To musi być pasja! Ponad 1500 kilometrów pociągiem. Przeszło 22 godziny w obie strony, aby przebiec się po Goleniowskim stadionie. Żyjemy w dziwnych czasach, więc miałem do wyboru dwie opcje. Sprawdzian we własnym zakresie lub udział w Mistrzostwach Polski na dystansie 10 000 metrów. Wybrałem drugą opcję i nie żałuje, bo zebrałem cenne doświadczenie, czym dzielę się w poniższym tekście.
Chociaż… Gdybym miał to powtórzyć w najbliższym czasie, to musiałbym się długo zastanawiać i nie wiem, co bym wybrał. Piszę te słowa we wtorkowy wieczór i dalej czuję się trochę zmęczony podróżą. Nie wiem, może to normalne, a może to PESEL? 😉
Przygotowanie do startu
Pomysł na start zrodził się w mojej głowie na początku marca, po mocniejszym treningu na bieżni. Miałem przeszło siedem tygodni na trening. Pandemiczny klimat nie pozostawiał złudzeń: albo impreza rangi Mistrzostw Polski, albo nic. Od początku wiedziałem, że Goleniów jest piekielnie daleko, ale wiecie, jak to jest. Staram się nie przejmować kwestiami, na które nie mam wpływu. Pomyślałem, że trzeba będzie tam dotrzeć i tyle. Do samego końca mieliśmy jechać autem, ale w ostatnim momencie zdecydowaliśmy się na kolej. Nie sądziłem, że podróżowanie pociągiem może być aż takie męczące…
Zanim doszło do podróży, trzeba było wypełnić formalności. Licencja, badania sportowe. Słyszałem, że w niektórych klubach to moment, ale nie w Lublinie. Momentami trzeba było zacisnąć zęby. Finalnie się udało i na początku kwietnia miałem aktualną licencję. Mogłem zapisać się na bieg.
W ostatnim tygodniu przed startem pojawiła się informacja o dodatkowej weryfikacji. Odrobina formalności i udało się. Dzięki Tomasz za pomoc. Konieczne było też oświadczenie o butach. Na stadionie można biegać w kolcach lub butach, których podeszwa ma maksymalnie 2,5 cm. Zmierzcie sobie własne buty do biegania (na pięcie). Możecie się zaskoczyć, ale na 99% Wasze obuwie nie spełnia normy. Nie wspominam o popularnych butach startowych z karbonem. W Goleniowie każdy bacznie przyglądał się, co kto ma na stopach. Od sędziów po zawodników. Mam wrażenie, że dyskusje i emocje związane z obuwiem, przyćmiewały nawet te o taktyce na bieg. Niesamowite. 🙂
Podróż
Start był w sobotę, więc trzeba było poświęcić cały piątek na podróż. Jechałem z Pawłem i Michałem. Ruszyliśmy o 7:59 z Lublina, a w hotelu zameldowaliśmy się po 19. W trakcie przejazdu odliczaliśmy czas pomiędzy kolejnymi posiłkami. Mniej więcej, co trzy godziny trzeba było coś zjeść. Głód mi nie groził, bo byłem uzbrojony po zęby. Trzy pełnowartościowe posiłki idealnym uzupełnieniem śniadania w domu i kolacji w hotelu. Przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie podróżowania z rodziną, gdzie nie można liczyć na normalny postój w restauracji. Przy okazji wypiłem najdziwniejszą kawę w swoim życiu. Najgorsza z perspektywy cena/jakość.
W ramach ciekawostki: kto zgadnie, ile kosztuje w warsie rozpuszczalna kawa. Rozpuszczalna MK Cafe zalana wrzątkiem. Poproszę o odpowiedzi w komentarzach pod tekstem. Zdjęcie pomocnicze poniżej. 😀
Po zameldowaniu się w hotelu zdecydowaliśmy się na spacer po pakiety. Dwa kilometry tam i z powrotem dobrze nam zrobiły po praktycznie całym dniu siedzenia. Kolacja w hotelu była smaczna i sycąca.
