Maratońska ściana – przygoda na zamówienie

11 No tags Permalink 0

Maraton nie wybacza błędów. W ubiegłą niedzielę obserwowałem Maraton Lubelski jako rowerzysta. Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć, jak zmienia się sytuacja biegaczy na dystansie. Pojawiłem się w okolicach półmaratonu i już wtedy widziałem, że dla niektórych to będzie ciężka przeprawa. Byłem świadkiem wielu sportowych dramatów. Ktoś siedział na krawężniku, ktoś inny szedł zrezygnowany, a jeszcze inni walczyli z uporczywi skurczami, stojąc w miejscu. Zderzyłeś się ze ścianą? Jeżeli odpowiadasz na to pytanie twierdząco, to musisz mieć świadomość, że sprawcą tych doświadczeń jesteś Ty sam…

Skorzystam z porównania zaczerpniętego z gry Heroes. Populacja biegaczy zwiększa się! 😉 Przekłada się to na większą frekwencję podczas biegów maratońskich. Niestety, nie wszyscy biegacze są odpowiednio przygotowani, aby startować w maratonie. Żeby zobrazować tę sytuację, posłużę się pewnym porównaniem. Spójrzcie na zawodników z polskiej czołówki na tym dystansie. Jak myślicie, ile lat biega zawodnik, który debiutuje w maratonie? Pół roku, rok, dwa lata? Raczej nie, choć nie chcę generalizować. Zdarzają się wyjątki. Z moich obserwacji wynika, że dłużej. Zawodnicy biegają krótsze dystanse i stopniowo się wydłużają. Ten proces trwa kilka lat. Konsekwencją takiego działania jest odpowiednie przygotowanie siłowe, technika, doświadczenie oraz zapas prędkości.

Jak to często wygląda u amatorów? Pół roku biegania i bach – maratoński debiut. To zdecydowanie za szybko… Według mnie to zła droga i zawsze będę to powtarzał, że na maratony przyjdzie czas… 😉
 
Ściana w maratonie
 

Przyczyna ściany w maratonie

Przyjęło się, że ściana na królewskim dystansie to coś zupełnie normalnego. Wielu biegaczy rozpoczyna bieg i oczekuje. Kiedy zapuka to zdradzieckie zmęczenie? Nie mówi się o tym, że biegaczom na 5 czy 10 km też zdarza się bliskie spotkanie z ogromnym kryzysem. Dlaczego? Ściana maratońska smakuje tak gorzko, ponieważ trwa najdłużej. Świadomość tego, że nie dajesz już rady, a do mety pozostało osiem, dziesięć kilometrów, a czasem nawet więcej potrafi złamać najtwardszego! Nie wiadomo, co robić. Iść, próbować biec, siedzieć na krawężniku, zejść z trasy? Nikt nie zastanawia się nad przyczyną zaistniałej sytuacji. Wszyscy próbują załagodzić skutki. Przyczyna jest jedna: tempo biegu było nieadekwatne do wytrenowania. Wiem, z czego to wynika, ponieważ czasem sam mam z tym problem jako trener. Z reguły pomagam ustalić taktykę moim podopiecznym. Realizacja planu treningowego pod maraton jest wymagająca. Cykl przygotowawczy jest długi i wyczerpujący. Co tu dużo pisać – swoje trzeba wybiegać. Kiedy zbliża się dzień startu, trzeba zaplanować taktykę. Człowiek bardzo wierzy w to, co ma w nogach. W związku z tym wybiera wariant najbardziej optymistyczny (to zazwyczaj dotyka debiutantów). Można to porównać do inwestycji w biznesie. Im więcej zainwestujesz, tym więcej chcesz wyjąć. Jest to jak bomba z opóźnionym zapłonem. Czasem ta bomba wybucha (ściana), a czasem nie. Na początku jest świeżość i luz. Tobie towarzyszy euforia, nogi kręcą jak szalone. Sielanka trwa jednak do czasu. W okolicach trzydziestego kilometra „coś” zaczyna się dziać. Choć bywa i wcześniej. Czasem nogi „zacierają się”, a czasem czuć jakby ktoś wyciągnął wtyczkę z gniazdka. Niektórzy twierdzą, że ściana bierze się z wyczerpania zapasów glikogenu. Nie jestem zwolennikiem tej tezy, ponieważ w myśl tej teorii, każdy maratończyk powinien doświadczyć tego kryzysu, a wcale tak nie jest. Mało tego. Kiedyś nie było żeli i batonów energetycznych. Mniej osób startowało w biegach ulicznych, ale z pewnością rzadziej słyszało się o ścianie. Według mnie wiążę się to z wyczuciem własnego organizmu, choć pamiętajmy o zapasie glikogenu. Można zgromadzic go w mięśniach na wysiłek trwający około 90-100 minut. Dlatego lepiej wytrenowani biegacze rzadziej trafiają na ścianę, ponieważ ich maraton trwa krócej. Jeżeli na trasie maratonu wcinasz żele, banany i tym podobne, a przed samym maratonem naładowałeś się węglowodanami do syta – perspektywa kryzysu energetycznego oddala sie.

