Biegi masowe w Lublinie – frekwencja idzie w parze z jakością?

6 No tags Permalink 1

Kurz po drugiej dyszce już dawno opadł. Od kilku dni zbieram się w sobie, aby napisać tekst na temat najpopularniejszych lubelskich biegów, a właściwie ich szeroko pojętej organizacji. Nie będę ściemniał, że pomysł ten chodził mi po głowie od dłuższego czasu. W ostatnim czasie mam co robić. Zostałem sprowokowany przez osoby, które uważają, że lubelskie biegi mają się dobrze. Nie mają, a oto moja odpowiedź.

Biegam połowę swojego życia. Od zawsze przyglądałem się bieganiu amatorskiemu w Lublinie. W miarę możliwości partycypowałem w różnego rodzaju próbach integracji lokalnego środowiska biegowego. Pamiętam pierwszy wspólny bieg nieformalnej grupy „Tamaraton”. W tamtym czasie jedynym biegiem masowym w Lublinie był Bieg Solidarności. W 2012 roku nastąpił przełom. Wystartowała lubelska dycha, a na mecie sklasyfikowano 351 osób. W końcu doczekaliśmy się imprezy biegowej na popularnym dystansie. To było coś! Dwa lata później, bo w listopadzie 2014 metę dyszki przekroczyło 1034 biegaczy! W 2017 roku padł rekord frekwencji na tej imprezie – 1677 osób na mecie. Wydawać by się mogło, że kwestią czasu jest, kiedy linię mety przekroczy 2000 osób. Tak się jednak nie stało do dzisiaj, a regres jaki notują lubelskie dyszki, jest widoczny gołym okiem. Jako ciekawostkę dodam, że frekwencja ostatniej dychy to w przybliżeniu połowa ilości uczestników „rekordowej” dychy z kwietnia 2017.

W tym miejscu chciałbym się zatrzymać, bo mogą się pojawić argumenty, że spadek frekwencji na biegach ulicznych to powszechny trend. Nie chcę wskazywać na konkretne imprezy biegowe, ale widzę, że można w tych „trudnych czasach” utrzymywać, a nawet poprawiać frekwencję! Warunek jest jeden – wysoki poziom organizacyjny, aktywny marketing oraz rozumienie potrzeb klientów (biegaczy).

Dlaczego lubię biegać w Lublinie? Bo jestem u siebie, logistykę ograniczam do minimum. Teoretycznie mogę wyjść z domu i wrócić po około dwóch godzinach, wliczając w to dojazd, rozgrzewkę, start, schłodzenie i powrót do domu. Po drugie, większość moich treningowych ścieżek pokrywa się z tymi na zawodach. Jedynym wyjątkiem jest trasa nad zalewem, której zwyczajnie nie lubię. Po prostu mi się przejadła. Kolejnym argumentem jest doskonały doping, a jak wiadomo, to bardzo pomaga. Na sam koniec zostawiłem klimat imprezy, jaki tworzą biegacze. Przed biegiem jest trochę nerwowo, ale po zawodach jest „to coś”. Mieszanka endorfin i pasji tworzy niesamowitą atmosferę!

No dobra, czas przejść do głównego tematu tekstu. Jeżeli frekwencja idzie w parze z jakością, a ilość biegaczy maleje, to odpowiedź nasuwa się sama. Niestety, ale tak to widzę. Jak mam być szczery to lubelskie biegi powielają te same błędy od lat, a organizatorowi nie zależy na tym, aby je wyeliminować. W tym miejscu wspomnę, że prawie dwa lata temu byłem na spotkaniu z przedstawicielami Fundacji Rozwoju Sportu. Razem ze mną była grupa biegaczy, której nie był obojętny poziom organizacji lubelskich biegów. Delikatnie mówiąc, organizator nie był zainteresowany współpracą z nami. Mam nadzieje, że ten wpis będzie miał większą wartość. Co można zrobić lepiej? Kolejność przypadkowa, bez priorytetów. Wiem, że tych problemów może być więcej. Jak coś pominąłem, to proszę o komentarz pod tym tekstem.

