Wyobraź sobie sytuację. Kupujesz nowy samochód w salonie. Twoja ulubiona marka, model z innowacyjnym silnikiem. Czekałeś kilka lat na premierę, co potęguje uczucie radości. Nareszcie się doczekałeś! Wyjeżdżasz na drogę nową furą.
Radość sukcesywnie spadała. Już pierwszego dnia przydarzyło się coś dziwnego. Fotoradar zrobił Ci zdjęcie. Przekroczyłeś dozwoloną prędkość pomimo tego, że zegar wskazywał poprawną wartość. Kilka dni później przeczytałeś wiadomość na stronie producenta, że niektóre egzemplarze mogą mieć źle skalibrowany pomiar prędkości.
Innowacyjność silnika skończyła się na teorii. Spalanie jest wyższe od podanego. Zasięg na jednym ładowaniu był niższy, więc można powiedzieć o bolesnej równowadze.
Auto posiada przełomowy system autopilota. Wystarczy ustawić trasę w nawigacji, a sam jedzie. No prawie, bo zabrakło optymalizacji systemu, co przekłada się na error w trakcie jazdy, kiedy występują korki.
Wszystkie niedopracowania wynikają z błędów oprogramowania. Komponenty auta są pełnowartościowe, ale oprogramowanie już nie. Producent zapewnia, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy pojawią się niezbędne aktualizacje, które pozwolą wykorzystać pełną moc możliwości auta. Marka w pierwszej kolejności koncentruje się na naprawie niezbędnych błędów. W planie jest rozszerzenie funkcjonalności, aby dorównać do poprzedniego modelu, który miał premierę przed czterema laty.
Samochód spełniał swoją funkcję. Zawsze mogło być gorzej… Dawał radę, ale producent w przedsprzedaży nawet nie wspominał, że jest zwyczajnie niedopracowany. Oczekiwania były wysokie, a rzeczywistość okazała się brutalna. To było twarde lądowanie. Nie pozostaje nic innego, jak czekanie.
Na koniec dodam, że nowy właściciel zapłacił normalną cenę, jak za pełnowartościowy wóz. Pozostaje pytanie, czy to jest fair? 😉 Być może trzeba było zapożyczyć pomysł rodem zza wielkiej wody. Satysfakcja albo zwrot z podaniem przyczyny tej decyzji w ciągu 5-10-30 dni? No dobra, to nie byłaby zbyt rentowna decyzja. Wszak konkurencja nie śpi, a portfel użytkowników jest ograniczony.
Mam nadzieję, że ten wstęp Was zaciekawił. Niebawem opublikuję recenzję, w której poruszę temat Polar Vantage V. Materiał będzie podzielony na kilka części. Na pierwszy ogień pójdzie sygnał GPS oraz innowacyjny pomiar tętna z nadgarstka. Myślę, że zakończenie tego tekstu może być zaskakujące: autor tekstu jest zadowolonym użytkownikiem pomarańczowego Polara Vantage V.
13 marca, 2019
Hahaha! Jak to kobieta, też wsiadłam do tego samochodu, uruchomiłam silnik i pojechałam do przodu, nie mając zielonego pojęcia o tym, o czym piszesz i cieszę się jazdą. Chętnie poczytam! pewnie czegoś się dowiem o moim nowym nabytku!
15 marca, 2019
Ogólnie to dobry sprzęt, ale jeszcze musimy poczekać, aby móc cieszyć się w pełni. Patrząc na sytuację poprzedniego modelu, możemy być spokojni. No i Polar nie ma „armii” modeli, co ułatwia dopracowanie tych dostępnych. Chociaż trochę to dziwi, bo gdyby mieli ich więcej, to chyba by nie ogarniali 🙂
Pozdrawiam,
Paweł
14 marca, 2019
Cześć . Polar Vantage v lepiej się spisuje niż garmin. Mój polar m400 coś szwankuje.Dodatkowo skruszał kawałek gumy i się ułamał. Coś czuję że niedługo będę musiał kupić nowy.Teraz już bez zegarka z gps kiepsko by się biegało.Warto polara vantage 5 kupić? Bo jak już wydać kasę to na coś porządnego na parę lat użytkowania.