Teraz można w dowolnym momencie skontrolować tempo czy tętno. Biegacze zapominają o tym, jak ważne jest czucie własnego organizmu. Są tacy, co tracą głowę, kiedy zegarek zawodzi. Jeżeli nie nogi nie idą od pierwszych kilometrów, to zapewne nie trafiłeś z formą, i trzymanie tempa biegu na wymarzony czas, prędzej zakończy się ścianą, aniżeli dowiezieniem wyniku do mety. Taki jest sport. To jest bardzo trudne, ale musimy nauczyć się przyjmować porażki (może to za duże słowo – niepowodzenia) z pokorą. Zapewne doświadczysz uczucia niedosytu za metą, ale zapewniam, że lepsze to niż walka o przetrwanie.
 

Maraton bez kryzysu

Nie każdy maraton to walka o życie! 😉

 
Jak uniknąć ściany w maratonie? Nie ma złotej recepty. Świetny trening też nie gwarantuje cudownego wyniku na mecie. Nie ma żadnych pewników. Trzeba pamiętać o następujących kwestiach:

  1. Prędkość adekwatna do wytrenowania. Jeżeli trenowałeś pod złamanie trzech godzin w maratonie (średnie tempo 4:15/km) i starty kontrolne oraz treningi wskazują, że możesz to zrobić, to – mimo, że czujesz się świetnie – nie zaczynaj maratonu po 4:05/km żeby „zrobić” zapas. To zawsze kończy się kryzysem. Maraton jest dystansem, który nie wybacza.
  2. Zadbaj o odpowiedni zapas glikogenu. Jestem zwolennikiem „ładowania węglowodanów” w tygodniu przed startem, choć kluczowe są ostatnie 3-4 dni przed startem. Wtedy trzeba jeść naprawdę dużo węgli, żeby zrobić odpowiednią rezerwę. No i związana z tym sprawa: śniadanie przed startem. Jeden banan to może być za mało…
  3. Znaczne ograniczenie objętości treningu w ostatnie dwa tygodnie przed startem. Organizm musi poczuć luz. Jeżeli dwa tygodnie przed startem ładujesz „trzydziestkę pewności” – to możesz być pewien, że ściana Cię dopadnie. Pamiętaj o tym, że stając na starcie maratonu, musisz być wypoczęty i świeży. Powtórzę to jeszcze raz – maraton nie wybacza najmniejszych błędów.
  4. Odżywianie i nawadnianie na trasie. Mam kolegę, który w pewnym maratonie dwa lata temu był przygotowany na 2:42-2:45 i leciał na ten czas jak natchniony. Do 37 km… Super trasa, super pogoda, dobra grupa, nic tylko biec swoje. Nic z tego. Skończył w 2:51, bo zapomniał o uzupełnianiu energii na trasie. Czuł się znakomicie, ale kryzys energetyczny był silniejszy.
  5. Trening ukierunkowany na maraton. Żeby skutecznie przebiec maraton musisz mieć w nogach kilka długich wybiegań. Jeżeli nie biegłeś więcej niż półtorej godziny i to raz na 3 tygodnie – nie startuj w maratonie, bo tylko się zniechęcisz. Można biegać stosunkowo dużą objętość treningową, na przykład: sześć razy w tygodniu po 12-14 km. To daje całkiem przyzwoity kilometraż tygodniowy. Jednak w tym przypadku najważniejsze są kluczowe jednostki treningowe pod maraton (długie wybieganie). Polecam lekturę tego tekstu.

Podsumowując, żeby wyjść z tego pojedynku zwycięsko, musisz zacząć od dobrego przygotowania. Załóżmy, że masz dobry trening w nogach, teraz musisz opanować emocje. Nie daj się ponieść. Mówi się, że maraton to 32 km rozbiegania i 10 km wyścigu. Kryzys jest nieodłącznym elementem biegania. Jeżeli chcesz pobiec na 100% możliwości to zawsze towarzyszy temu ból. Prawdziwa satysfakcja jest wtedy, kiedy jesteś panem bólu i potrafisz nad nim zapanować. Wiecie, jaka jest różnica między kryzysem a ścianą? Kryzys mija – ściana nie. Życzę Wam skutecznego omijania ściany. Powodzenia!

