Zacznę ten tekst nietypowo, bo od cytatu greckiego filozofa – Heraklita z Efezu. Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. W pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem. Nie ukrywam, że od zawsze sceptycznie podchodziłem do zawodu dietetyka. Byłem zdania, że skoro jestem aktywny fizycznie, to nie muszę mieć restrykcyjnej diety. Regularne godziny posiłków, minimalizowanie przetworzonego jedzenia, maksymalizacja owoców i warzyw, ograniczenie słodyczy oraz kolorowych napoi. Niewiele osób mogłoby stwierdzić, że mam nadprogramowe kilogramy. Teściowe śmieją się, że niebawem zniknę. Niestety, prawda jest brutalna. Mam twarde podstawy, żeby twierdzić, iż mam całkiem pokaźne rezerwy. Chcę po nie sięgnąć! Mam świadomość, że najtrudniejsza walka odbywa się w kuchni. Zaliczam się do grona osób, którym łatwiej jest wybiegać kilka kilometrów, aniżeli odmówić sobie czekolady z orzechami.
Zarys sytuacji
Jestem przekonany, że gdybym był sam, to zapewne nie podążałbym tą drogą. Należę do fantastycznej grupa biegowej, która jest aktywna na różnych frontach. Jeden z moich zawodników (Paweł) miał doświadczenie z dietą kulturystyczną, ale czuł, że do biegania potrzeba czegoś innego. Padła propozycja, aby skorzystać z usług dietetyka, który specjalizuje się w sportach wytrzymałościowych. Po chwili głębszego namysłu stwierdziłem, że w życiu nie ma przypadków – zgodziłem się. Mój cel to poprawa sylwetki oraz regeneracji. Szukaliśmy takowej osoby w Lublinie, ale nikt nie spełniał naszych wymagań. Kryterium było jasne – to musiała być osoba zarekomendowana przez biegaczy. Nie pozostało nam nic innego jak znaleźć kogoś w dalszej/bliższej okolicy. Udało się. Pod koniec lipca byliśmy na miejscu. Wywiad, badania na dobrej aparaturze (nie na wadze kuchennej) i wszystko jasne. Wynik? 15,5% tkanki tłuszczowej. Trochę zszokowała mnie ta wartość, ale jednocześnie mam ogromną motywację do zgubienia nadmiernego balastu. Po komentarzach na FB wnioskuję, że Ty rownież jesteś zaskoczony. Traktuję to, jak wyzwane. Mój cel to 10% tkanki tłuszczowej i waga, którą przybliżałem w tekście: Wagowe dylematy biegaczy (powrót do wagi z liceum). Jak mi się uda, to sprawdzę, jak teoria przekłada się na praktykę. 🙂
Moja walka
Jestem na diecie od wtorku i dokładam wszelkich starań, aby realizować 100% założeń. Z odżywianiem jest jak z planem treningowym – trzeba patrzeć na to holistycznie. Bagatelizowanie jednego posiłku lub składnika może zaburzyć całość. Łączę dietę redukcyjną z treningiem biegowym. Nie będę zagłębiał się w szczegóły, bo na to przyjdzie czas za miesiąc. Największą trudnością jest odstawienie słodyczy. Pierwszego i drugiego dnia chodziłem wyraźnie rozdrażniony. Miałem niesamowitą ochotę zjeść coś słodkiego. Przyznaję się bez bicia, że to ewidentne symptomy uzależnienia od cukru. Obecnie jest dużo, dużo lepiej. Miałem również słabość do coli zero. Może nie piłem dwóch litrów dziennie, ale puszka lub dwa to był standard. Kolejną istotną kwestią jest zmiana systemu odżywiania. Od trzech lat jadłem obfitą kolację, a rano banan/trochę czekolady i ruszałem na trening. Obecnie ograniczam posiłek przed snem, a w zamian przed treningiem wciągam pełnowartościowy posiłek. Więcej szczegółów przybliżę w kolejnym tekście.
Meta
Kolejna wizyta u dietetyka zaplanowana jest na 5 września (po tej wizycie opublikuję porównanie przed/po). Do tego czasu kontynuuje dietę redukcyjną. Jestem na dobrej drodze, bo już odczuwam pierwsze różnice. Wyrabiam nowe nawyki. Dużym utrudnieniem będzie wyjazd na wakacje, które mam zaplanowane na drugą połowę sierpnia. W życiu kieruję się zasadą, że można mieć wyniki albo wymówi, więc nie pękam. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale moim celem jest coś więcej niż zgubienie kilogramów. Moja sylwetka to tylko środek do celu, jakim jest biegowy progres. Liczę się z pewnym ryzykiem, bo nie mam pewności, że mój organizm zareaguje na to pozytywnie. Po korzystam z usług specjalisty, aby minimalizować to ryzyko. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że stanę się żywieniowym oszołomem. 🙂
Trzymaj kciuki. Walka trwa! Z góry serdecznie dziękuję. Być może komuś chodzi po głowie temat dietetyka?
7 sierpnia, 2017
Szukam dietetyka. Polecisz swojego? Da radę z weganizmem?
7 sierpnia, 2017
Cześć Piotrze,
Jest za wcześnie, abym mógł go polecać lub nie. We wrześniu będę miał wyrobione zdanie poparte wynikami (bądź ich brakiem). 🙂 Myślę, że weganizm nie jest przeszkodą.
Pozdrawiam,
Paweł
7 sierpnia, 2017
To czekam na opinię 🙂
8 sierpnia, 2017
w polsce nie ma żadnego dobrego oficjalnie pracującego dietetyka dla sportowców wytrzymałóściowych. samemu trzeba się dokształcać i obserwować organizm. oficjalna dietetyka w polsce to pic. jeśli ktoś zna angielski polecam na amazonie biblię odżywiania sportowców „EAT TO WIN” Roberta Haasa. ustawiał dietę najlepszym zawodnikom świata. ogólnie dostępne badania poziomu tłuszczu w organiżmie w gabinetach dietetycznych są mało dokładne(i jeśli chodzi o tkankę tłuszczową podskórną jak też i tłuszcz trzewny-najgorszy dla zdrowia.
8 sierpnia, 2017
Cześć Ssxtreme,
Zobaczymy, jakie będę miał wyniki. Sam na dietę patrzę całościowio – spadek masy to żaden wyczyn. Chcę zrzucić zbędną tkankę tłuszczową, a przy okazji zbudować biegową formę. Jak zrzucę masę i będę słabszym biegaczem to przegrałem – kwestia zawalona. Tak czy siak – jestem dobrej myśli! Obserwuję swój organizm i czuję różnice.
Pozdrawiam,
Paweł
8 sierpnia, 2017
Powodzenia.
13 września, 2017
Polecam Ci High Level Center Jagoda Podkowska. Sama byłam w szoku, że mam 23,3% tłuszczu mimo widocznych mięśni na brzuchu, a równo w 3 miesiące zeszłam na 20%. Trzymam się dalej planu, chociaż już mam prawie dwa razy więcej węglowodanów, zobaczymy jak będzie do grudnia 🙂
Powodzenia!
22 września, 2017
Bingo. 😉 Mnie też Jagoda sprowadziła na ziemię.
Wiemy, co mamy robić! Trzymanie diety jest łatwe w teorii. Bo w praktyce pokusa czai się, co krok.
Pozdrawiam i również życzę powodzenia!
Paweł