Na bazie doświadczenia możesz stopniowo dokładać objętość i intensywność. Przykład? Jesteś górnikiem i pracujesz fizycznie w kopalni. Siłę ogólną wyrabiasz w sposób naturalny, więc zastanów się, czy potrzebujesz włączyć do treningu ćwiczenia siłowe. Idąc dalej tym tropem, Twoje nogi są poddawane dużym obciążeniom – być może nie potrzebujesz siły biegowej.
Skoncentruj się na regeneracji
Po pierwsze i najważniejsze, skoncentruj się na odpowiedniej ilości snu, ponieważ Twój organizm jest poddawany ponadprzeciętnym obciążeniom. Po drugie, traktuj to poważnie. Jesteś osobą pracującą fizycznie i potrzebujesz większej dbałości w sferze regeneracji niż osoby, które tego nie robią. Nie ważne, że jesteś biegaczem amatorem – wbrew pozorom możesz być bardziej obciążony, niż wyczynowiec. Prawidłowe rozciąganie, rolowanie, masaże wodne, masaż sportowy. Wszystko to zwiększy Twoje szanse na udaną symbiozę pracy i treningu.
Pamiętaj o diecie i suplementacji
Nie zapominaj o zbilansowanej diecie. Twój organizm musi mieć dobre paliwo do codziennego funkcjonowania. Dodatkowo przemyśl kwestię suplementacji. Myślę, że gdybym spożywał więcej wapnia i witaminy D3, to mógłbym uniknąć kontuzji z 2011. Nie chcę się tutaj rozpisywać, bo każdy musi podejść do tego tematu indywidualnie. Wszystko zależy od Twoich biegowych aspiracji.
Planuj z chłodną głową
Na koniec kluczowa rada. Jestem przekonany, że można skutecznie łączyć pracę fizyczną z bieganiem. Jednak wiele osób robi to zupełnie bez wyczucia i wyobraźni (ja też, mam to za sobą). Skuteczniej jest planować mniejsze cele i stopniowo je realizować, niż mierzyć wysoko i upaść z hukiem. Tak – praca to ograniczenie, które należy brać pod uwagę. Regeneracja to proces, który wymaga czasu. W pracy nie odpoczniesz. Uwierzcie mi na słowo – każdy powrót po kontuzji to ogromne wyzwanie.
Nieważne, jak ciężko potrafisz trenować, ważne, ile czasu potrafisz wygospodarować na odpoczynek. To drugie jest trudniejsze, bo w obecnych czasach zawsze jest coś do zrobienia, sprawdzenia, obejrzenia… Z czegoś trzeba zrezygnować. Myślę, że nie tylko ja mierzyłem się z podobną sytuacją. Być może pracujecie fizycznie i macie własne doświadczenia? Nie krepujcie się, zachęcam do uzewnętrzniania się w komentarzach. Wierzę, że mój wpis może okazać się przydatny dla wielu osób. Zdrówko!
12 września, 2016
Trafiłam na ten tekst szukając rozwiązań dla siebie. Mam 38 lat, biegam ze cztery lata. Kiedyś w młodości biegałam więc było mi łatwiej zacząć ponowną przygodę, wiedziałam już, jakie są początki i jak sobie z nimi radzić. Niestety tak się składa, że w międzyczasie zaczęłam pracę w sklepie, spożywczej sieciówce. Nie będę pisać jakiej, by nie robić zbędnej reklamy. Początkowo nie było tak źle bowiem większość czasu spędza się na kasie a jest to robota raczej siedząca. Trochę doskwierają plecy. Dołożyłam ćwiczeń wzmacniających kręgosłup i problem się, można powiedzieć, sam rozwiązał. Niestety z czasem nasiadówki na kasie ulegają zmniejszeniu (nowi się szkolą, starzy już walczą głównie na sklepie) i dochodzimy do sytuacji, w której przez osiem godzin dziennie właściwie nie siadam na tyłek poza chwilą przerwy śniadaniowej i ewentualnej wizyty w toalecie. Dzień pracy to nieustanny chód, czasem się prawie biega. Dodatkowo jakieś 70% tych czynności wykonujemy pod obciążeniem. Waga układanego towaru sięga 12-20 kg (skrzynki z warzywami bywają przeładowane, mimo ustalonych przepisami norm, dodatkowo magazyny wrzucają 12 kg kartony na wysokość przewyższającą mój wzrost, pakiecik 10 soli to 10 kg a łapie się po dwa, bo czasu nie ma). Codziennie przerzuca się tego ze dwie palety, czasem trzy, potem samą paletę (jakieś 25 kg) wrzucamy sztapel pustych. Pod obciążeniem pracuje się większość czasu, ciągnięcie wózków, chodzenie, zdejmowanie z góry, podnoszenie do góry, przerzucanie itp. Według aplikacji z telefonu (a jest względnie dokładna, sprawdziłam w czasie wybiegania) sama praca daje ok 8 – 10 km dziennie. Są też dni i nocki po 12 godzin. Nie ma czegoś takiego jak „wolny weekend”, zmiany są poranne, popołudniowe lub między. Grafik zmienia się czasem po cztery razy w miesiącu, więc wprowadzenie stałego planu treningów to mrzonka. Mimo, że wcześniej przebiegałam 10 km bez żadnych problemów i większej zadyszki, z roboty wychodzę z poważnym bólem stóp i ołowiem w nogach. Biegać się chce, bo lubię, ale zwyczajnie nie wiem jak to zrobić, żeby nie skończyć z kontuzją jak autor publikacji. Póki co, staram się biegać w wolne dni lub przed pracą, ale wtedy, po takiej pracy, ból zaczyna utrudniać poruszanie. Kolejny dzień skutkuje tym, że postawienie stóp na podłodze i wstanie z łóżka to walka i konieczność „rozchodzenia” żeby móc działać. Z tego powodu rezygnuję z większości wybiegań, bo w robocie nikogo nie obchodzi moje hobby, trzeba zapier**. Rozciągania, baseny, żele chłodzące i jacuzzi z solanką pomagają tylko chwilowo. Dlatego szukam. Wszelkie plany i porady wyglądają dobrze na papierze. Mało które uwzględniają fakt, że praca wymusza na mnie 8 godzinne treningi o zróżnicowanym natężeniu, pięć lub sześć dni w tygodniu, non stop na nogach. Jak dopasować bieganie do czegoś takiego? I co ważniejsze – jak wygrać z upierdliwym bólem? Myślałam, że się przyzwyczaję (obuwie robocze nie jest najwygodniejsze), ale mija już pół roku i nie ma poprawy. Co robić?
