Blog to wspaniałe miejsce na utrwalanie wspomnień. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale potrafi też dać kopa do działania w kryzysowym momencie. Nieczęsto, ale zdarza się, że wracam do niektórych relacji. W związku z tym postanowiłem utrwalić wspomnienia z XI Biegu Jacka. Czas zaciera emocje. Niezależnie od tego, jaki mają ładunek. Niedzielny bieg może nie był zbyt długi, ale nie był też nudny! Nogi i głowa pracowały przez cały dystans na pełnych obrotach. Co się działo? Więcej dowiecie się z poniższego tekstu.
Pandemiczna rzeczywistość nie rozpieszcza biegaczy przyzwyczajonych do tego, że mogę przebierać do woli w zawodach. Po pierwsze, planowanie długoterminowe obarczone jest ryzykiem, że bieg zostanie odwołany. Po drugie, biegów jest o wiele mniej, a chętnych nie brakuje. Oznacza to tylko tyle, że trzeba się spieszyć z zapisami. Niezdecydowani zostają z niczym. Taka ciekawostka. Pierwsza pula pakietów na Bieg Jacka rozeszła się szybciej niż w kwadrans! Dłużej biegłem od startu do mety. Nieźle, co? Na szczęście była druga tura. 🙂 Tak czy inaczej, w tej kwestii mogłoby być zdecydowanie gorzej, więc nie narzekajmy.
Spokojna sobota
Dzień przed biegiem dostałem sporo pytań, jak się czuję, czy się stresuje i tym podobne. Przyznam szczerze, że wcale nie myślałem o biegu. Kilka miesięcy absencji od startów zrobiło swoje. Moja jedyna wątpliwość ograniczała się do obuwia, w jakim będę startował. Miałem wybór między Adidas Adizero Adios 4, a Nike Vaporfly Next%. Postanowiłem zaszaleć i wybrałem te drugie, bo buty leżały w pudełku od listopadowej dychy… Dzień przed biegiem postanowiłem zjeść małą pizzę, aby się doładować i móc zjeść skromne śniadanie. Tak też zrobiłem.
Poranek przed startem
Wstałem przed 6:00, zjadłem sprawdzone śniadanie, czyli płatki ryżowe z mlekiem owsianym i bananem. Do tego mała kawa. O 6:50 ruszyłem w kierunku Siedlec. Jak ruszałem, to wydawało mi się, że jest chłodno. Jechałem w bluzie. Mam ten komfort, że rodzinka mieszka w Misiach, a to niespełna 50 minut drogi od miejsca rozgrywania zawodów.
Przed 8:00 odebrałem pakiet startowy. Nie spojrzałem na mapkę przed biegiem, więc miałem drobne problemy ze zlokalizowaniem biura zawodów, ale ostatecznie obyło się bez większych komplikacji. Było czuć, że temperatura rośnie z każdą minutą.
O 8:20 ruszyliśmy na drużynową rozgrzewkę. Po truchcie mogliśmy się rozgrzewać w zaciszu Siedleckiego Stadionu Lekkoatletycznego. Oprócz nas nie było tam żywej duszy. Można było skoncentrować się na robocie!
Pięć minut przed startem byłem już gotowy do biegu. Uzbrojony w koszulkę startową i buty. Była wysoka wilgotność, a termometr z pewnością pokazywał ponad 20 stopni Celsjusza.
XI Bieg Jacka – czas start!
Trasa składała się z dwóch okrążeń po (około) 2,5 km każde. Na rozgrzewce ułożyłem plan na ten bieg. Przez pierwsze okrążenie obserwuje i trzymam się czołówki, a potem wykonuje ewentualne ruchy. Nie miałem ciśnienia, aby prowadzić. Odliczanie od dziesięciu i ruszyliśmy!
Jak to zwykle bywa, już na samym początku uformowała się pierwsza grupa. Lecieliśmy we czterech w składzie: Paweł Machowski, Piotr Zięba, Marek Mitrofaniuk. Pierwszy kilometr pokonałem w około 3:06. W tym wpisie będę się posiłkował czasami ze Stravy, bo jestem przekonany, że pomiar czasu nie był ustawiony precyzyjnie. Na pewno nie otworzyłem biegu w 2:55. 😉 Byłem na 3 miejscu, więc realizowałem swój plan, a tempo biegu mi odpowiadało.
