W życiu nie wszystko układa się po naszej myśli. Planujemy, konsekwentnie realizujemy założenia, wszystko idzie zgodnie z planem. Aż tu nagle ciach. Jest problem. Jakiś czas temu zrobiłeś trening życia, a dziś masz świadomość, że z tej formy zostało niewiele. Mało tego. Nie wiesz, kiedy wrócisz do regularnego treningu, ponieważ pomimo dłużej przerwy i pewnych starań nie zauważasz poprawy. Witaj w moim aktualnym świecie.
Na początku muszę Wam zdradzić, że bardzo niechętnie publikuję tego posta. Nie szukam współczucia. Nie usprawiedliwiam się. Piszę to teraz, ponieważ i tak musiałbym tłumaczyć, dlaczego nie startuję w lokalnych biegach. Przyznaję bez bicia – nie jest mi lekko. W głowie rysują się różne scenariusze, przeważnie pesymistyczne, a kto mnie zna, ten wie, że jestem urodzonym optymistą. Na pocieszenie dodam, że wspiera mnie kochana Żona – Asia, która doskonale wie, ile bieganie dla mnie znaczy i co teraz przeżywam. Wystarczy tego biadolenia. Robię, co się da, żeby z tego wyjść.
To już pewne. Plany na pierwszą część sezonu 2016 wzięły w łeb.
Skąd ten problem?
Jestem pewny, że część z Was myśli, że trenowałem zbyt intensywnie i przeciążyłem ścięgno Achillesa. Nic z tych rzeczy. Bolesność w okolicy Achillesa pojawiła się po długiej jeździe samochodem (ponad 1500 km za kółkiem). Tak, wiem, muszę zainwestować w automatyczną skrzynię biegów i tempomat. 😉 W stanie „czucia” (trudno nazwać to bólem) Achillesa zrobiłem trzy treningi. Po tym zacząłem czuć lekki ból. Poszedłem do Bożydara na masaż i wziąłem trzy dni wolnego od biegania. Po tym wykonałem dwa treningi a, ból powrócił ze zdwojoną siłą. Zrobiłem tydzień wolnego i trening kontrolny – brak poprawy. Znowu tydzień i ponownie to samo. Bezsensowna szarpanina. Reasumując, od dwóch tygodni praktycznie nie biegam. Właściwie to już od trzech tygodni mam zaburzony rytm treningowy. Trochę z tym walczę. Czasem trzeba odpuścić… Nie ma innej opcji.
Co dalej?
Przerwa trwa, nie biegam. W tej sytuacji patrzę z dwóch stron. Pierwsza to jak najszybszy powrót do regularnego treningu, a druga to jak najmniejsza strata formy (właściwie tego, co z niej zostało). Mając na celu przyspieszenia regeneracji, chłodzę newralgiczne miejsce, chodzę na masaż oraz zaczynam zabiegi fizykoterapeutyczne (laser, pole magnetyczne, ultradźwięki). Zabiegi powinienem mieć w nodze, ale mądry Polak po szkodzie. Liczyłem na to, że ból odpuści. Jak widać się przeliczyłem. Co robię, żeby jak najmniej stracić? Przyznam się, że niezbędne minimum. Wszystkie ćwiczenia wykonuje na macie lub drążku w domu. Kumulacja różnych zajęć oraz praca od 10 do 19 skutecznie mnie ogranicza. Zakładam, że w najbliższy poniedziałek ruszę na siłownię. Tam będę miał co robić. Chyba że zdarzy się cud i będę mógł wrócić do treningu biegowego. Co do tego jestem ostrożny. Mam świadomość, że zbyt szybki powrót do biegania może spowodować powrót do punktu wyjścia. A tego bym nie chciał.
Jak patrzę na problemy Kasi Gorlo (blog runtheworld.pl), to sobie myślę, że mój Achilles to pikuś. Nie można się załamywać.
Do zobaczenia na biegowej ścieżce! Wrócę silniejszy!
3 marca, 2016
Jak pech, to pech 🙁
Ale właśnie miałem Ci napisać o Kaśce Gorlo. Przykro mi, ale co Cię nie zabije, to Cię wzmocni! Dasz radę, nie byłbym też taki pesymistyczny co do Twoich planów na pierwszą połowę 2016r. nic nie wiadomo. Dobra opcja z tą siłownią, ją chodzę cały czas, uważam, że ciało trzeba wzmacniać całe równomiernie, nawet biegaczom.
Pozdrawia, i życzę Ci jak najszybszego powrotu do zdrowia i biegania!