15 marca, 2019
Cześć,
Na ten moment warto kupić Polara V800, ale… już niedługo V-V /V-M mu dorównają, a wtedy lepiej mieć nowszy model.
Pozdrawiam,
Paweł
15 marca, 2019
Cześć, też się zdecydowałem na V. Większość niedopracowanych „smartów” mi nie przeszkadza, gps jest lepszy niż w feniksie ale ten pomiar z nadgarstka… gdyby nie pas na klatkę to nie dało by się z nim trenować. Polar flow za to robi robotę 🙂 Pozdrawiam
15 marca, 2019
Cześć Michał,
Mi też nie przeszkadza większość funkcji, bo zwyczajnie z nich nie korzystam. W kwestii zegarków jestem pragmatykiem na maksa. Szkoda, że „innowacyjny” pomiar z nadgarstka nie jest taki, jak myślałem, że będzie. Więcej w następnym tekście o Polar Vantage V.
Polar Flow od dłuższego czasu robi robotę 🙂
Pozdrawiam,
Paweł
20 marca, 2019
Hej, to kiedy ta recenzja bo już zamówiłem zegarek i ma tydzień żeby go odebrać . Twoja opinia będzie decydująca.
20 marca, 2019
Cześć,
Musisz uzbroić się w cierpliwość na publikację recenzji. Aktualnie dopadł mnie chroniczny brak czasu. Odpowiem tutaj w skrócie. Jak szukasz zegarka tylko do biegania do kup Polar Vantage M. Jak do tri to Vantage V. Sam śmiało mogłem kupić tańszą wersję, bo:
– innowacyjny pomiar tętna z nadgarstka to żadna innowacja. 🙂
– pomiar mocy nie jest przydatny.
Osobiście uważam, że zakup Polara Vantage (obojętnie jakiego) to bezpieczny zakup. Kupuj wersję z pasem HR.
Więcej w recenzji.
Pozdrawiam,
Paweł
2 kwietnia, 2019
Mimo całej sympatii do Polara po przesiadce jakieś 3 lata temu z Polara na Garmin-a jak na razie nie widzę szansy ani sensu powrotu 🙂
5 maja, 2019
Mariusz, mam podobnie. Zacząłem od Polara M400 i było super. Potem zdecydowałem się na Fenixa 5 i rozczarowałem się wciąż fluktującym tempem chwilowym podczas biegów. Na plus do mnie trafiła za to możliwość konfiguracji zegarka w zasadzie w sposób dowolny. W momencie gdy zegarek sportowy ma śledzić naszą aktywność całodobową (nosimy go na rece cały czas) to jego wygląd oraz możliwość konfiguracji zaczynają mieć też duże znaczenie. Nie mnie jednak zmieniłem Fenixa na Polar Vantage V i bardzo się rozczarowałem. Okazało się ze mimo bardzo wysokiej ceny ma ułamek funcjonalności Fenixa, a jeśli chodzi o dokładność GPS czy pomiaru tętna to też jakoś szczególnie się nie wybija. Przez pół roku biegam z koszulka z długim rękawkiem więc pomiar z nadgarstka jest dla mnie tylko bajerem. Korzystam zawsze z pasa na klatkę. Przesiadłem się na Forerunnera 935 i to jest to. Dzięki plastikowej kopercie ma większą dokładność GPS niż Fenix 5, a wciąż ten sam interfejs. Jest też sporo lżejszy. Dla mnie zegarek idealny.
Kilka dni temu pojawił się Forerunner 945. Już wiem że będzie on moim następnym zegarkiem. 🙂