Jestem częstym gościem różnorakich obiektów sportowych. Moja aktywność bywa różna. Czasem po prostu biegam, a czasem prowadzę trening. Niezależnie, co robię, jestem bacznym obserwatorem i słuchaczem. Tak to już jest, jak posiada się zestaw pewnych cech osobowościowych, a wszystko podsyca pasja. Muszę to z siebie wyrzucić. Jestem zasmucony postawą niektórych osób, które mają kontakt z młodymi sportowcami. Potrafią skutecznie zniechęcić dzieci i młodzież do biegania. Bywa tak, że trauma pozostaje do końca życia, a wszystko zaczyna się przypadkowo.
Na początku chcę wyjaśnić, że intencją tego tekstu nie jest atak na nauczycieli wychowania fizycznego, trenerów oraz innych osób związanych ze sportem dzieci i młodzieży. Wierzę, że nie macie złych intencji, a większość z Was chce zarażać innych do zróżnicowanych aktywności fizycznych.
Mam wielką prośbę do wszystkich, którym poruszany temat nie jest obojętny. Udostępnijcie ten tekst, przekażcie go dalej. Być może dotrze do osób prowadzących zajęcia z Waszymi dziećmi. Jak to mawiał Stanisław Lem:
Świadomość jest jak wiatr, o którym można powiedzieć, iż wieje, ale nie ma sensu pytać, gdzie jest wiatr, kiedy nie wieje.
Bodźcem to napisania tego tekstu są powtarzające się rozmowy z biegaczami amatorami. Na dodatek obserwuję różnorakie zajęcia z dziećmi. W zdecydowanej większości są to aktywności na otwartej przestrzeni: lekkoatletyka, piłka nożna. Zacznę od tematów, jakie przewijają się w rozmowach z biegaczami amatorami. Mało kto miło wspomina bieganie z czasów szkolnych. Zazwyczaj przejawia się stwierdzenie: nie cierpiałem biegać. Jak zaczynam drążyć temat, to negatywne emocje wracają: zbyt długi dystans, problemy ze złapaniem oddechu, kolka, skrajne zmęczenie, a przysłowiowym gwoździem do trumny są prześmiewcze żarciki. Jako dzieci wszystko bierzemy na poważnie, a słowa potrafią ranić bardziej niż czyny… Zbitka negatywnych emocji, jak w takim przypadku zaprzyjaźnić się z bieganiem? Przecież tak NIE MUSI być!
Często bywa tak, że trauma mija po kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu latach! Zazwyczaj ktoś zaczyna biegać zupełnym przypadkiem. Jeden dostaje takie zalecenia od lekarza. Drugi chce zrzucić nadprogramowe kilogramy. Czasem punktem zapalnym jest najbliższe środowisko – rodzina, znajomi. Bywa też tak, że organizm sam domaga się porcji aktywności fizycznej. To nie przypadek, bo natury nie da się oszukać. Wrócę do tego pod koniec tekstu.
5 sposobów na skuteczne zniechęcenie dzieci i młodzieży (do biegania)
Poniższe przykłady to efekt obserwacji oraz zbiór własnych doświadczeń. Jeśli doświadczyliście jakiejś sytuacji, której nie wymieniłem, to koniecznie dajcie o tym znać w komentarzu!
- Wytrzymałość to cecha, nad którą możemy z powodzeniem pracować. To, że komuś jej brakuje, nie oznacza, że będzie wydolnościowym cieniasem do końca życia. Jak słyszę, że dzieciaki w czwartej klasie szkoły podstawowej mają do jednorazowego przebiegnięcia kilka kilometrów, to się zastanawiam: po co? Przecież z góry wiadomo, że to będzie ogromne wyzwanie, które wyryje swój ślad. Mówi się, że pierwszy raz pamięta się do końca życia. Zbyt wygórowane wymagania nie zawsze będą dobrą motywacją. Nie lepiej zaplanować marszobieg?
- Ból przemija, a chwała trwa wiecznie. Gdyby tak było naprawdę… Większość osób zraża się do biegania właśnie przez cierpienie. Unikanie bólu to naturalny odruch każdego człowieka. Problem z zaczerpnięciem oddechu, kolka – to najpopularniejsze problemy wśród dzieci i młodzieży. Wiadomo, że sprawdziany wymagają zaangażowania i wysiłku, ale nie każda lekcja wychowania fizycznego lub trening wiążę się z bieganiem na maksa. Wiele osób prowadzących zajęcia czasem o tym zapomina.
- Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Zawsze się uśmiecham, gdy słyszę, że bieganie jest nudne. Przypomina mi się cytat z bajki oglądanej w dzieciństwie: Grunt to dobry trener [dwa okrążenia i to już!]. Zgodzę się, że robienie w kółko tego samego jest niesamowicie nużące, ale dotyczy to każdego aspektu w życiu! Trening biegowy nie jest nudny. Ba, nie powinien taki być, bo urozmaicenie to najskuteczniejsza droga do postępu. Moim zdaniem monotonia wynika z braku chęci lub wiedzy (albo jedno i drugie).
- Wyśmiewanie w grupie rówieśników to nie jest najlepsza forma motywacji. Byłem, słyszałem, widziałem reakcję, dlatego pozostawię to bez szerszego komentarza.
- Wszystko dzieje się na porannym treningu w trakcie obozu piłkarskiego, na oko zawodnicy mają 10-11 lat. Ostatni sprząta wszystkie pokoje, a teraz macie przebiec 6 okrążeń (każde po 400m) bez zatrzymywania się! Nie powiem, ciekawa próba zmotywowania dzieciaków, ale takie działanie prędzej podzieli drużynę, niż ją scali. Rywalizacja jest ważna, ale pozostaje pytanie: lepiej nagradzać zwycięzców, czy karać przegranych? Na koniec dodam, że bieganie dla tego ostatniego nigdy nie będzie przywoływało miłych wspomnień. Tak mi się wydaję.