4 marca, 2016
Przechodziłem przez to od sierpnia do listopada 2015.
SIERPIEŃ
– ból się pojawił, ignorowałem go, bo myślałem że „rozchodzi się”
– ból się nasilił, po treningu rano ledwo chodziłem
– zrobiłem przerwę w bieganiu (zacząłem jeździć na rowerze)
WRZESIEŃ
– brak poprawy idę na USG ścięgna i wizytę u lekarza (diagnoza zapalenie ścięgna przez przeciążenie, bez uszkodzenia struktury)
– recepta 10 dawek leku Nimesil + 2 tygodnie przerwy
– po leku tkliwość ścięgna była ledwo wyczuwalna, jednak po zakończeniu nasiliła się
– zaczynam ćwiczyć codziennie Protokół Alfredsona (https://www.youtube.com/watch?v=8EBB54fyiOQ) + wałek do masażu co drugi dzień
– jeszcze nie było widać poprawy
– po dwóch tygodniach przerwy zaczynam chodzić na spacery szybkim marszem (5-10 km)
– włączam moczenie nogi na przemian w zimnej i ciepłej wodzie
PAŹDZIERNIK
– zaczynam lekko biegać co drugi dzień
– któregoś dnia w połowie października tkliwość całkiem ustaje, do dziś tak zostało 🙂
PODSUMOWANIE
Pomimo początkowych wątpliwości (przez przeczytanie różnych wpisów w internecie) DA SIĘ TO CAŁKOWICIE WYLECZYĆ.
Wydaje mi się, żę najbardziej pomaga w kolejności:
– protokół Alfredsona
– masaż wałkiem (stosuje to do dziś co drugi dzień)
– moczenie nogi na przemian w bardzo zimnej i ciepłej wodzie (trzeba uważać bo można się przeziębić, ale poprawa odczuwalna – sposób norweskich biegaczek)
– lek Nimesil ??? (lekarz twierdził że przyspieszy to zejście obrzęku) – nie mogę na 100% powiedzieć czy pomógł, ale na pewno nie zaszkodził
– nie chodziłem na żadne lasery itp. (może przyspieszyło by to leczenie)
– od momentu kontuzji nigdy nie zapominam o rozgrzewce przed i rozciąganiu po treningu
5 marca, 2016
Sebastian,
Bardzo dziękuję za Twój komentarz. Wskazówki osób, które sobie poradziły są wartościowe i budujące!
Zdrówko,
Paweł
5 marca, 2016
Dzięki Krzesimir! Na pewno będę na Chęć na 5. W jakiej roli? Pewnie jako kibic i fotograf 🙂
Pozdrawiam,
Paweł
4 marca, 2016
Paweł,
zdrowia i jeszcze raz zdrowia!
Szybkiego powrotu do treningów.
Pozdr!
5 marca, 2016
Adam,
Dziękuję za pozytywne słowo. Tobie też życzę dużo zdrowia :)!
Paweł
4 marca, 2016
W tamtym roku straciłem prawie połowę sezonu. Po Orlen Maratonie przez 3 tygodnie nie mogłem wrócić do biegania przez bóle piszczeli. Fizjoterapeutka postawiła mnie na nogi, ale nie chciałem za szybko obciążać nóg bieganiem, więc postanowiłem przejechać się na rowerze i… skończyłem na masce samochodu cały poobijany. Kolejne 3 tygodnie odpadły, a po nich powrót do biegania to była masakra. 5-6 km i odcinało mnie, zero sił, nogi strasznie słabe, uczyłem się biegania niemalże na nowo. Ale przemęczyłem się kilka miesięcy z takimi treningami i już we wrześniu, czyli po 4 miesiącach udało się nabiegać wartościowy wynik na ciężkim półmaratonie w Bytomiu, a później udało się wykręcić najlepszy wynik na biegu godzinnym, poprawić życiówkę na dychę i 2 razy poprawić życiówkę na 15 km. Mam nadzieję, że Achilles szybko wróci do pełni sił, a to co wypracowałeś przed kontuzją pozwoli Ci wrócić dużo szybciej niż planujesz do szybkiego biegania.
Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
5 marca, 2016
Cześć Artur,
Dziękuję za Twój komentarz. Masz pewien „negatywny” bagaż doświadczeń. Wierzę, że takie doświadczenie czyni nas mądrzejszymi! Oby tak było.
Pozdrawiam,
Paweł
8 marca, 2016
U mnie też achilles zawsze był problematyczny, dlatego przez ostatni rok starałęm się go wzmocnić, a teraz czeka go wyzwanie – maraton pko, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze:)