To był szalony sobotni wieczór, który potwierdza, że bieganie w Lublinie jest na ogromnej fali! Niska temperatura, mroźny wiatr, późna pora, pagórkowata trasa – dla biegaczy to nie miało znaczenia, bo wyrównaliśmy rekord frekwencji. Nocne bieganie po mieście ma swój niepowtarzalny klimat. Zaliczam się do grona osób, które preferują bieganie w godzinach porannych, ale to nie powód, aby odpuszczać nocną dychę. Tym sposobem zameldowałem się na starcie trzeci rok z rzędu. Zapraszam do lektury relacji!
Na samym początku wyjaśnię, dlaczego wolę biegać rano, a nie wieczorem. Nie jest to moja fanaberia. Zwyczajnie lepiej mi się trenuje na lekkim żołądku. Nigdy nie biegam na czczo, ale moje śniadania są raczej skromne. Wyrobiłem sobie taki nawyk. Zawsze, kiedy biegam popołudniową porą, to przez cały dzień uważam na to, co jem, w innym wypadku trening może być utrudnione. Nie ma to związku z byle jaką dietą, bo cały czas staram się zdrowo odżywiać. Taki mam organizm i już. W tym miejscu chciałbym napisać o skuteczności diety lekkostrawnej. Część z Was zapewne czytała mój poradnik na temat trzeciej dychy, a dokładniej jego drugą część. Zawierał on porady żywieniowe. Wierzę, że Ci, co zastosowali te rady w praktyce, uniknęli dyskomfortu związanego z problemami żołądkowymi. Sam nie miałem z tym najmniejszego problemu, więc twierdzę, że to działa. Mam w pamięci obiad sprzed dwóch lat, kiedy o godzinie 15 zjadłem kotleta z ziemniakami oraz ogórkiem kiszonym. Niby do biegu było siedem godzin, a mnie dopadły problemy żołądkowe. Jeżeli ktoś miał podobne przygody w sobotę, to niech wyciągnie z tego wnioski.
Przed biegiem
Na miejscu byłem godzinę przed biegiem. Chwila rozmowy ze znajomymi i trzeba było ruszać na rozgrzewkę. Miałem ten komfort, że nie musiałem się fatygować z plecakiem do depozytu. Mama Matiego wzięła moje rzeczy, za co serdecznie jej dziękuję! W związku z tym, że było zimno, wplotłem w rozgrzewkowy trucht jeden krótki, ale dosyć szybki odcinek. Wymachy rąk, nóg, dużo podskoków, kilka rytmów i byłem gotowy do rywalizacji.
Zmagania na trasie
Muszę napisać o poszerzonym starcie. W końcu nie odczułem tego ścisku przed wystrzałem startera*. Wprost przeciwnie – było luźno. Jestem przekonany, że ogół startujących odczuł ogromną różnicę. W związku z lekkim opóźnieniem odliczaliśmy od pięciu. 5,4,3,2,1 START! Ruszyliśmy. Od razu ustawiłem się za prowadzącym Tomkiem Mydlakiem, a obok mnie trzymał się Bartek Ceberak. Nie wiem, w jakim czasie pokonaliśmy poszczególne kilometry, bo biegłem na stoper. Do drugiego kilometra trzymałem się prowadzącej dwójki, ale czułem, że tempo jest dla mnie zbyt szybkie, więc odpuściłem. Zgodnie z tym, co napisałem w poradniku – biegłem na miejsca. W tym miejscu stało się dla mnie jasne, że chcę biec po najniższy stopień podium, a jak rywale osłabną w dalszej części dystansu, to różnie może być. Podbieg na ulicy Filaretów potraktowałem ulgowo, bo słyszałem, że zbliżają się do mnie zawodnicy. Na ulicy Zana doszedł do mnie Michał Orzeł i Krzesimir Siatka, z którym biegłem do ulicy Narutowicza, ale o tym później. Na ulicy Wileńskiej Michał zdecydował się szarpnąć tempo na zbiegu.