Zdjęcia: Bieganie unosi mnie wysoko, Biegołaki

11 Comments
  • Bartek
    16 maja, 2016

    Fajny tekst 🙂

  • Krzesimir Siatka
    16 maja, 2016

    Cytując Pfitzingera „Maraton wymaga szacunku”. Sam biegłem kilka, wiem co to ściana, wiem też jak smakuje jego ukończenie bez kryzysu! Też nie jestem zwolennikiem teorii o końcu glikogenu, uważam że w 9 na 10 przypadków zwyczajnie się pszeszarżowało w pierwszej połowie. Czasami są to błędy w treningu, a czasem niedostateczna regeneracja. A czasem, tak jak w moim przypadku podczas ostatniego Maratonu Lubelskiego, nie okazanie wcześniej cytowanego szacunku i/lub zwyczajnie głupota 😉

    • Paweł Wysocki
      20 maja, 2016

      Cześć Krzesimir,

      Głupota związana ze startem dwa tygodnie po Orlenie? Czy jeszcze coś innego? 😉

      Paweł

      • Krzesimir Siatka
        20 maja, 2016

        Dokładnie 🙂 Wiesz, presją bo GPX Lublina – bardziej żal mi było miejsca, niż zdrowia. Never ever again.

  • Piotrek
    16 maja, 2016

    Odnośnie ostatniego maratonu Lubelskiego.
    Pod względem wytrenowania do maratonu byłem zadowolony. Biegłem z zaciągniętym ręcznym, ale niestety dopadły mnie skurczę w prawej łydce. Oczywiście na trasie regularnie piłem, jadłem żele i przyjmowałem elektrolity w kapsułkach.
    Poczałkowo trochę zwolniłem, ale to nic nie dało i skurcze wraz łapały. Potem biegłem dużo szybciej (czułem się dość świeżo i nie czułem zbytnio biegu), jak mnie już złapał, że nie mogłem biec to kawałek szedłem i znowu biegłem. Na ostatnich 2 kilometrach musiałem już przechodzić w marsz kilka razy na kilometr.
    Głowa chciała biec, ale łydki za brakło.

    Przypuszczam, że te skurcze mogą być przez nie do końca odpowiednią technikę biegu. Wydaje mi się, że podczas biegu prawa noga bardziej nadrabia niż lewa.
    Być może spowodowane jest to tym, że kiedyś zdiagnozowano u mnie, że mam krótszą nogę i nosiłem wkładkę ortopedyczną.

    W każdym razie zamierzam bardziej przyłożyć się do ćwiczeń uzupełniających stabilizacyjnych, ćwiczeń siłowych m. in. na łydki oraz rozciąganiu w celu poprawienia techniki biegu i wzmocnienia mięśni.

  • Witek
    17 maja, 2016

    W ścianę można przywalić nie tylko na maratonie. Zapewne ta maratońska to prawdziwy koszmar, ale pamiętam swoją pierwszą dychę. Szło mi pięknie. Do 7 km.
    Moim grzechem była zbyt duża prędkość. Pokarało mnie okrutnie. Ciało się zbuntowalo i nie chciało mnie słuchać. Nogi same mieliły, kiedy nie miałem sił. Kiedy już się zatrzymały, odsapnąłem chwil kilka postanowiłem iść. Nie mogłem ruszyć się z miejsca.
    Przez kilka miesięcy miałem pietra, że jeszcze kiedyś sytuacja może się powtórzyć. Kiedy zdecyduję się pobiec swój pierwszy maraton na pewno będę pamiętał o tym jak stałem bezradny, bezsilny i wściekły nad zalewem.

    • Paweł Wysocki
      20 maja, 2016

      Witek,
      Pamiętam Twoją relację na żywo 🙂 I te obawy, że sytuacja może się ponownie powtórzyć. Jak pobiegniesz swój pierwszy maraton to będziesz miał poczucie solidnego przygotowania, a to dodaje spokoju i pewności siebie!

      Pozdrawiam,
      Paweł

  • Kuba
    18 maja, 2016

    Dobry tekst. Mogę robić za model. Słaby okres przygotowawczy i… nawet nie to, że ja wpadłem w ścianę. Ściana mnie zmasakrowała, zdeptała, postawiła na nogi i jeszcze mnie przysypała, przeżuła i wypluła.

    • Paweł Wysocki
      20 maja, 2016

      Kuba,
      Następnym razem podejdziesz do maratonu przygotowany :))

      Paweł

  • Justyna
    19 maja, 2016

    Gratuluję i życzę dalszych sukcesów.
    Ja też ostatnio biegłam w takim biegu, mimo, że nie zajęłam pierwszego miejsca to byłam mega dumna z siebie, że w ogóle dałam radę przebiec i nie zrezygnowałam. 28 maja mam zamiar pobiec w biegu organizowanym w Gdańsku tak zwanym biegu dla twardzieli, zapowiada się niezapomniana przygoda a dochód z biegu będzie przekazany na cele charytatywne więcej informacji jeśli chcecie to tutaj może ktoś się dołączy http://warriorsrun.com.pl/idea-biegu.html aaa i jeszcze dodam, że uczestnicy będą wykonywali takie zadania, jak kandydaci na członków jednostek specjalnych. Zadania przygotowują byli żołnierze GROM-u oraz weteranami z Afganistanu

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.