
Ciekawe, czy ktoś z Was zastanawiał się dlaczego nie opublikowałem relacji z półmaratonu w Chełmie. Otrzymałem kilka zapytań, na które odpowiedziałem, więc wnioskuje, że większość czytelników zrozumiała sytuację. Teraz napiszę to oficjalnie. Szanuję Was i Wasz czas. Toteż nie chciałem pisać pustej relacji. Bo kogo obchodzi bieg, który kończy się po 12 kilometrach, a powinien trwać przeszło 21? Bieganie to sport, a w sporcie nie da się wszystkiego przewidzieć. Nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Gorsze biegi trzeba przyjąć z pokorą – i dalej robić swoje!
Półmaraton od środka
Przed biegiem czułem się dobrze. Nie miałem powodów do niepokoju. W trakcie rozgrzewki również OK. Odliczanie i start! Na początku „jakoś” się biegło, ale już po pierwszym podbiegu (na rynek) czułem, że idzie to dosyć opornie. Drugi duży podbieg dał mi do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Nogi nie podawały. Tuż za drugim punktem żywieniowym złapała mnie kolka. To były okolice 12 kilometra. Stwierdziłem, że to koniec. Chwile się przeszedłem i postanowiłem, że doczłapie do mety. Po drodze zamieniłem parę słów z Karolem, niesamowity człowiek. Szkoda, że pomylił trasę – zasłużył na to pierwsze miejsce w kategorii! Ja natomiast nie zwracałem uwagi na nic. Tempo przestało mieć znaczenie. To że ktoś mnie wyprzedza również. W myśl zasady albo wszystko, albo nic. Doczołgałem się do mety, a potem zaczęła się prawdziwa impreza. Perfect Runner Lublin oraz ekipa Łukasza – pozytywni ludzie. W tym miejscu chcę pogratulować Piotrkowi – świetna robota, ciężka praca i konsekwencja to podstawa, nie? Dzięki za wspaniały dzień 🙂 Dlatego lubię zawody!
Co dalej?
Dlaczego Chełm potoczył się tak, a nie inaczej? Niestety, mój organizm zregenerował się pozornie. Maraton dalej siedzi w nogach. Zabrakło odpoczynku. Mięśnie i wątroba zaprotestowały. Być może gdybym biegał połówkę tydzień później to by coś zmieniło. Nie chcę gdybać. W tej sytuacji to nie istotne. Póki co postanowiłem, że odpuszczam bieg w Urszulinie. Na domiar złego złapało mnie przeziębienie. Boli mnie gardło i dokucza mi katar. Słaby organizm łapie wszystko, prawda? Dlatego stawiam na odpoczynek i trening. Jak poczuje się lepiej to będę chciał gdzieś wystartować. Wszystko zależy od samopoczucia na treningach. Mam świadomość, że zrealizowałem swój cel na pierwszą część sezonu. Powoli zastanawiam się nad tym, co robić jesienią, ale o tym niebawem.
Zdjęcia: Marta Starzyńska
5 czerwca, 2015
Systematyczny trening i konsekwencja w dążeniu do celu popłacają 🙂 Maraton Ci wyszedł, teraz tylko odpowiednio wypocząć i realizować cel na drugą część sezonu. Długofalowy trening pod określony z góry cel na pewno znowu odda !
5 czerwca, 2015
Już przed biegiem czułem, że nie będzie dobrze. Miałem wiele powodów do niepokoju. Przed startem przybicie piątek z przyjaciółmi, brak rozgrzewki, odliczanie i start! Tylko na początku „jakoś” się biegło, a już po pierwszym podbiegu (na rynek) czułem, że jeśli dziś dobiegnę do mety to będzie sukces. Drugi duży podbieg dał mi do zrozumienia, że nogi nie podają i pozostaje jedynie siła woli, a ta wraz ze wzrostem temperatury topniała z każdym kilometrem Tuż za drugim punktem żywieniowym zaczęły łapać mnie skurcze łydek, to były okolice 12 kilometra. Stwierdziłem, że to koniec i chyba czas zejść z trasy, no ale na 13 km stała rodzina więc jakoś tak nie wypadało. Chwile się przeszedłem i postanowiłem, że doczłapie do mety. Po jakimś czasie zauważyłem, że przerwy na marsz są coraz częstsze, ale pozwalają mi posuwać się do przodu. W tym momencie marzyłem jedynie o dotarciu do mety, tempo przestało mieć znaczenie. to że ktoś mnie wyprzedza również – w myśl 2 towarzyszących mi zasad:”Cierpliwy palcem dół wykopie” oraz „Na ziemię powaleni, wstajemy, nie giniemy!”. Po ponad dwóch godzinach walki ze sobą osiągnąłem cel. Patrząc na czas – porażka, patrząc na zmaganie z samym sobą – sukces.
Niestety po Maratonie Lubelskim przez 3 tygodnie nie przebiegłem ani kilometra, w ostatnim tygodniu przed półmaratonem byłem z uczniami na 5-dniowej wycieczce w górach, gdzie spałem po 4 godziny na dobę, poza tym zbyt wysoka jak dla mnie temperatura, dosyć trudna trasa, zmęczenie i faktyczny brak przygotowania zrobiły swoje. Ale była walka i dlatego właśnie kocham ten sport!
8 czerwca, 2015
Gratuluję walki z własnymi słabościami. Trzeba robić swoje 🙂
6 czerwca, 2015
„W bieganiu jak w życiu. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli.” – święte słowa 🙂
Jest też takie przysłowie, które bardzo lubię, że „Co nie zabije to wzmocni!!!” i tego się trzeba trzymać 🙂 Powodzenia w realizacji dalszych planów!!! Pozdr!