Na półmetku spojrzałem na zegarek i to był jeden raz, kiedy to uczyniłem. Podbieg na ulicy Pagi oraz Spadochroniarzy dał się we znaki, ale w głowie miałem resztę trasy, która była sprzyjająca. Aleje Racławickie przywitały nas wiatrem w twarz. Nie chciałem się wozić za plecami Michała, zatem wyszedłem na prowadzenie i starałem się trzymać tempo. W okolicy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego mieliśmy mały zgrzyt z autobusem, który jak gdyby nic jechał po prawym pasie. Zbiegliśmy na lewy pas, mieliśmy szczęście, że nic nie jechało, bo mogło być różnie… Michał nieco szarpnął tuż po zakręcie w ulicę Kołłątaja. Pomyślałem, że trzeba się brać do pracy, w innym wypadku bieg rozegra się na finiszu. Zbiegając ulicą Narutowicza, postanowiłem zaatakować. Zakręt w Aleję Piłsudskiego, ciągle słyszałem krok zawodnika za mną. Mocny zbieg ułatwiał trzymanie przyzwoitego tempa. Na samym końcu Alei Piłsudskiego skręcaliśmy w lewo. Skorzystałem z okazji i rzuciłem okiem przez ramię. Wypracowałem bezpieczną przewagę, co było niezwykle istotne, bo ostatnie metry biegu to najtrudniejszy odcinek – grząski śnieg. Meta – 35:21. Michał – dzięki za wspólny bieg. Po przekroczeniu linii mety czułem przemrożone oczy oraz zęby. Nie wspomnę o zaciśniętych policzkach, które uniemożliwiały płynną wymowę. Na szczęście szybko schowałem się do ciepłej sali, gdzie momentalnie poczułem się lepiej. W tym miejscu chcę pogratulować wszystkich, którzy ukończyli bieg!
Wrażenia z imprezy
Cieszę się, że organizator biegów, czyli Fundacja Rozwoju Sportu w Lublinie zaznajamia się z komentarzami biegaczy w mediach społecznościowych i stara się reagować. Postaram się wypunktować wszystkie plusy i minusy sobotniej imprezy. Już teraz podkreślam, że jest to moja opinia i zapewne znajdą się tacy, co nie będą się ze mną zgadzać. Szanuję to! Już w przedbiegach chcę obalić żelazny argument, że skoro tak narzekam, to dlaczego sam się nie garnę do organizacji biegów? Odpowiedź jest prosta – jestem biegaczem i trenerem, a nie organizatorem biegów. Może z czasem się to zmieni, ale póki co nie mam tego w planach. Mam jedną przewagę nad osobami, które nie biegają, a organizują imprezy biegowe. Jestem głęboko zakorzeniony w środowisku biegowym i znam potrzeby biegaczy. Zwyczajnie wiem, co jest dla biegaczy szczególnie ważne.
- wielki plus za poszerzony start oraz strefę czasową na numerze startowym. Rozmawiałem z biegaczami z różnych stref czasowych i większość czuła swobodę na pierwszych metrach. Tak to powinno wyglądać! 🙂
- przy strzale startera napisałem gwiazdkę (*). Zgadza się, nie było strzału startera. Przyznam, że dla biegaczy z pierwszej strefy to nie problem. Jak ktoś stał trochę dalej i nie słyszał wystrzału, a widział ruszający tłum, to mógł się czuć lekko zdezorientowany.
- początkowe kilometry biegu były poprawnie zabezpieczone. Bieg po Alei Piłsudskiego, kiedy ruch był wstrzymany, to czysta przyjemność. Jestem biegaczem i tego właśnie oczekuję. Ludzie, którzy sprzeciwiają się zamknięciu ulic, nie potrafią tego zrozumieć, że uczestniczący w zawodach biegacze próbują pokonać siebie i innych. Na dużym zmęczeniu niezwykle łatwo o wypadek. Dlatego tak mocno akcentuję zamykanie ulic. Przyczyny takiego stanu rzeczy upatruję w braku zrozumienia. Startujący powinien mieć jedno wyzwanie – pokonać odcinek od startu do mety, w jak najkrótszym czasie. Slalom między autobusami lub autami osobowymi nie powinien mieć miejsca, ale o tym poniżej.