  • Godzina startu... Nie oszukujmy się, ale bieg w samo południe rozwala całą niedzielę. Wiele osób rezygnuje przez to z udziału w biegu. W lecie dochodzi czynnik pogodowy – jest gorąco. Myślę, że przesunięcie startu na godzinę 10:00 mogłoby być dobrym posunięciem.
  • Powracające problemy z pomiarem czasu. Bacznie przyglądam się pomiarowi czasu, który jest mało wiarygodny. Zainteresowanych odsyłam do zdjęć czołówki z pierwszej dychy (2019). Ja tam widzę większe różnice niż o sekundę. To wierzchołek góry lodowej. Większym problemem jest pomiar wyników z podziałem na netto/brutto. Często zdarza się, że ten czas jest identyczny u zawodnika, który rusza 20 sekund po strzale startera ( to przykład). Start jest dosyć wąski. Nie wszyscy startują z pierwszej linii, prawda? 😉 Dla niektórych to kwestia nowego rekordu życiowego lub jego braku.
  • Atest gwarancją dystansu. W tym miejscu przytoczę sytuacje z ostatniej dychy, gdzie organizator przesunął start. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo to dobre posunięcie, bo biegacze nie musieli startować i finiszować „w bramie”. Jednak ten zabieg sprawił, że ubiegłoroczny atest stracił na aktualności. To prawdziwy cios dla biegaczy, którzy trenują po to, aby się poprawiać. Trzymając się tematyki atestu. Pięć kilometrów to atrakcyjny dystans. Nie rozumiem, dlaczego organizator pomija atest piątek?
  • Powracające problemy z formularzem zapisów. Biegacz zapisując się na bieg, podaje: imię, nazwisko oraz drużynę. Często bywa tak, że to ostatnie w niewyjaśnionych okolicznościach po prostu znika. Dla jednego to bez znaczenia (jak z dystansem i pomiarem czasu), a dla drugiego dosyć istotne.
  • Brak bezpieczeństwa na trasie biegu. W mojej opinii to najmocniejszy, a zarazem najniebezpieczniejszy argument. W trakcie zawodów dochodzi do niebezpiecznych sytuacji. Jeżeli nic się nie zmieni, to jakiś biegacz ucierpi w kontakcie z pojazdem osobowym lub komunikacji miejskiej. W ogóle bieganie i wdychanie spalin to wątpliwa przyjemność. W historii lubelskich biegów dochodziło już do kolizji na linii biegacz – samochód, więc to nie będzie coś nowego. Nie wiem, czy wszyscy wiedzą, ale na ostatniej dyszce ucierpiał jeden z uczestników. Celowo nie będę pisał, ale to żadna tajemnica. Biegacz potknął się o pachołek i bez asekuracji uderzył o asfalt. Skończyło się na skręconej kostce oraz podejrzeniu złamania żeber. Wszystko przez minimalizowanie pasa dla uczestników dychy. Gdybyśmy mieli do dyspozycji całą ulicę, to sytuacje takie nie miałyby miejsca. Czy biegacze nie zasługują na optymalne, zdrowe warunki do sportowej rywalizacji? Cele i założenia biegu to: „Promocja pozytywnego wpływu aktywności fizycznej na zdrowie i jakość życia; Promocja miasta Lublin jako miejsca przyjaznego dla ludzi aktywnych”. Czy tak ma wyglądać promocja miasta? 🙂 Zaobserwowałem, że uczestnicy dychy to w zdecydowanej większości mieszkańcy Lublina oraz okolic. Dlaczego?
  • Brak ogólnopolskiej promocji biegu. Organizator nie reaguje na spadającą frekwencję i działa od kilku lat bez żadnej poważniejszej promocji. Do pewnego momentu ten samograj dawał radę i frekwencja rosła organicznie. Od 2017 roku trend jest spadkowy. Bez konkretnych działań nad poprawą organizacji oraz marketingu będzie tylko gorzej. Trzeba się otworzyć na cały kraj, bo lokalne źródełko najwyraźniej wysycha. Korzystając z okazji, przywołam sytuację z nocnej dychy. Dlaczego o tej porze biegamy po obrzeżach Lublina? Miasto nocą ma swój niepowtarzalny klimat i jest, co pokazać!
  • Pakiet pełen ulotek. Nie jestem zwolennikiem wypasionego pakietu startego. Wiem, że wsparcie sponsorów ma znaczenie. Nie potrzebuję kolejnego gadżetu lub koszulki. Jednocześnie jestem świadomy, że są biegacze, którzy mają inne potrzeby. Z drugiej strony pakiet drożeje, a nic w nim nie ma. Poziom imprezy pozostaje bez zmian. Ludzie potrafią liczyć. Może trzeba wprowadzić zróżnicowane pakiety startowe na wzór większych imprez? Z pewnością to przysporzy większej ilości pracy, ale czego nie robi się dla klienta? 🙂
  • Bałagan po biegu. Aktualnie ostatni punkt nie dotyczy wszystkich, ale tych osób, które czekają na dekoracje. Kiedy były losowania nagród, to dotyczyło każdego uczestnika. Nierzadko mija dwie godziny od ukończenia biegu do rozpoczęcia dekoracji. To nie jest czepialstwo z mojej strony. Wspominam o tym, bo dużo większe imprezy radzą sobie z tym zdecydowanie sprawniej.