W tym miejscu wspomnę o specyfice trasy. Dwie długie proste i dwie krótsze. Prawie prostokąt. Pierwsza prosta była lekko z górki. Druga naturalnie pod górkę. To wszystko było doprawione wiatrem, który wiał w plecy, jak ukształtowanie terenu sprzyjało, a dobijał, jak trzeba było pracować na podbiegu. Wiem, że różnica wzniesień nie jest duża, ale piszę o tym, bo na tym dystansie robi to różnicę. Szczególnie po 3 km, gdzie w głowie pali się mnóstwo czerwonych kontrolek, a do mety daleko.
Wracamy na trasę. Drugi kilometr przywitał nas lekkim podbiegiem i wiatrem w twarz, co przełożyło się na spadek tempa. Czułem to, ale trzymałem się założeń. Drugi kilometr przeleciał w 3:16. Za wolno! Jak to zobaczyłem, to stwierdziłem, że trzeba mocniej popracować. Założenia założeniami, ale wożenie się na plecach rywali nikomu nie służy.
Trzeci kilometr śmignął w 3:02. Ku mojemu zaskoczeniu oderwałem się od grupy. Nie oglądałem się za siebie, więc nie wiedziałem, co się dzieje za moimi plecami. Skupiłem się na tym, aby trzymać równe tempo.
Na drugiej pętli dołączył do mnie Kajtek na rowerze (wielkie dzięki!). Jego doping działał motywująco. Słyszałem, że powiększam przewagę, ale nie chciałem zakończyć biegu na czwartym kilometrze, który pokonałem w 3:08.
Zaczął się ostatni kilometr. Nogi i oddech nie były lekkie, ale z pewnością czułem pewien zapas. Niełatwo jest się zmotywować do wytężonej pracy, kiedy walczy się jedynie z czasem. Skoncentrowałem się na dublowaniu wolniejszych biegaczy. Każda motywacja jest dobra pod warunkiem, że działa! Piąty kilometr zamknąłem w 3:05.
Drużyna lubelskibiegacz.pl TEAM nabiegała wartościowe rezultaty, co sprawiło mi nie mniejszą przyjemność. Do pełni szczęścia brakowało drużynowego dopingu, ale wierzę, że nadrobimy to przy najbliższej okazji… 😉
Czas brutto: 16:02; Czas netto: 16:00; Miejsce 1 OPEN; Zmierzony dystans 5,13 km. Wyniki biegu.
Nieprzypadkowo wspomniałem o dystansie. Bieg nie miał atestu, więc dla mnie nie ma to większego znaczenia. Tak czy inaczej, uważam, że dystans mierzył ponad 5 km, co ma znaczenie w kontekście osiągniętych rezultatów. Słyszałem, że niektórym było z tego powodu przykro. Trzymajcie dystans do tych liczb, bo to nie sprawia, że jesteście gorszym lub lepszym człowiekiem. Miarą wartości człowieka są jego czyny. 🙂
Gratulacje dla wszystkich uczestników. Podziękowanie i wielkie brawa dla Pawła, Piotrka i Marka za rywalizację.
Za linią mety
Skłamałbym, gdybym napisał, że styl mojego biegu mnie zaskoczył. Pobiegłem swoje. Stali czytelnicy wiedzą, że nie miałem problemów z motywacją. Przez cały rok regularnie trenuję.
Bezpośrednio po biegu schłodzenie z grupą, kilka fotek i trzeba było lecieć na dekorację. Kilka minut po 10 było po XI Biegu Jacka.
Wygranie biegu to wspaniałe uczucie. Nie zaliczam się do grona osób, które przesadnie to przeżywają. Dla mnie najważniejsza jest droga, więc wróciłem do codziennej rutyny treningowej. Wiem, że stać mnie na szybsze bieganie. Aby zdrowie było!
Wielkie podziękowania dla organizatora, wolontariuszy, grupy lubelskibiegacz.pl TEAM i wszystkich biegaczy. To było miłe i aktywne niedzielne przedpołudnie. W ostatnich miesiącach udział w imprezie biegowej znacznie zyskał na wartości…
Zdjęcia: Podlasie24, Bieg Jacka, Tygodnik Siedlecki, Aktywni Węgrów.
3 września, 2020
Wystarczyło, że wystąpiłeś w podcaście i od razu przyszło zwycięstwo! Gratulacja za bieg!
3 września, 2020
Musiałem się wygadać! 😉 Dzięki Florek! Trzymam kciuki za półmaraton!
3 września, 2020
Warto wspomnieć, że pokonałeś aktualnego lidera męskiego maratonu 2020.