- pomimo późnej pory rozgrywania biegu, ponownie nie obyło się bez konfliktu ze zmotoryzowanymi. Sam doświadczyłem problemu z Michałem, kiedy kierowca autobusu postanowił jechać po prawym pasie. Co by się stało, gdybyśmy zbiegli na lewy pas, a w tym samym momencie potrąciłby nas samochód? Cały czas z tyłu głowy miałem, że w Lublinie nie brakuje kierowców na podwójnym gazie. Wystarczy spojrzeć na Lublin112.
- w tym momencie chcę napisać o najsmutniejszym wydarzeniu, jakie miało miejsce w trakcie biegu. Przypomnę, że to nie pierwsze zdarzenie tego typu – odsyłam Was do poprzedniej relacji. Mój znajomy wpadł na samochód (czarny Nissan Qashqai). Miejsce: Aleje Racławickie, tuż przed skrzyżowaniem z ulicą Łopacińskiego. Sytuacja wyglądała tak, biegacze przemieszczali się prawidłowo prawym pasem jezdni. Kierowca Nissana nie zwrócił uwagi, że prawy pas jest oddzielony pachołkami i jak gdyby nigdy nic zjechał na prawy pas, prawdopodobnie miał zamiar skręcić w prawo. W pewnym momencie kierowca zorientował się, że coś nie gra, iż otaczają go biegacze i postanowił raptownie zahamować. Traf chciał, że tuż obok biegła grupa biegaczy, a jeden z nich nie zdążył zareagować w porę i z impetem wpadł w tył auta. Finalnie skończyło się na siniakach. Z tego co wiem Mati odczuwa lekki dyskomfort w stawie kolanowym. Czy kogoś to interesuje? Mnie tak, bo o kontuzję nie trudno. Wiem, co czuje, bo sam mam potłuczone kolana. Nie piszę tego, żeby krytykować organizatora, ale po to, aby zapobiec takim sytuacjom, bo kiedyś ktoś będzie miał mniej szczęścia. Jak napisałem wyżej – bieg masowy, to powinno być święto biegaczy, kiedy naszym jedynym dyskomfortem jest walka z samym sobą. Wspomnę o kilkunastu konfliktach z kierowcami autobusów/trolejbusów. W tym miejscu dorzucę cytat biegacza, który przyjechał do nas z Olsztyna. Nadal ktoś uważa, że to normalne?
Długie autobusy przegubowe wijące się pomiędzy biegaczami – to było coś 😉 Nie wierzyłem, że to co widzę, to się dzieje naprawdę…Chyba trzeba zacząć w ogóle reklamować biegi uliczne w Lublinie hasłem- „lubisz bliskie kontakty z karoserią? Ten bieg jest właśnie dla ciebie! „
- ostatnie metry trasy okazały się najbardziej wymagające, wręcz niebezpieczne. Bieg utrudniał grząski śnieg. Jako biegacz wiem, że to najbardziej newralgiczny punkt biegu. Dlaczego? To tutaj biegacze rywalizują między sobą o lokaty i jak najlepszy czas. Zalegający, śliski śnieg plus zmęczenie dystansem, to mieszanka wybuchowa. Cieszę się, że nikomu nic się nie stało, ale z pewnością kilka sekund można by urwać. Nie będę pisał, co należało w tej sytuacji zrobić, bo to oczywistość.
