
Pierwsza Dycha do Maratonu otworzyła kolejną edycję Grand Prix Lublina. Już na etapie zapisów było wiadomo, że będzie to rekordowa impreza. Linię mety przekroczyło 1337 osób! Piękna pogoda zachęcała do biegania, ale jak pokazała praktyka, nie sprzyjała osiąganiu rekordowych rezultatów. Trasa nad zalewem jest doskonale znana biegaczom. Już na samym początku relacji muszę napisać, że mam nadzieje, iż były to ostatnie zawody zorganizowane w tym miejscu w takim stylu. Dlaczego? O tym poniżej.
Bardzo miło, że na stronie Maratonu Lubelskiego powstał tekst, na temat: „Co powinniście wiedzieć przed startem Pierwszej Dychy?”. Zabrakło w tym tekście jednej, ale bardzo istotnej informacji organizacyjnej. Dlaczego nikt nie wspomniał o zamknięciu ulicy Zemborzyckiej? Myślę, że organizator imprezy masowej miał takową wiadomość. Pomogłoby to niektórym uniknąć nerwówki.
Relacja z biegu
Od razu napiszę, że to będzie wyjątkowo krótka relacja. To był bezbarwny bieg w moim wykonaniu. Start biegu zaplanowano na 12:00. W związku z tym musiałem trochę dłużej pospać, aby jeść śniadania pięć godzin przed startem. Według mnie godzina 11:00 była korzystniejsza. O 11:25 zacząłem krótką rozgrzewkę. Temperatura powietrza temu sprzyjała. Kilka minut przed 12 byłem gotowy i zmotywowany do akcji. 3, 2, 1… start, ruszyliśmy. Już od pierwszych metrów wysforowała się prowadząca grupa: Michał Biały, Bartek Ceberak, Tomek Mydlak i ja. Trójkę minęliśmy w 10 minut. Między trzecim a czwartym kilometrem grupa zaczęła mi odjeżdżać. Wiatr w twarz z pewnością nie ułatwiał biegu, ale każdy musiał przyjąć to na klatę. Przed półmetkiem z rywalizacji odpadł Tomek Mydlak, który skarżył się na ból w okolicach pachwiny. Druga część dystansu była dziwna w moim wykonaniu. Nie mogłem złapać równego tempa, to była jedna wielka szarpanina. Przyspieszenie, zwolnienie, przyspieszenie, zwolnienie. Nie mogłem wpaść w odpowiedni rytm. Czasem tak jest, że noga nie podaje. Szamotałem się tak do ósmego kilometra. Po niewielkim wzniesieniu dopadła mnie kolka. Nie będę pisał tego, o czym wtedy pomyślałem. W tym momencie odwróciłem się za siebie. Miałem pewną przewagę nad czwartym zawodnikiem. Na kolce niezwykle trudno biec równym, mocnym tempem, więc co mi pozostało? Rwanie tempa. Mój plan to utrzymanie trzeciego miejsca do zakrętu, a potem długi finisz na zbiegu. Tak też zrobiłem. Na zbiegu czułem oddech Pawła Białego na plecach, ale nie odpuszczałem. Dowiozłem trzecie miejsce. Jedynym pozytywnym aspektem tego biegu, to nieodpuszczenie i walka do samego końca. Czas i styl biegu do poprawki!
Wrażenia po biegu
Dlaczego we wstępie do tego tekstu napisałem, że nie chciałbym, aby organizowano więcej biegów w tej lokalizacji?
- droga rowerowa to jak sama nazwa wskazuje, nawierzchnia po której poruszają się rowery. Teoretycznie jest strefa dla pieszych, ale czy jej szerokość jest wystarczająca dla ponad 1300 biegaczy? Sami udzielcie sobie odpowiedzi na to pytanie. W niedzielę była piękna pogoda, a to przełożyło się na spore natężenie ruchu na drodze rowerowej. Sam byłem bliski kolizji z dzieckiem jadącym na rowerze. Jednak to jest nic! To co się działo na odcinku końcowym, to był absurd. Biegacze walczący resztką sił o wynik kontra spacerowicze i rowerzyści. Nie obyło się bez kolizji… Dramat.