Dzień startu
Noc minęła przyzwoicie. Prawie zawsze tak mam, że jak śpię w nowym miejscu, to sen odbiega jakością od tego domowego. Po 8 byliśmy już po śniadaniu, które trzeba było zjeść w zaciszu pokoju hotelowego (normalność, wróć!). Jedzenie było naprawdę dobre i lekkie. Czuć było, że menu było dobierane pod biegaczy. Przy okazji zadbałem też o płatki owsiane z mlekiem i bananem na drugie śniadanie. W końcu bieg był zaplanowany na 15:15, więc nie było mowy, aby myśleć o obiedzie, bo to skończyłoby się katastrofą.
Muszę wspomnieć o listach startowych, które zostały opublikowane w piątek wieczorem. Przyznaję, że trochę mnie to podłamało, bo jechałem do Goleniowa z myślą: to MP, więc poziom będzie wysoki i wyrównany. Trzeba dołączyć do pociągu i dowieźć wynik do mety. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem, że zostałem przydzielony do serii D. Widząc, kto biegnie w serii C i B nie miałem złudzeń, że tutaj będę skazany na samotny bieg lub współpracę z wąską grupą biegaczy, i nie pomyliłem się. Przez chwilę nawet pomyślałem, że przejechałem taki kawał, aby biegać solo jak zdecydowana większość treningów. Co za ironia losu. Na szczęście nie było tak źle. Możecie zapytać, skąd taki przydział? Najprawdopodobniej wynikało to z tego, że nie miałem aktualnych wyników w statystyce PZLA.
W piątek wieczorem odezwał się do mnie Łukasz Więckowski, z którym współpracowałem przez większą część biegu. Łukasz, jeszcze raz dziękuję za bieg!
Po 11 zjadłem drugie śniadanie, chwilę poleżeliśmy, spakowaliśmy się i o 12 ruszyliśmy w stronę stadionu. W samo południe kończyła się doba hotelowa. Okazało się, że byliśmy jednymi z pierwszych osób na obiekcie. Mieliśmy szczęście i spotkaliśmy miłe panie, które otworzyły nam przebieralnie (kiedyś nazywało się to szatniami), gdzie mogliśmy posiedzieć w ciepełku. W innym wypadku bylibyśmy skazani na trybuny, a tego dnia było chłodno. Na dodatek wiał zimny wiatr…
Start zaplanowany był na 15:15, więc rozgrzewkę rozpocząłem około 14:20. Udział w Mistrzostwach Polski oznacza dostosowanie się do panujących zasad. O 14:55 była „bramka”, gdzie sędzia weryfikował zawodników. Każdy startujący otrzymywał czip i naklejkę porządkową na lewe udo, ale o tym poniżej. W międzyczasie można było kontynuować rozgrzewkę, a sędziowie weryfikowali, czy wszyscy zawodnicy mieli poprawnie przyczepione numerki, startują w odpowiednim obuwiu i tym podobne.
Bieg
Bieżnia w Goleniowie ma 6 torów. W moim biegu startowało 25 osób. Łatwo policzyć, że przypadało ponad cztery osoby na jeden tor. Startowaliśmy z dwóch linii. Pierwsza miała do dyspozycji tory od 1 do 3, a druga od 4 do 6. W tym momencie wrócę do numeru na nogę. Otrzymałem ’15’. Nie miałem szczęścia do miejsca startowego, ponieważ zostałem przypisany jako jeden z ostatnich w pierwszej linii, więc musiałem startować z drugiego rzędu. Dlaczego o tym wspominam? Myślę, że sytuacja związana z serią oraz z miejscem startu pochłonęła mnóstwo mojej uwagi. Moje myśli nie były skupione na biegu, a na rzeczach dookoła. W konsekwencji nie mam wątpliwości, że zabrakło mi koncentracji w trakcie samego biegu, co przełożyło się na satysfakcjonujący wynik, ale w dolnych granicach aktualnych możliwości. Dublowanie w trakcie biegu również nie pomagało…
Powyżej wklejam międzyczasy z biegu. Prawie cały bieg współpracowałem z Łukaszem. Zmienialiśmy się, co 2-3 koła. Było to dosyć istotne, bo na przeciwległej prostej wiał silny wiatr w twarz, co zabierało sporo energii… Na ostatnim kilometrze ruszyłem, aby powalczyć trochę o czas i się zmęczyć. Do piątego kilometra biegło mi się całkiem dobrze, a między 6, a 8 km miałem lekki kryzys. W pewnym momencie dopadło mnie kłucie z lewej strony pleców. Przekłada się to na problem ze swobodnym oddychaniem. Podejrzewam, że ma to związek z pracą rąk i usztywnieniem się w trakcie wysiłku. Być może to efekt stresu startowego. Nie pierwszy tego doświadczyłem, więc z tyłu głowy miałem obraz siebie, który jest usztywniony i ma problem z utrzymaniem tempa. Na szczęście gdzieś w okolicy 8 km mnie to puściło. Nawet nie wiem kiedy. Ostatecznie zająłem 3 miejsce w serii.