12 września, 2016
Cześć Kasia,
Bardzo mi przykro, że masz taki charakter pracy. Prawda jest taka, że praca sama w sobie jest ogromnym obciążeniem. Dorzucenie do tego treningów, kiedy Twoje ciało wyraźnie odczuwa trudy to szaleństwo. Może zabrzmi to brutalnie, ale praca jest nad pasją (bieganiem), bo zapewnia nam pieniądze dzięki, którym możemy normalnie żyć. Jeżeli chcesz wrócić do regularnego biegania, to musisz zmienić pracę lub jej charakter. W innym wypadku Twoje ciało odmówi posłuszeństwa, bo nie jesteśmy maszynami. Ludzki organizm to wspaniała sprawa. Spójrz – aktualnie w ogóle nie chce Ci się biegać (bo i tak jesteś zmęczona). Jestem przekonany, że jak odpoczniesz, to nogi same będą Cię niosły na trening. Póki co zalecam spokojne bieganie w luźniejsze dni. W innym wypadku skończysz jak ja. Trzymaj się!
Pozdrawiam,
Paweł
15 września, 2016
Pracowałem w podobny sposób. Trening? NIGDY… Zmieniłem pracę na „produkcję”, czyli fabryka ?, regularnie 8h, trzy zmiany, pomogło. Trening po pierwszej zmianie, przed drugą i nocną, głowa świeża, endorfiny działają, po roku profesjonalizm wygrał, zarządzam zespołem i tak już od siedmiu lat, czyli można. Dzięki bieganiu, bo ono otwiera drzwi do sukcesu, tak myślę.
18 grudnia, 2016
Hej, pracując w sklepie jak lidl czy biedronka biegać się reguarnie nie da. Sam jestem tego przykładem pracuje już 1 rok i w tym czasie spadl mi kilometrarz. Przed podje iem pracy jedrn trening to mogli byc nawet 1,5h wybiegania. Obecnie 30min yo jest straszna męka. Jedyna szansa aby móc biegać to dla mnie zmienić pracę. Więc po pracy szukam ofert i może nauczę sie hiszpańskiego albo norweskiego aby móc znaleźć jakąś pracę nie fizyczną. Bo kocham biegać i szkoda mi to zostawiać dla jakiejś pracy, która badz co bądź nie przenosi nam odpowiedniej ilości pieniędzy.
19 grudnia, 2016
Cześć Roman,
Dzięki za komentarz, który potwierdza treść wpisu. Powodzenia w szukaniu pracy.
Pozdrawiam,
Paweł
14 lutego, 2017
Witam.Ja również pracuje praktycznie 12godz dziennie na stacji benzynowej,na restauracji.Pracuje tam pół roku,niestety grafik zmieniał sie z dnia na dzień,co w sumie dawało mi 23 dni pracy po 12godz i 7 dni wolnego,gdzie miało być 15 dni.Do tego wchodzily moje treningi biegowe-3 razy w tygodniu bieganie plus raz w tygodniu siłownia a w wolne weekendy od pracy dodatkowe biegi na dyszkę i półmaratony .A zmierzam do tego ze po 5 miesiącach takiego trybu życia kolano odmówiło mi posłuszeństwa,lecze je juz trzeci miesiąc i jak narazie bez większej poprawy-lekarze twierdza ze to stluczenie chrząstki stawowej-u mnie objawia sie tak ze jak rano wstaje to boli i utykam jak je rozchodzę to jest lepiej,i nie wspomnę o tym ze jak usiądę to później nie mogę nogi rozprostować bo tak boli.
3 lipca, 2017
Anno, nie wiem u jakich lekarzy się leczysz, ale ja polecam Pana Piotra Gierobę – fizjoterapeuta. Być może jest to co u mnie, lekarze leczyli bolace kolano, a Pan Piotr „przeszukał” całe ciało i okazało się że kolano dawało tylko sygnał że cos, gdzies, zle funkcjonuje. Dziś powoli wracam do swoich obciażen treningowych a ból nie wraca 🙂
3 lipca, 2017
Cześć Karol,
Aktualnie stawiam na fizjoterapeutę i jest bardzo dobrze. 😉
Pozdrawiam,
Paweł
29 lutego, 2020
Ładnie to ujołeś, pracuję jako górnik w przodku i wiecznie miałem dylemat. Pozdrawiam