Pacemaker – odpowiedzialna misja

6 No tags Permalink 0

Wielkimi krokami zbliża się koniec sezonu biegowego. Biegi Niepodległości zamykają okres jesiennych startów. Dzisiejszy tekst wpisuję się w tematykę zawodów. Poruszam temat pacemakerów. Pacemaker, zwany inaczej zającem odgrywa bardzo odpowiedzialną rolę. Dla amatorów jest swoistym drogowskazem, jak będziesz podążał za odpowiednim balonikiem, to zrealizujesz swój cel (teoretycznie). Jednak z usług zająców korzystają też wyczynowi zawodnicy. Wszystko po to, aby oszczędzać energię i biec w odpowiednim tempie na autopilocie. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, bo czasem zawodzi człowiek. W tym przypadku w roli pacemakera.

 

Pacemaker idealny

Jeśli spotkasz idealnego pacemakera to Twój bieg ograniczy się do jednego: rytmicznego przebierania nogami. Ów towarzysz rozprowadzi bieg z precyzją szwajcarskiego zegarka, poda wodę na punkcie żywieniowym, zmotywuje w kryzysowym momencie, zajmie ciekawą opowieścią. To naprawdę pomaga! Wspomnę tylko, że trasę zna jak własną kieszeń. Pacemaker idealny jest świetnie przygotowany, a tempo biegu znajduje się w jego strefie komfortu. Nie wspomnę o jego biegowym CV, w którym znajduje się wiele imprez biegowych. Zając powinien emanować doświadczeniem, pewnością siebie i spokojem. W tym miejscu przypomnę tekst Meza, który pokazuje ile spokoju daje bieg z kimś, kto trzyma optymalne tempo. Jednak w wyczynowym sporcie nie zawsze jest tak fajnie 😉

Zaraz po starcie ruszyłem nerwowo, w bardzo dużej grupie biegaczy nie mogłem zlokalizować Pacemakerów – 3 przydzielonych do prowadzenia na 65:30 półmaraton. Po 3 kilometrach musiałem bardzo mocno zwolnić, bo pomimo, że ja biegłem z zakładanym tempem, to moja grupa była w tyle. Czułem się fantastycznie, ale wiedziałem, że to tempo jest jeszcze nie dla mnie. Biegłem bardzo wolno kolejne 3 kilometry, dopiero ok. 6-tego się zrównaliśmy. Było już wtedy przynajmniej 15 sekund za wolno. Zaraz powiedziałem to prowadzącym, jednak jeden z nich ostro zareagował, że wcale nie, tempo według niego jest właściwe. (…) Dzisiaj niepotrzebnie spaliłem dużo energii na początku. Teraz wiem, że Pacemaker z naszej grupy stanął na 3 km na siku – załamka… Wczoraj na konferencji technicznej osobno była rozmowa z zawodnikami, a osobno z Pacemakerami. Na każde pytanie odpowiedź don’t worry. Chciałem zabrać na bieg Artura Kerna, żeby pomógł w prowadzeniu, nawet kupiłem bilet, który poszedł ostatecznie do kosza, bo organizatorzy nie zgodzili się, żeby przyjechał.
 

Nie zawsze jest kolorowo

Powyżej załączyłem cytat z blogu Mariusza Giżyńskiego. Być może ktoś nie zna sylwetki tego zawodnika, dlatego pokrótce ją przybliżę. Mariusz jest medalistą Mistrzostw Polski na różnych dystansach (bieżnia, przełaj, ulica), jego życiówka w maratonie wynosi: 2:11:20. TUTAJ możecie przeczytać więcej na temat jego osiągnięć. Jego aktualny cel to start w Rio (Igrzyska Olimpijskie 2016). Żeby pobiec w Rio trzeba wypełnić minimum Polskiego Związku Lekkoatletyki. Dla maratonu to 2:11:30. Kosmiczny wynik. Śledzę bloga Mariusza prawie od początku. Jego przykład pokazuje, że sport jest bezlitosny. Były momenty euforii, ale nie brakowało chwil zwątpienia (głównie przez kontuzje). Aktualnie jest na dobrej drodze do zrealizowania swojego celu. Jednak powyższy cytat pokazuje, że dla jednego to walka o marzenia. Dla drugiego to zwykła praca. Przerwa na sikanie, brak kontroli tempa w początkowej fazie biegu, szarpanie tempa w dalszej części biegu. Mało tego! Zawodnicy dostali pieniądze za wykonaną pracę. To jakaś kpina!

W tym wypadku sprawdza się stare powiedzenie: umiesz liczyć, licz na siebie. Jednak kto biega, ten wie, że praca zająca potrafi być bardzo pomocna. Zazwyczaj… Bo czasami można ją porównać z przysłowiową kulą u nogi. Na szczęście większość pejsów doskonale zdaje sobie sprawę z powagi ich misji. Dwoją się i troją, aby prowadzony zawodnik biegł na autopilocie i niczym się nie martwił. Takim przykładem może być rola Szymona Kulki, którą odegrał w Poznaniu. Zwycięzca maratonu (Emil Dobrowolski) nie zapomniał mu podziękować!

Jeśli kiedykolwiek zobaczycie mnie w roli zająca, to pamiętajcie, że podchodzę do tego tematu bardzo poważnie. Szanuję Wasz czas, który poświęciliście na treningi, bo sam trenuje i wiem jak to jest. Mam nadzieje, że inni myślą podobnie, a to był wypadek przy pracy…

6 Comments
  • scot99
    4 listopada, 2015

    Fajnie gdyby na lubelskich dychach pojawiali się zające 😉

    • Chudy
      4 listopada, 2015

      Jedyna dycha na jakiej wiem, że będą zające to bieg przy okazji Orlen Warsaw Maraton. Trochę zdziwiłem się ale fajnie. Pomagają od czasów na 35 m do ponad godziny.

      • scot99
        5 listopada, 2015

        na biegu niepodległości w Warszawie też są od 40 do 60 min

    • Paweł Wysocki
      4 listopada, 2015

      Moim zdaniem, na drugiej dyszce by to wypaliło. Na pierwszej też, choć wiadomo, że trasa była wymagająca. Obecność pacemakerów wymusiłaby podział na strefy czasowe 🙂

      Pozdrawiam,
      Paweł

      • Kuba
        5 listopada, 2015

        Podział na strefy czasowe… marzenie 🙂 Dobry zając dużo daje. Chociaż nigdy z nim do mety nie dobiegłem.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.