Wynik: 32:34, 51 miejsce (3 miejsce w serii D).
Skłamałbym, gdybym napisał, że pobiegłem treningowo. To nie był lekki bieg, ale z drugiej strony mam świadomość, że to nie był mój dzień. Zasoby emocjonalne są odnawialne, ale ograniczone. Za dużo energii zużyłem na kwestię okołostartowe i zabrakło tego w trakcie biegu. Swoje dołożyła też podróż, co odczułem w niedzielę i poniedziałek. Doszedłem do wniosku, że nieźle trzymała mnie adrenalina w sobotę. Zabrakło też rozruchu w piątek, ale przy tak długiej podróży brakowało czasu. Być może trzeba było iść na rozruch zamiast po pakiet. Być może przerosła mnie trochę ranga imprezy oraz to, że ostatnio brakuje takich doświadczeń. Uwierzcie mi na słowo, że bieganie na bieżni jest surowe i wymagające dla głowy. Zdecydowanie bardziej niż bieg uliczny. Finalnie jestem z siebie zadowolony, bo pobiegłem najszybszą dyszkę w życiu. Jestem za stary na to, aby robić PB i pisać, że jestem zawiedziony. Cieszę się z najmniejszego sukcesu. Jednocześnie czekam na bieg życia, bo start w dalekim Goleniowie naładował moje baterie motywacyjne. Przypomniał też, że sprawdzian i zawody to dwa światy. No mam wspaniałe wspomnienia. Przyznaję, że nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał okazję startować w Mistrzostwach Polski na stadionie. Ten start może być swoistym przełomem, kto wie. 🙂
Nie boję się mocnego treningu. Lubię trenować. Nie boję się upubliczniania wykonanej roboty. Dlaczego o tym wspominam? Bo są biegacze, którzy to oceniają (nawet komentują, ale w wąskim gronie), a jednocześnie sami kryją się z własnym treningiem, a na pytanie, jak idą przygotowania, odpowiadają bajeczki o jednym treningu tempowym przed mistrzostwami, po czym poprawiają rekord życiowy. Jakie to słabe… 🙂 Lata w sieci sprawiły, że jestem odporny i robię swoje. Szanuję to, że ktoś nie musi być treningowym ekshibicjonistą, ale szczerość jest zawsze w cenie.
Mondo w Goleniowie jest twarde. Niebieski kolor przypomina nawierzchnię z Lublina, ale to dwa światy. W niedzielę i poniedziałek czułem mocno łydki. Biegłem w butach Adidas Takumi Sen 7, które są przeznaczone do biegania po bieżni. Nie mają kolców, ale dedykowany bieżnik poprawia przyczepność. Może jak się rozpędzę, to zaryzykuję i pójdę w kolce…
Co dalej?
Większość biegaczy narzeka na brak startów i ma rację, bo praktycznie ich nie ma. Sam mam na siebie plan, bo chcę startować na bieżni. Mam świadomość, że będę oglądał czyjeś plecy, bo bieganie na stadionie opiera się na sporcie młodzieżowym, a „młodzież” (głównie juniorzy i młodzieżowcy) potrafi przebierać nogami. Jestem świadomy, że to będzie miało pozytywny wpływ na dłuższe bieganie na ulicy. Zapas prędkości i bratanie się z cierpieniem to coś, co zaprocentuje w przyszłości. No i mam cel. 😉
Dziękuję wszystkim za trzymanie kciuków, moc pozytywnej energii i gratulacje po biegu. 🙂
Zdjęcia: Kowalski Photos, Marek Biczyk
28 kwietnia, 2021
9,50 ta kawka. 😉 też się raczyłem w drodze powrotnej. 😉
2 maja, 2021
Haha, jak smakowała? 🙂