Amatorskie bieganie ma różne odsłony. Jeden biega dla siebie, bo lubi. Drugi realizuje plan treningowy, ponieważ chce biegać szybciej. Trzeci chce biegać szybciej, ale ma problemy z regularnością i kończy się na słowach. Czwarty jest na wiecznym roztrenowaniu. Ta typologia jest bardzo uproszczona, ale jest jedna rzecz, która łączy wszystkich biegaczy. Mam na myśli obserwację. W dobie biegowych aplikacji (Garmin Connect, Polar Flow etc.) to bardzo łatwe. Nie mogę pominąć Endomondo, które zawiera niekończącą się ilość wyzwań. Co robią biegacze? Patrzą, patrzą i… porównują.
Nie ukrywam, że jest to pewien problem. Moi zawodnicy często pytają, dlaczego biegają tak mało, bo Zdzisiek co tydzień biega trzydzieści! Zawsze wyjaśniam moją treningową koncepcję i sytuacja raczej się nie powtarza. Zawodnik wie, że musi skupić się na swoim treningu. Bieganie objętościowe jest bardzo efektowne. Wysoki kilometraż tygodniowy robi wrażenie. Niestety, to stąpanie po cienkim lodzie. To tu tkwi przyczyna kontuzji przeciążeniowych, których jest dużo za dużo. Łatwiej jest wyjść na kolejną dyszkę, niż solidnie poćwiczyć w domu.
O wiele trudniej mają biegacze, którzy trenują w pojedynkę. Fora biegowe oraz Facebook to nie są wiarygodne miejsca na zadawanie tego typu pytań. Przypomina mi się dyskusja na pewnej grupie biegowej. Biegaczka zadała pytanie, czy powinna biegać w trakcie kuracji antybiotykowej (była chora na coś grypopodobnego). Jakie było moje zdziwienie, kiedy jeden z biegaczy odpowiedział, że powinna, ponieważ to hartuje charakter… Drugi biegacz próbował przetłumaczyć, że to mało rozsądne, ale z mizernym skutkiem. To była żywiołowa dyskusja! Trening w takim stanie to zwyczajna głupota i nie powinno zalecać się tego typu praktyk… Wracając do tematyki trzydziestek Zdziśka. Duży kilometraż to jest coś, czym można zaimponować innym. W końcu nie każdy jest w stanie tyle przebiec. Mało kto zastanawia się nad korzyściami, które niesie ten trening. Czasem ich zwyczajnie brakuje. I tym sposobem ktoś podpatrzy, że jego znajomy zasuwa (tygodniowo) prawie dwa razy tyle co on! Niektórzy dają się podpalić i działają pod wpływem presji… 😉
Jest jeszcze inna arena porównawcza. Zawody… Biegacze często kodują sobie w głowie, że jak ktoś biega dużo, to biega nieźle. Mniejsza o to, że nieźle to bardzo szerokie pojęcie. Nic bardziej mylnego. Liczy się trening jako całość. Nigdy nie wolno dać się zaszufladkować. Niech każdy patrzy na siebie i biegnie swoje. Na treningu, na zawodach, zawsze i wszędzie. Bieg to jest Twój i tylko Twój czas. Biegnij po swoje… I ciesz się tym 🙂
Inspiracją do napisania tego tekstu był przełaj z Edynburga. Na dystansie 8 km zwyciężył Amerykanin Garett Heath, który zostawił za plecami Mo Faraha… Bez kompleksów, bez szufladkowania. Pobiegł swoje i wygrał… Piękno sportu.
12 stycznia, 2016
Serwus!
Trafne spostrzeżenia i mądre przemyślenia zawarte w powyższym tekście. Zgadzam się ze wszystkim, co poruszyłeś, a tym, którzy mają jeszcze wątpliwości radziłbym ponowną lekturę i głęboką refleksję.
My, amatorzy, zwłaszcza Ci początkujący, jesteśmy bardzo ambitni, wręcz nadambitni i chcemy osiągnąć nasze cele „tu i teraz”, przez co zazwyczaj ponosimy bolące, także dosłownie, porażki. A tak naprawdę liczy się tylko praca organiczna.
I mówi to stary „romantyk”…
Pozdrawiam,
Kamil