Trening biegowy to proces wymagający czasu. Doświadczeni trenerzy współpracujący z czołowymi biegaczami, często powtarzają zdanie, że potrzeba iluś tam lat, aby móc trenować na całego. Nieprzypadkowo wspominam o tym we wstępie. Serdecznie zapraszam do lektury tego spontanicznego wpisu.
No dobra, trochę przesadziłem z nazwaniem tego materiału „spontanicznym”. Prawdą jest, że mam całą masę zaległych tematów, które spisuje. Nie mogą ujrzeć światła dziennego, bo doskwiera mi chroniczny deficyt czasu. Muszę wybierać, co jest dla mnie w tym momencie ważniejsze. Nie mam wątpliwości, że gdybym się uparł, to materiały pojawiałyby się tu częściej, ale muszę się Wam do czegoś przyznać. Nie chcę cisnąć na siłę! Nie chcę pisać, bo muszę. Mam świadomość, że całe nasze życie to górki i dołki. Mam to szczęście, że blog to nie trening biegowy. Regularność przekłada się na mniejszą częstotliwość odwiedzin bloga. Nic więcej. W bieganiu regularność to podstawa!
Światem rządzą uniwersalne zasady
W tym miejscu wrócę do tego, o czym wspominam we wstępie. Najlepsi trenerzy na świecie powtarzają, że trzeba co najmniej 6 lat (niektórzy twierdzą, że nawet 10!) nieprzerwanego, regularnego treningu, aby przygotować ludzki organizm do mocnego biegania. Bieganie to coś więcej niż szybkie przebieranie nogami z określoną kadencją. Pojedynczy trening to malutka cegiełka, która wnosi swój wkład do układu nerwowego. Faktem jest, że bieganie wprowadza trwałe zmiany w naszym mózgu.
W przypadku biegaczy amatorów działa taka sama zasada. Największa różnica dotyka wieku zawodnika. Amatorzy zazwyczaj zaczynają biegać w nieco bardziej zaawansowanym wieku. Nie oznacza to przekreślenia szans na piekielnie szybkie bieganie. W tym miejscu chciałbym przypomnieć tekst o Sinead Diver (klik), która zaczęła biegać po trzydziestce. Policzcie, ile lat ciagłego treningu ma za sobą zawodniczka. 🙂
Zazwyczaj, kiedy mówi się o bieganiu, które ma przynieść postęp, wspomina się o metodologii treningu, regeneracji, sprzęcie, treningu uzupełniającym. Zgadzam się, że jest to szalenie istotne. Bez pracy nie ma wyników. Jednak po drugiej stronie są biegacze, dla których praca nie stanowi większego wyzwania. Ba! Chcieliby móc dołożyć do pieca z obciążeniem, ale nie mogą. Jak to? Zaraz do tego wrócimy.
Spojrzenie na regularność z różnych perspektyw
Motywem przewodnim tego tekstu jest ciągłość, regularność – niech każdy nazywa to sobie, jak woli. Regularność można rozpatrywać w skali mikro i makro. Ta pierwsza to nic innego, jak wyjście na pojedynczą sesję treningową. Wbrew pozorom to nie jest takie odosobnione. Wielu biegaczy cierpli na nieregularność treningową. Próbują się motywować na różne sposoby, ale wciąż nie mogą zaznaczyć checbox’a przy twierdzeniu: 100% treningów zgodnie z planem. Zamęt dotyka samego wyjścia z domu, ale nie tylko. Niektórzy zwyczajnie nie mają ochoty się zmęczyć. Szkoda zostawać z domu, ale jeszcze większa szkoda wykonywać trening jakościowy w ten pochmurny, wietrzny, mroźny dzień. W zamian wchodzi spokojne rozbieganie w towarzystwie. W tym przypadku zazwyczaj mamy nad tym kontrolę, to świadoma decyzja. Mała skala, mały problem.
Regularność w skali makro dotyka czegoś zupełnie innego. W tej sytuacji biegacz zazwyczaj nie ma wpływu na zachowanie ciągłości. Kontuzja, choroba, trudna sytuacja w pracy lub domu. Można chcieć, ale to niewiele wnosi. No dobra, podnosi poziom frustracji i bezsilności. Moim zdaniem zachowanie ciągłości w długim okresie to fundament drogi na szczyt. Doświadczyłem tego wielokrotnie, schemat:
Trening -> Kontuzja -> Trening
Doskonale znam ten stan, kiedy snujemy plany o startach, a tu nagle spada na nas kontuzja, jak grom z jasnego nieba. Najpierw jest łudzenie się, że przerwa będzie krótka, a potem rozważania, ile była warta wielomiesięczna praca. Potem wracamy do aktywności i odliczamy czas, jaki dzieli nas od dyspozycji przed przerwą. Absolutnie mnie to nie dziwi, że wiele osób nie potrafi zaakceptować takiej sytuacji i kończy przygodę z „poważnym” bieganiem.
Nie da się wykluczyć widma przymusowej pauzy, ale z pewnością można zminimalizować ryzyko. Jak? Zacznę od słuchania własnego organizmu. Jesteś potwornie zmęczony? Zostać w domu, idź spać. Podobnie radzę w przypadku infekcji. Spokojny trening na miarę możliwości. Z perspektywy czasu doceniam planowanie długofalowe. Mniejsze obciążenie tygodniowe to niższe ryzyko kontuzji. Co oznacza „mniejsze obciążenie”? Wiele osób może to zinterpretować na swój sposób. Przede wszystkim chodzi mi o lżejsze treningi jakościowe. Trening na niskiej intensywności niesie mniejsze ryzyko. Mógłbym realizować trudniejsze sesje, które prawdopodobnie wpłynęłyby na wyższą formę. Jednocześnie podnosząc ryzyko urazu. Jem małą łyżeczką, a nie wielką chochlą i dobrze mi z tym.
Co u mnie? Kilka zdań na temat treningu
Obserwujesz mnie na Strava? Regularnie wrzucam tam aktywności. W tym roku wybiegałem 902 km. Styczeń to 421 km na 34 jednostkach treningowych. Luty to 463 km na 27 treningach. Dorzuciłem do tego marcowe 19 km. Trening to jeden z elementów mojego życia, z którego ciężko mi zrezygnować. Największa trudność powiązana jest z tytularną regularnością. Wykonuję dobrą robotę, zdrowia mi nie brakuje, chęci również. Czuję, że jestem w dobrej dyspozycji. Rzucam wyzwanie moim rekordom życiowym. Długofalowy cel to potyczka z królewskim dystansem. Kiedy? Prędzej niż później. 🙂
2 marca, 2019
Tekst trafia w samo sedno.Trening jest jak pajęczyna.Musi być systematyczny ciągły i o stopniowo zwiększanej intensywności. Lepiej trenować lżej i prościej ale regularnie niż założyć za ambitny plan i złapać kontuzję i się wypalić. Jeszcze gorze jest trenować z kontuzją ignorując ból. Zamiast paru dni lub tygodni czeka nas kilka miesięcy przerwy a czasem nawet gorzej-operacja lub koniec biegania. To samo ze zdrowiem. Czasem lepiej odpuścić.Sam przez lata ignorowałem zdrowie biegając i startując z infekcjami i biorąc antybiotyki. Przez 14 lat zaliczyłem ponad 900 dni brania antybiotyku i z poziomu 33′ \10km na zawołanie doprowadziłem organizm do ruiny. Trzeba było w porę odpuścić . Dokładnie sprawę wyjaśnić i wyleczyć. Ku przestrodze!!! Nie polecam. Powodzenia i udanych startów.