Totalnie nie mogę się zgodzić z twierdzeniem osób, że jak coś się komuś nie podoba, to może biegać sobie gdzie indziej. Z takim podejściem nie jeden przedsiębiorca już dawno spakowałby swój biznes. Frekwencja pokazuje, że ogrom uczestników straciła już cierpliwość. Żyjemy w XXI wieku, gdzie nie trudno o punkt odniesienia. Wydaje mi się, że nie mamy wysublimowanych wymagań. Naprawdę nie trzeba być biegaczem, który zwiedził cały świat, żeby móc napisać, że coś nie gra w elementarnych kwestiach organizacyjnych. Zresztą, impreza biegowa jest zorganizowana DLA BIEGACZY. To jest grupa docelowa. Innymi słowy, to są klienci, którzy płacą za konkretną usługę. Organizator, któremu zależy na jak najwyższej jakości, powinien dziękować za każdą uwagę, bo to pozwala mu stać się lepszym. Bierność organizatora może wskazywać, że jednak uczestnicy nie są najważniejsi. Pozostaje otwarte pytanie, kto zatem jest? Zabraknie biegaczy, zabraknie sponsorów, zabraknie środków, zabraknie lubelskich imprez na biegowej mapie Polski. Kto się nie rozwija, ten się zwija?

Masz jakieś uwagi? Zachęcam do komentowania. Nie zgadzasz się ze mną? OK, szanuję to, masz do tego prawo. Ja przedstawiłem mój punkt widzenia w możliwie jak najprostszej formie.

Zdjęcia: Art Runner, Rafał Przybysz.

6 Comments
  • Rysiek
    26 listopada, 2019

    W co najmniej kilku punktach się zgadzam.

    Moja uwaga odnośnie długości trasy właściwie odnosi się do różnych organizatorów polskich biegów. Czasem w Lublinie coś nie zagra, czasem gdzieś indziej. Wydawałoby się, że to powinno być marginalne zjawisko, a jednak chyba nie jest.
    Nie jest dobrze, gdy biegacze muszą się zastanawiać czy trasa będzie dobrze odmierzona i poprowadzona. Wydaje się, że to najbardziej podstawowa kwestia i takie minimum szacunku dla tych, którzy za chwilę będą biec na granicy swoich możliwości.
    I nie pierwszy raz okazuje się, że atest trasy to ledwie połowa sukcesu, bo jeszcze trzeba ją według tego atestu ustawić…
    Może organizatorom wydaje się, że „jakoś to będzie”, ale przecież to czasem przekreśla tygodnie jeśli nie miesiące pracy biegacza (o wpisowym i dojeździe nie wspominam).
    Nawet na nieatestowanych trasach aż prosi się napisać np. „bieg odbędzie się na dystansie ok. 5.4 km” lub choćby „około 5 km” zamiast twierdzić, że trasa ma 5 km. Podanie jej do wiadomości uczestników to też raczej nie jest rocket science i wymaga 10 minut „klikania w komputer” (to raczej uwaga do innych, na lubelskich biegach raczej trasy są podane).