- jestem bardzo ciekawy, dlaczego dekoracje odbyły się w plenerze, kiedy obok była do dyspozycji ciepła hala. Ogrzewacze, które stały naprzeciwko sceny praktycznie nie działały. Rok temu na hali Globus mieliśmy luksus… 😉 W tym roku uczestnicy, organizatorzy, wolontariusze, obsługa – wszyscy masakrycznie zmarźliśmy. Na losowanie nagród została garstka osób, ale czy to kogokolwiek dziwi?
- niektórym mogło się to podobać, ale mi nie. Dekorowanie przez najmłodszych wolontariuszy w sobotę o północy przy temperaturze oscylującej w okolicach -16°C? Kto to wymyślił? 🙂
- plus za sprawną obsługę depozytów oraz wydawanie makaronów, które były smaczne. W tych aspektach dostrzegam duży postęp.
- plus za konsekwencję przy atestowaniu trasy. Szum, jaki powstał po biegu to według mnie efekt braku zaufania do organizatora. Jak wiadomo, zaufanie buduje się latami, a możne je stracić w ułamku sekundy.
- plus za prawidłowy pomiar czasu. Nie ma tych niewytłumaczalnych różnic w czasach netto/brutto, nawet jak ktoś startował z pierwszej linii.
- świetny klimat imprezy, którą tworzymy jako biegacze! 🙂
- ogromne gratulacje dla wszystkich biegaczy, którzy trenują pod moim okiem! 🙂
Wielkie podziękowania dla wolontariuszy, którzy obstawiali bieg w nocy przy niskiej temperaturze. Szacunek! Podziękowania dla organizatora biegu. Widać pewnie starania, jednak bez radykalnej zmiany w aspekcie bezpieczeństwa nigdy nie będzie poprawnie. Specjalnie zacytowałem wypowiedź Krzyśka, który mieszka w Olsztynie, ponieważ to, co się u nas dzieje odbiega od pewnych standardów. Docierają do mnie sygnały, że mam etykietę krytykanta. OK, przyjmuje to na klatę i przypominam, że wszystkie słowa krytyki podpieram argumentami. Na szczęście to kropla w morzu, bo w sobotę dostałem potężną dawkę ciepłych słów. Dzięki temu czuje, że to, co robię, ma sens. Konstruktywna krytyka to bodziec do dobrych zmian. Nie znam osoby, która lubi być krytykowana. Wszyscy, którzy podejmują działania, są podatni na krytykę, dlatego ja staram się wykonywać swoją pracę, jak najlepiej tylko potrafię. Trzeba się z tym liczyć, pracując z ludźmi, a tym bardziej działając przy organizacji imprez masowych. Wybór należy do krytykowanej strony: chęć zmian albo kwaśny uśmiech i udawanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Liczę na Wasze komentarze. Zgadzacie się ze mną? Może chcecie dodać coś od siebie? Do dzieła! 🙂
Zdjęcia: Maraton Lubelski
14 lutego, 2017
Hej!
Myślę, że sprawdza się stara zasada, że – wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. W Olsztynie raczej nikt nie narzeka na złe zabezpieczenie trasy bo….nie mamy w zasadzie biegów po mieście, ani jednego atestu ulicznego. Jest za to sporo zawodów przełajowych, czy po chodnikach. Także u nas jest odwrotny problem, na który sporo osób narzeka. Sam trochę na to kręcę nosem i zazdroszczę Lublinowi, że można tutaj w atestach przebierać.
Ale faktem jest, że zabezpieczenie na Trzeciej Dyszce od Racławickich to była wielka improwizacja..;) Pewnie organizatorzy wychodzą z założenia, że dopóki wszyscy w miarę cali docierają do mety to jakoś to będzie. Ale pewnego dnia ktoś wpadnie pod autobus, będzie afera na całą Polskę i zapewne Wielkie Zdziwienie – jak to się mogło stać?
BTW, Gratulacje! Bardzo fajna relacja!
Pozdrawiam!
20 lutego, 2017
Cześć Krzysiek,
Dzięki za dobre słowo! Fajnie, że odwiedziłeś „stare śmieci”.