- na ulicy Krężnickiej doszło do konfliktu między biegaczami a kierowcą autokaru. Jak to w życiu bywa – duży może więcej. W dalszym ciągu optuje za całkowitym zamknięciem dróg w momencie, kiedy rozgrywany jest bieg.
- punkt odżywczy w okolicach półmetka obsługiwało za mało osób. Wielkie podziękowania dla wolontariuszy, ale zabrakło im rąk. Było gorąco, biegaczom chciało się pić, a wolontariusze mieli po dwie ręce… Słyszałem, że niektórzy biegacze obeszli się smakiem.
- strefy startowe to mit. Ponoć istnieją, ale ich skuteczność jest mizerna. Może warto by było zrobić je na poważnie jak na innych biegach? Tabliczka i prośba przed biegiem to za mało. Słyszałem, że wielu biegaczy miało problemy z wymijaniem w pierwszej części biegu. Podsumowując, wąski start, remont tamy, nieefektywne strefy czasowe = mniejszy komfort biegu.
- może ktoś ma zdjęcie kolejki do makaronów? 😉 Fotka by to najlepiej zobrazowała. W tym miejscu wielkie brawa dla pań podających makarony – miały masę pracy. Muszę napisać, że makaron i sosy były smaczne!
Lubię trasę nad zalewem, ale to specyficzne miejsce, które może się podobać przyjezdnym. Lubię też nasze lokalne biegi, bo to doskonała okazja, aby spotkać się z biegowymi znajomymi i zwyczajnie porozmawiać. W przypadku niesprzyjających warunków pogodowych nie byłoby problemów z rowerzystami. Nie można zamiatać tej sprawy pod dywan i udawać, że nic się nie stało. Słyszałem głosy, że impreza przerosła organizatorów… Podsumowując, fajnie że bieg się odbył. Super, że ruszyło Grand Prix Lublina. Jednak pewne elementy wymagają drastycznej poprawy. Od dychy do maratonu można wymagać, bo to impreza, która nie odbywa się pierwszy raz. Lublin biega. Udział w biegu wiążę się z opłatą wpisowego. Jak wiadomo, kto płaci, ten wymaga. Jestem w stanie zapłacić więcej za bieg, abym mógł biegać po zamkniętej ulicy, gdzie nie ma samochodów (i rowerzystów). Dla komfortu i bezpieczeństwa wszystkich uczestników. Chciałbym, żeby to było prawdziwe biegowe święto! Wierzę, że Fundację Rozwoju Sportu stać na zorganizowanie wzorowej imprezy. Trzymam kciuki, żeby w końcu się udało!
Chciałbym pochwalić biegaczy, którzy pobiegli dla Amelki! Ktoś ma informacje na temat ilości osób, które wzięły udział w akcji? Wszystkich mieszkańców Lublina zachęcam do głosowania na projekt M-79.
Zdjęcia: Przemysław Gąbka – Maraton Lublin
P.S Ogromną radość sprawiło mi trzecie miejsce w kategorii M20 mojego podopiecznego – Matiego, który być może teraz bardziej uwierzy w siebie! 🙂
4 października, 2016
Pawle, Zemborzyckiej, czy Krężnickiej?
4 października, 2016
Zdecydowanie popieram. Rowerzyści uważali że mają większe prawa bo to przecież „ich” strona. Po dobiegnieciu do mety długie oczekiwanie na picie do tego pod koniec zabrakło medali… kolejka do makaronu tragedia. Po za tym zaliczam niedzielę do udanych.
4 października, 2016
Ja w ostatniej chwili przeczytałem chyba na Lublin112 że ul. Zemobrzycka jest zamknięta.
Niestety popełniłem podstawowy błąd i zamiast zjeść na śniadanie to co zawsze jadłem przed zawodami, połasiłem się na owsiankę ;P. Bieg startował o 12, za wcześnie na lekkie śniadanie przed biegiem i jak się okazało za późno żeby jeść owsiankę. Wolałem start o godzinie 11 lub o 10.