    Swoją drogą to ciekawe jest, że informacji o lubelskich biegach często nie ma np. w popularnych kalendarzach biegowych. Gdyby nie to, że mieszkam na lubelszczyźnie i brałem udział w poprzednich edycjach, to pewnie bym zwyczajnie planował starty nie wiedząc, że dany bieg się odbędzie…

  • M
    27 listopada, 2019

    Wydaje mi się, że duży wpływ może mieć też zmiana punktacji w Grand Prix Lublina, która daje szansę na dobre miejsce tylko tym co przrbiegną Półmaraton i Maraton. Dwa lata temu jak wszystkie biegi były punktowane równo GP ukończyło, o ile się nie mylę ponad 300 osób, a w tamtym roku było sklasyfikowanych około 200.

  • Tomasz
    27 listopada, 2019

    Czasookres przedstawiony w statystyce, jest dokładnym odzwierciedleniem mojej startowej przygody z bieganie. Debiut zaliczyłem właśnie pierwszego października 2017r. Bardzo zachęciło mnie to do dalszej aktywności, a przede wszystkim spodobała mi się formuła GP Lublina, w którym to, w tamtym sezonie nie mogłem zostać sklasyfikowany. Dystanse powyżej 10 km były zdecydowanie poza moim wyobrażeniem i możliwościami. W kolejnym sezonie 18/19 wykonałem zadanie i wylądowałem na liście sklasyfikowanych uczestników. W tym sezonie 19/20, ze względu na maraton tydzień wcześniej odpuściłem lubelską połówkę. Aby znów być sklasyfikowanym, na czym mi zależy, czeka mnie w maju 42195m –przyjemności w Lublinie. Po ostatnim maratonie, który kosztował mnie dużo, mam trochę lęki przed tym dystansem, ale jest czas na przygotowanie głowy i ciała do tego wyzwania.
    Biegam, jak widać dwa lata z lekkim okładem, szkoda, że nie pół życia . Ten przydługi wstęp miał zobrazować statystycznie rzecz biorąc jakiś odsetek, lubelskich ”biegaczy”. Mówiąc inaczej są kierowcy i kierowcy F1. Tych pierwszych zaczyna brakować na zawodach i to jest smutne. A z kolei drugim, Wam Pawle, Mateuszu, Mariuszu, Joanno, Michale, etc. Brak większej niespodziewanej rywalizacji z zewnątrz( tu się mogę mylić, bo przybiegam później  ).
    Produkt – bieg, który kupujemy staje się coraz mniej atrakcyjny, a jeżeli uważamy, że, coś jest za drogie, to przestajemy to kupować = frekwencja  . Takie prawo rynku. Produkt dostaje negatywne opinie i tutaj cena już nie ma znaczenia, bo klient nie chce czegoś, co inni kupili i są niezadowoleni.
    Osobiście staram się, być obiektywnym, chcę biegać w GB Lublina, i rozumiem wzrost kosztów około biegowych. Od pierwszej dyszki, w tym sezonie 68 kolejnych osób przestało, to rozumieć.
    Bezpieczeństwo i zabezpieczenie trasy. Będąc kibicem podczas ostatniego półmaratonu, powiem, że przebiegnięcie wszystkich uczestników przez miejsce, w którym kibicowaliśmy zajęło około 40 min i zaraz za ostatnim zawodnikiem znikały pachołki z trasy. Obciążenie dla kierowców-znikome. Informacja o utrudnieniach w ruchu, w związku z biegiem zbyt ubogie, zważywszy na ilość stacji radiowych, gazet i portali internetowych lokalnych o urzędach nie wspominając. Zmiana pasa biegu z prawego na lewy i ruchu samochodów z lewego na prawy, bez policjanta kierującego tą zmianą – niewyobrażalne, a jednak wykonalne – niestety. Biegacz, jako pojazd „wolnobieżny” ma obowiązek poruszać się prawym pasem . Fuksem, nic się nikomu nie stało.
    Lubię Lubelskie GP- posmakowałem jednak „innego” poziomu organizacji, podczas wizyt na innych biegach, kiedy na przykład słyszałem, co mówił speaker, kiedy czekałem na start, bo głośniki były rozstawione wzdłuż strefy startu, a nie tylko na początku. Z tyłu, naprawdę nie słychać strzału z pistoletu startowego  i tego co mówi prowadzący. Lublinie można inaczej, można atrakcyjniej. Każdy biegacz jest ważny, i ten na końcu i ten na początku.
    Ostatnie, o czym chciałem wspomnieć, to moje odczucia dotyczące dekoracji. Zazwyczaj zostawałem na dekorację. Zwycięzcom należą się puchary, medale, nagrody i owacje. Ja, „owacja”, niezwiązana z żadna grupą biegową, od czasu rezygnacji z loterii dla biegaczy, praktycznie zostaję sam, nie licząc zwycięzców i członków związanych z nimi grup biegowych i organizatorów, z wyjątkiem ostatniej drugiej dyszki, bo równolegle syn miał zawody pływackie i nie mogłem zostać na dekoracji. Brak magnesu, który zachęciłby ludzi do pozostania na dekoracji.
    Mam nadzieję, że nie zanudziłem.
    Konkludując „Lubelskie Bieganie”, potrzebuje usprawnienia. Zmiana jest naturalna drogą Ewolucji. Stagnacja zaowocuje implozją i dezintegracją. Biegacze nie lubią stać w miejscu .
    Tomasz Dybowski