Pozdrawiam,
Paweł
14 lutego, 2017
Paweł, Twoje słowa to nie krytyka a rady dla organizatorów. Być może Oni nawet chcą ale nie wiedzą jak. Problem z autobusami pojawia się kolejny raz. Zastanowić się trzeba czy Panowie kierowcy otrzymują krótką instrukcję na temat tego jak powinni się zachować. Możliwe, że nikt nie informuje jak mają się zachować.
Jeśli tacy ludzie jak Ty nie będą o tym mowić/pisać to kto? Glos zwykłego Kowalskiego przejdzie bez echa. Biegną Twoi podopieczni, dodatkowo cieszy więc Twoje zaangażowanie i odpowiedzialność.
20 lutego, 2017
Cześć Maniek,
Cieszę się, że odbierasz to ten sposób – o to właśnie mi chodzi. Sytuacja z Nissanem pokazuje, że tu nie ma żartów. W trakcie biegu naprawdę może dojść do poważnego wypadku – mam szczerą nadzieję, że uda się temu zapobiec.
Pozdrawiam,
Paweł
14 lutego, 2017
Co do tego nieszczęsnego ruchu kołowego, to trafiłem na komentarz na FB ze stanowiskiem organizatora w tej sprawie. Pozwolę sobie zacytować: „Dla nas najbardziej komfortowe było by zamknięcie ulic i przeprowadzenie biegu. Na chwilę obecną nie jest to możliwe, i trudno o tym dyskutować ponieważ decyzyjność nie leży po naszej stronie. Nie wiąże się to z żadnym problemem czy decyzją finansową. Ale robimy co tylko możemy.” A teraz punk IV.9. regulaminu: „Wszystkie osoby uczestniczące w biegu zobowiązane są do przestrzegania na drogach publicznych zasad określonych przez służby porządkowe i organizatorów. Zawodnicy biec mogą jedynie w zakresie wydzielonego pasa ruchu oraz zobowiązani są zachować szczególną ostrożność w miejscach, gdzie bieg krzyżuje się z ruchem pojazdów.”
Nasuwa się pytanie, kto będzie ponosił odpowiedzialność w razie wypadku – czy biegacz, bo nie zachował należytej ostrożności, czy kierowca, bo „wbił” się na pas dla biegaczy. Przypadek Matiego, to w mojej ocenie ewidentna wina kierowcy. Z kolei co z autobusami, czy mają „prikaz” jechać dalej, bo rozkład? Należy poznać oficjalne stanowisko organizatora oraz Urzędu Miasta / Policji w tej sprawie. Ukróci to wszelkie insynuacje raz na zawsze i będziemy wiedzieli „na czym stoimy”.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
20 lutego, 2017
Cześć Krzesimir,
Mój znajomy wysłał bardzo konkretne zapytania do Urzędu Miasta. Mam nadzieje, że niebawem dowiemy się, jak to jest z tym zamknięciem ulic. Jestem bardzo ciekawy, kto stwarza problemy.