Przykład idzie z góry
Nie jestem nauczycielem WF-u, nie prowadzę regularnych treningów z dzieciakami, ale widzę, co się dzieje. Coraz mniej dzieci i młodzieży garnie się do sportu. Jesteśmy wygodni. Po co się męczyć, jak nie musimy tego robić? Mamy wszystko pod ręką. Obecnie nie musimy ruszać się z domu. Możemy zrobić zakupy online z dowozem do domu. Żyjemy z przyspawanym do dłoni smartfonem. Jesteśmy coraz mniej aktywni, nasze dzieci również. To wszystko sprawia, że do sportu garną się jednostki wybitne, a nawet z tym bywa problem. Ile talentów się marnuje lub zmarnowało? Na to pytanie nie da się jednoznaczne odpowiedzieć, ale jednego jestem pewien – My, Polacy jesteśmy niesamowicie zdolnym narodem, który potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji. Stać nas na więcej! Nie wszyscy będziemy Mistrzami Polski, ale musimy mieć świadomość, że sport wyczynowy opiera się na treningu dzieci i młodzieży.
Widzę, jaką popularnością cieszy się trening piłki nożnej. Każdy marzy o sukcesie na miarę Roberta Lewandowskiego. Nie neguję tego! Wręcz przeciwnie – cieszę się, że dzieciaki garną się do sportu. Jednocześnie z zazdrością przyglądam się systemowi szkolenia dzieci i młodzieży, jaki funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych. Dzieci próbują różnych sportów, a nacisk położony jest na rozwój ogólny. Dopiero w szkole średniej zaczyna się specjalizacja, a zdobycie stypendium (do wyższej uczelni) to dodatkowa mobilizacja. Dziecko w Stanach może stwierdzić, że z niejednego sportowego pieca chleb jadło. 😉
Wracając do przykładu, który powinien iść z góry, co mam na myśli? Trener, nauczyciel powinien zbudować swój autorytet. Jak to zrobić? Leniwe rzucanie piłki, a potem przesiadywanie na ławce, to nie jest najlepszy przykład. W praktyczny sposób! Powinien czasem pobiegać z dzieciakami! Wspólne bieganie, wspólne ćwiczenia, gry i zabawy – monotonne kręcenie wokół stadionu może się zamienić w świetną zabawę. Nie mam wątpliwości, że taka forma zajęć by zaszokowała niejednego ucznia. Nie twierdzę, że trener powinien być w życiowej formie, ale pewne minimum obowiązuje. Dzieci są bystrymi obserwatorami. Potrafią być bezlitosne. Nie będę pisał, co mam na myśli, ale każdy z Was może się domyślić.
W zdrowym ciele zdrowy mózg
Ostatnio przeczytałem książkę: W zdrowym ciele zdrowy mózg (klik) autorstwa Andersa Hansena. Autor prostym językiem wyjaśnia, jak aktywność fizyczna (szczególnie bieganie) wpływa na pracę i funkcjonowanie mózgu. Co byś wybrał: antydepresant czy 40 minut spokojnego biegu trzy razy w tygodniu, jakbyś wiedział, że efekty będą podobne? 😉 Czy ktokolwiek zacząłby regularnie biegać, jakby wiedział, że poprawi mu się pamięć, szybkość kojarzenia faktów? W pakiecie jest też lepsze samopoczucie. Wiedziałem, że ruch to zdrowie, ale nie wiedziałem, że odgrywa aż tak istotną rolę. Oczywiście największe benefity mają Ci, co stawiają na długofalową przygodę z bieganiem. Nie trzeba trenować (wystarczy po prostu biegać), aby odczuwalnie poprawić jakość swojego życia. Serdecznie polecam lekturę tej książki. To nie przypadek, że nasz organizm domaga się ruchu.
6 sierpnia, 2018
Prawda. Sama nienawidziłam biegać. Byłam zawsze „większym” dzieckiem, ale kochałam sporty drużynowe, reprezentowałam szkołę w piłce ręcznej i nożnej, trenowałam też koszykówkę i siatkówkę. Uwielbiałam w-f. Ale kiedy tylko przychodziła wiosna, idąc na w-f, dostawałam białej gorączki bo wiedziałam, że będą biegi na czas. Na 60 metrów jeszcze jakoś dawałam radę, ale też na 3 albo 4, gdzie ze wszystkich innych zaliczeń miałam 5 i 6.. Gorzej z długimi dystansami. 1 km na czas to był koszmar dla większości z nas, zaczynaliśmy bieg na pełnym sprincie i po połowie okrążenia (jedno 'kółko’ 300m) każdy z nas padał bo łapała nas kolka. Nikt nas nie uczył jak mamy biegać. Kończyło się to na dwójce, gdzie dla mnie taka ocena z w-fu była porażką. Załamywałam się. Dzisiaj biegam, z różnym skutkiem, wyeliminowała mnie kontuzja na jakiś czas, ale wracam do tego i powiem jedno – bieganie to jest to. Lubię ćwiczenia siłowe i bieganie. Staram się tak rozkładać sobie tydzień żeby w jednym było więcej biegania a w drugim więcej siłowych. I również powtarzam, że kiedyś nienawidziłam biegania. Trenerzy jako tako, bo było sporo truchtu z wykonywaniem różnych ćwiczeń przez skos sali gimnastycznej (przeplatanki, wyskoki, skipy), tempo było spokojne to dawałam radę, ale nauczyciele wfu – niezależnie jak bardzo pałałam do nich sympatią – nienawidziłam ich za bieganie na czas.