Podczas biegu miałem problemy żołądkowe i już myślałem, że będę musiał zejść z trasy. Nie był to mój dzień. Liczyłem na poprawę czasu na tym dystansie, tym bardziej że na treningach ostatnio idzie bardzo dobrze. Po półmetku potraktowałem ten bieg jako mocny trening i dodatkowo zrobiłem sobie na rozbieganie trasę sobotniego biegu City Trail.
Jak zobaczyłem kolejkę do posiłku to sobie darowałem….
5 października, 2016
Witam, gratuluje Pawle wyniku. Jeśli chodzi o mnie to jestem zadowolony, poprawiłem sporo życiówkę no ale biegam w sumie od niedawna więc jest zapas na poprawianie czasu. Pierwszą część przebiegłem spokojniej a drugą szybciej. Nie wiem dlaczego ale przy dyszkach nie jestem w stanie utrzymać jednego zakładanego tempa biegu. Taka strategia działa u mnie przy półmaratonach. Co do organizacji to właściwie zgadzam się z tym co napisałeś. Przy takiej liczbie biegaczy ulica niestety ale musi być w całości wyłączona z ruchu. Konflikt z kierowcą autobusu być może wziął się z tego, że biegacze biegli całą szerokością ulicy podczas gdy przeznaczony był jeden pas. Wynikało to z tego, że się po prostu nie mieściliśmy. Bieg wśród rowerzystów i spacerowiczów jest niekomfortowy i trzeba było uważać, żeby nie doszło do kolizji aczkolwiek ja osobiście żadnych przygód nie miałem. Organizator mógłby też wskazywać na mapce miejsca do parkowania co zapewne byłoby ułatwieniem dla przyjezdnych. Natomiast jedzenie naprawdę dobre. Zdążyłem przed kolejką 🙂
5 października, 2016
Małe usprawiedliwienie dla organizatorów w sprawie ruchu rowerów na ścieżce pomiędzy 5 a 9 km. Rowerzyści nie uszanowali naszego dnia i zachowywali się… nie elegancko w stosunku do młodych wolontariuszy. Niestety, to nie jest wystarczające usprawiedliwienie, bo strefa mety po raz kolejny na tej trasie to porażka, spacerujący mogliby mieć odrobinę oleju w głowie i wstrzymać się ze spacerem te półgodziny.
5 października, 2016
Co roku im więcej startujących tym gorsza organizacja. Strefy czasowe słabo oznaczone jak i podzielone najpierw 30″ potem 45″ Nie lepiej było by na początku co 5″ zrobić… A najważniejsze żeby ludzie się na właściwych ustawiali! Pierwszy km to slalom i rwanie tempa. No i ta kolejka do jedzenia. Co do samochodów uważam ,że nie było tragedii ale ścieżka rowerowa powinna być zdecydowanie zamknięta na czas biegu.
6 października, 2016
Moim zdaniem to te strefy były za daleko od siebie. Niektóre. Między 50 a 60 była duża przerwa bez zawodników
10 października, 2016
Przemyślenia po biegu z wózkiem…biegliśmy w marcu półmaraton w Warszawie w tłumie 14 tysięcy ludzi i biegnięcie tam było łatwiejsze niż I dycha do maratonu – ale to nie tylko wina organizatorów i rowerzystów ale i samych biegaczy !!!
Startujemy zawsze z końca, żeby nikogo nie hamować, nie rozjechać, nie potrącić, wyprzedzanie na tej trasie było praktycznie niemożliwe, o ile na drodze asfaltowej wskakiwaliśmy w każdą lukę o tyle na ścieżce rowerowej to już meksyk, wąska droga i największa bolączka biegów – bieg w słuchawkach na uszach i brak reakcji na to co dzieje się dookoła – niepojęty jest dla mnie bieg 2-3 osób całą szerokością drogi a „przepraszam”, „lewa wolna” nie dociera.
Strefa mety – dramat – rozpędzony przed metą wózek z 2 dzieci (65 kilo) hamowałem do zera bo spacerowicze przechodzili na drugą stronę :/