Pozdrawiam,
Paweł
14 lutego, 2017
Witaj Paweł. Przyznam się, że pierwszy raz czytam Twojego bloga i bradzo spodobała mi się ta relacja. Pomimo, że jest długa to wiele w niej konkretów i nie ma „lania wody”. A co do samego biegu, to był to mój trzeci strat w Lublinie. W ubiegłym roku miałem okazję zaliczyć maraton i Półmaraton Solidarności. Widzę, sporą poprawę w kwestii bezpieczeństwa w porównaniu do poprzednich imprez. Ale może to dlatego że Nocna Dycha organizowana była w późnych godzinach gdzie ruch jest dużo niższy. Niestety muszę się zgodzić z Tobą, ze w kwesti bezpieczeństwa trzeba jeszcze popracować. Na Racławickich byłem świadkiem jak samochód próbował wyjechać z parkingu tyłem, żeby to zrobić musiał przeciąć trasę biegu. Ja zuważyłem w porę światła cofania i udało mi się sprawnie ominąć przeszkodę. Nie wiem czy ten samochód w końcu wyjechał czy kierowca zdecydowa ł się zaczekać do końca biegu. (przed taką sytuacją cięzko organizatorowi jest zabezpieczyć trasę). Jeszcze przez jakiś czas biegu zastanawiałem się czy aby nikt za mną nie wpadł na samochód. Wiem, że wszystkiego nie można przewidzieć i nie da się w 100% zabezpieczyć trasy przed ludzką głupotą ale dobra krytyka jest potrzebna, bo dzięki temu można cały czas pracować nad poprawą. Myślę, że dużo zależy też od świadomości samych kierowców i ich podejścia do takich imprez. Podsumowując, to coraz bardziej lubie biegać w Waszym miesie, fajny klimat i te podbiegi dzięki którym bieg jest bardzo ciekawy.
pozdrawiam i gratuluję blogu 🙂
15 lutego, 2017
Dobre. Wiesz dobrze jakie to podejście. 9/10 przypadków: „Znowu biegają i blokują ulicę! Ulica jest dla samochodów, Spadać biegać do lasu.”
20 lutego, 2017
Część Damian,
Dzięki za komentarz! Mam nadzieje, że Twój kolejny bieg w Lublinie, będzie zabezpieczony co najmniej „bardzo dobrze”.
Pozdrawiam,
Paweł
16 lutego, 2017
Autobusy to masakra, sam mało co nie wpadłem na jeden przy skrzyżowaniu z Chopina. Wymijając oczywiście ruch z naprzeciwka. Skoro organizator sam nie potrafi zadbać o zamknięcie trasy bo do mnie nie dociera stwierdzenie „Na chwilę obecną nie jest to możliwe, i trudno o tym dyskutować ponieważ decyzyjność nie leży po naszej stronie. ” to może my jako biegacze powinniśmy się delegacją udać do stosownego urzędu/osób odpowiedzialnych za to by ruch na trasie był zamknięty.
Tu chodzi o nasze bezpieczeństwo. Mogę z taką grupą biegaczy udać się tam gdzie trzeba ale musielibyśmy wiedzieć do kogo. Byliśmy świadkami kolejnego wypadku na trasie, kolejnych niebezpiecznych momentów na trasie. POWIEDZMY W KOŃCU DOŚĆ!!!
20 lutego, 2017
Cześć Radek,
Czekam na odpowiedź z Urzędu Miasta. Myślę, że to da nam wskazówkę, gdzie i z kim należy rozmawiać.
Pozdrawiam,
Paweł
20 lutego, 2017
O zabezpieczeniu trasy chyba wszystko powiedziano. Bieganie z autobusami to standard, który naprawdę może skończyć się tragicznie. Nie podejrzewam tutaj złej woli organizatora a raczej jakiegoś twardogłowego urzędnika. Zastanawiam się tylko czy MPK jest informowane o imprezie tak, aby przekazało info kierowcom? Czy są informacje na przystankach, żeby mieszkańcy wiedzieli o utrudnieniach w ruchu komunikacji wcześniej? Odnośnie samej trasy. Dzisiaj na facebooku pojawiła się informacja o ateście trasy. Jednakże jednak wszystkim wyszło, że trasa była o około 150-200 m dłuższa. GPS to nie wyrocznia ale czy aż tak mógł się u wszystkich pomylić? Ja przeanalizowałem 28 biegów (5km, 10 km i 3 półmaratony) w których brałem udział i do tej pory największa różnica między wskazaniem GPSa a deklarowaną przez organizatora trasą to 80 metrów. No ale jest atest więc uznajmy, że wszystkie gpsy pogłupiały :). Sama trasa wymagająca jak dla mnie ale cieszę się, że taka była. Nie zawsze musi być płasko.