  • Michał
    29 listopada, 2019

    Dodałbym jeszcze do tych punktów:
    – oznaczenie trasy – ponieważ brałem udział w pamiętnym maratonie gdzie pomylona został trasa (utkwiło mi to bardzo w pamięci bo to był mój pierwszy maraton). Uważam, że trasy powinny być tak oznaczone iż z jednego punktu powinienem widzieć drugi docelowy albo coś co wskazywałoby mi jednoznacznie gdzie mam biec. Pamiętam że w pewnym momencie nie widziałem nikogo przed sobą, za sobą, żadnego wolontariusza ani pachołka wtedy zastanawiałem się czy biegnę w dobrą stronę. Dodatkowo rekompensata czyli kilkuprocentowa zniżka na następny maraton nie była zachęcająca – pobiec bo zapłacę kilka zł mniej mnie nie zachęciło a też w tym okresie byłem chory i po prostu nie mogłem.

    – przeszkolenie osób które nas wspierają oraz wolontariuszy – wiem że od wolontariuszy nie można za wiele wymagać bo robią to z własnej woli, poświęcają swój czas, zdrowie (gdy musza stać w deszczu lub upale) ale zdarzają się również niebezpieczne/utrudniające bieg sytuacje z ich powodu. Przykład również z maratonu – wolontariusze chcąc podać wodę i inne rzeczy zrobili tunel gdzie mieściła się jedna osoba i biegacz przede mną odpuścił zatrzymując się i a również musiałem bo nie miałem jak go ominąć a to już był chyba 3x km. Chłodzenie biegaczy poprzez oblanie go od pasa w dół miską wody to też nie jest idealny pomysł…

    Co do promocji biegów zachęcić by mogło coś na koniec dla tych co pobiegną np. wszystkie biegi GP lub zalicza wszystkie 4 dych. Fajnie że medale składają się w jakiś obrazek ale szkoda ze tylko na stole a nie wisząc. Może jakaś ramka byłaby fajna aby to trzymała w całości hmm…

  • Arturo
    30 listopada, 2019

    Zgadzam sie. Jesli chodzi o godziny biegow, tj. g.12 dla 5 i 10 km, to wydaje mi sie ze zwiazane jest to z biegami dla dzieci. Gdy ich nie bylo to start byl zazwyczaj o 10. Jesli chodzi o autobusy to dwukrotnie musialem praktycznie sie zstrzymac bo autobus sie ladowal na przystanek lub z niego wyjezdzal. Wiadomo ze odpowiada organizator ale zapewne glowny problem jest w twardoglowych urzednikach z prezydentem Lublina na czele.

  • Irenuesz
    1 grudnia, 2019

    Sam nie startuje, bo faktycznie marketing tragedia a pakiet to już totalna porażka. Niestety takie podejście doprowadzi do coraz mniejszej frekwencji. Wystarczy zobaczyć co robi Gdynia. Nie zgadzam się, ze u nas jest jakiś nadzwyczajny doping. Najlepszy jaki spotkałem to właśnie półmaraton w Gdyni. U nas różnie to bywa… potwierdzaM ze lubelskie biegi powinny zostać zreformowane.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.